Zdradzeni: II
Aries’owi
wystarczył dzień aby przekonać się jak uparta i zdesperowana może być
szlachcianka. Od wczorajszego ranka zamienili zaledwie kilka słów przy szybkich
posiłkach na postojach i choć brunet spodziewał się, że zasypie go milionem pytań
związanymi z dalszą przeprawą, tak ta jednak milczała jak zaklęta. Nie starała
się go zagadywać, nie marudziła ani się nie żaliła… Można więc sobie wyobrazić
jak zdziwiony był wtedy Aries, licząc iż dziewucha okaże się kolejną, irytującą
osobą z arystokracji, dostarczając mu tym samym idealny powód do zostawienia
jej samej sobie w najbliższej wsi.
Od jakiegoś
czasu zerkał ukradkiem na idące kilka kroków za nim dziewczę. Co jakiś czas potykała się gołymi stopami w
leśnym runie i z trudem utrzymywała równowagę, wczepiając się przykurczonymi
dłońmi we wszystko, co nie miało ostrego, raniącego zakończenia. Na pobladłej twarzy
malowało się zmęczenie i chęć odpoczynku. Wąskie, kościste ramiona zdawały się
tylko ostatkiem sił nie zwisać bezwładnie, a słabe dłonie nerwowo odganiały muskające
jej ciało gałązki i ciernie, ale w
dalszym ciągu pozostawała milcząca, pokornie znosząc trudy podróży po gęstej,
całkiem zdziczałej stronie lasu. Jakby w dobrze zrozumiałym poczuciu, że jeśli zacznie
narzekać, to Aries przywiąże ją do najbliższego pnia sosny i porzuci.
Czy był
okrutny? Może. Ale nikt przecież nie mówił, że życie poza miastem będzie
proste. Aries niczego szlachciance nie obiecywał; pobłażliwości i odpoczynków
co godzinę tym bardziej. Ale gdy tak na nią patrzył i przypominał sobie, że wędrują
od świtu to coś w nim powoli zaczynało się kruszyć. Ostatecznie nie była nim,
nie była zahartowana do życia w najgorszych warunkach. Nie posiadała
umięśnionego ciała ani, co już zdążył zweryfikować, najmniejszej wiedzy o
przeżyciu na łonie nieprzewidywalnej natury. On to wszystko miał w małym palcu
od dziecka i z latami coraz bardziej i lepiej wykształcał pewne umiejętności
przydatne w życiu w ubóstwie.
W
zastanowieniu musnął dłonią zad klaczy. Koń pruł spokojnie, acz stanowczo do
przodu wydrążając im masywnymi nogami ścieżkę. Wysoka trawa, krzaki i drzewa
gęsto mieszały się ze sobą od kiedy przecięli główny trakt, zagłębiając się w
tę stronę lasu. Dziką i nieujarzmioną.
Aries
chcąc nie chcąc musiał zejść z głównej drogi, jeżeli chciał uniknąć ciekawskich
spojrzeń. Dziewczyna wystarczająco dała mu do zrozumienia, że jest lub będzie
poszukiwana. Mężczyzna nie wiedział tylko, za co, jednak nie mogło być to coś
groźnego. Jak ktoś tak słaby mógł kogoś skrzywdzić? Rzadko bywał po tej stronie
Królestwa, ale z tego co pamiętał kradzieże czy zrywanie zaaranżowanych
małżeństwo wśród arystokracji nie było mocno karane… Zwykle rodziny załatwiały to
pomiędzy sobą, a w przypadku pierwszego wystosowywano jedynie chłostę za małe
przewinienie lub napiętnowanie za większe. Po każdym zostałby bolesny ślad,
którego u niej brakowało.
Zdecydował,
że będzie musiał o to spytać przy najbliższej, w miarę spokojnej okazji. Im
więcej informacji posiadał tym lepiej mógł się przygotować na nieznane.
Aries
przyjrzał się jej po raz kolejny. Powłóczała nogami, krzywiąc się za każdym
razem gdy stawiała następny krok. Miał wystarczająco dużo litości, by zrobić
dla niej prowizoryczne buty z płata materiału by nieco uchronić delikatną skórę
stóp szlachcianki przed ostrą trawą i kamieniami. Będzie musiał wyciągnąć z
niej tyle prawdy, ile się da. I kupić odpowiednie buty, zanim dotrą na obrzeże
miasta kupieckiego, a najlepiej jeszcze przed granicą. Potem już zastanowi się,
jak wprowadzić niezauważenie poszukiwaną szlachciankę do jednego z pilniej
strzeżonych miast podlegających bezpośrednio Joreynilih. Na początku chciał
zmierzać wprost do Przeklętego Królestwa, ale szybko się okazało, że musi
zmienić swoje plany.
Kupieckie
Miasto było żyłą złota Joreynilih. Osłabiane przez lata grabieżami Wojan dało Zjednoczonemu
Królestwu bez problemowy dostęp do przejęcia nad nim zwierzchnictwa i uczenia obszarem
podlegającym zapłaty daniny. W odpowiedniej odległości od granicy, lecz
wystarczająco blisko aby stanowić główny łącznik w razie potencjalnego zagrożenia.
Obecnie
miasto kwitnęło za sprawą wymiany handlowej między resztą Królestw. Każdy
słyszał o tym, iż Joreynilih pobiera niewielką część z wszystkich przychodów
jako podatek, jednak na początku roku każdy kupiec zobowiązany był wpłacić na
rzecz Królowej Lilianne daninę w postaci sumy swoich przychodów zwiększonych o połowę
od sumy podatku. Nowa metoda płacenia daniny znacznie usprawniła rozwój miasta.
Ostatecznie nie była to jego jedyna funkcja…
Kupieckie
Miasto zbierało wszelkiej maści dziwaków. Liczył, że ktoś spotkał tam starca,
który go okradł. Wątpił, żeby ktoś tak podstępny nie skorzystał z okazji by
odwiedzić barwne, wiele oferujące miasto kupców.
Zakładał,
iż o zmroku dotrą pod samą granicę królestwa, ale zaczynał wątpić, czy przy
obecnej sytuacji mądrze będzie przeprawiać się nocą ze zmęczoną dziewczyną pod
nosem straży granicznej. Tak, niewątpliwie nie tylko jej stan zniósł by na nich
niepotrzebne zainteresowanie. Dziewczyna wciąż nosiła jego szeroką koszulę i
spodnie. Nawet, gdy obwiązała sobie koszulę w pasie rzemieniem, wyglądała jak
małe dziecko tonące w ubraniu ojca. Jednak wzrost, szczupłość i butność w
oczach po uwolnieniu jej z fałd rodowej sukni jasno wskazywała, że dziewczyna
jest już w odpowiednim wieku do ożenku.
Syknął
cicho z irytacją, uświadamiając sobie zimno, że zadanie to może okazać się
trudniejsze niż przypuszczał. Wciąż kluczyli po Borze, trzymając się jednak
równolegle do drogi. Po zachodzie słońca skrzyżują się z Traktem, a stamtąd
udadzą się do przejścia granicznego. Aries zapłaciłby myto za siebie i dziewkę,
i jeżeli Niebiosa by im sprzyjały, przeszliby przez bramę bez większych problemów.
Jednak
teraz wyraźnie docierało do niego, że jeszcze bardziej nadłoży drogi przez
jakąś dziewkę z arystokracji, której nawet nie znał, bo miał zbyt miękkie
serce!
Westchnął
cicho, zaczynając skrupulatnie planować to, co z pewnością będzie musiał
zrobić. Aries zatrzyma się w jednej z zatęchłej wsi tuż przed granicą, gdzie czekać
będą najróżniejsi ludzie z kontynentu będący tam przejazdem. Złodzieje, pijaki,
starzy wojanie, chętne dziewki i być może nawet najemnicy jak Aries.
Z jednej strony,
zamieszanie jakie powstanie będzie działało na korzyść Ariesa, zdobywającego
to, czego potrzebuje, mimo to uwzględniał możliwe ryzyko, że napotka przy tym
jakieś problemy. Cóż, nie takie rzeczy
już robił, pomyślał.
Wyszli na
nieco rzadszą, łagodniejszą połać lasu i nagle dało się słyszeć z tyłu głośny
warkot. Aries zatrzymał się gwałtownie, a czerwona na twarzy szlachcianka
wpadła na jego plecy z zaskoczonym jękiem, zaplatając ręce wokół brzucha. Z
westchnieniem pociągnął za uzdę niczym nie zrażonej, maszerującej dalej Perill
aby się zatrzymała. Koń przystanął i zagapił na niego z niemym pytaniem,
strzyżąc przyjaźnie uszami, na co kąciki ust mężczyzny uniosły się lekko.
Pogłaskał klacz po boku.
– Postój. Odpocznij trochę. – poradził dziewczynie,
samemu już zabierając się za przygotowanie im miejsca. Wybrał wielki dąb o
rozłożystej koronie i właśnie pod nim rozłożył swoje manatki.
Przy
okazji obserwował okolicę, przyglądając się rosnącym wśród drzew paprociom i
dzikim, kolczastym krzewom. Nie byli aż tak odsłonięci, a przestrzeń nie aż tak
wielka i wolna, zaś szeroki, masywny pień mógł zakryć ich sylwetki w każdym
momencie, dodatkowo zdawał się być jedynym drzewem w zasięgu wzroku nie
koegzystującym tak bardzo z resztą niewygodnej roślinności.
Skończył
szybko i zajął się koniem, pozwalając mu krążyć i zajadać dostępnym menu.
Szlachcianka siedziała cicho, skulona na swoim kawałku posłania i wgapiając w
nieco wilgotną ziemię. Aries przyjrzał się jej jeszcze raz uważniej. Upięte
wcześniej włosy powychodziły z pomarańczowej wstęgi, opadając jej grubymi
kosmykami na boki twarzy.
Suche i poranione usta straciły całkiem swą
dawną powabność, a chuda, niewielka i blada sylwetka zdawał się mówić iż
dziewczę upadnie przy mocniejszym podmuchu wiatru. Tylko oczy pozostawały wciąż
zdeterminowane. Zmęczone, ale żywe, gotowe przyjąć następne trudy.
Gdy po
raz kolejny z jej brzucha wydobył się warkoczący dźwięk, skuliła się w sobie
jeszcze bardziej, uciekając zawstydzonym wzrokiem w bok, byle dalej od
rozbawionego mężczyzny.
Zdusił
cisnący mu się na ust śmiech i rzucił w jej stronę dokładnie owinięte w ścierkę
suszone mięso, samemu siadając niedaleko i opierając się o pień drzewa.
Drgnęła, gdy materiał opadł tuż obok niej i wbiła w niego niepewny wzrok, z
którego dobiegał wyraźny głód, nim w końcu ostrożnie po niego sięgnęła.
Podziękowała mu cicho, ledwo poruszając ustami, do których znowu wpychała na
siłę zbyt wiele kawałków na raz.
Mruknął z
dezaprobatą. Zamarła na sekundę i zaczęła przeżuwać spokojniej, wbijając w
niego sarnie oczy.
– Prześpij się. Obudzę cię, gdy będziemy ruszać. –
poradził i przywołał do siebie Perill nie oczekując od niej żadnego
potwierdzenia. Klacz ruszyła do niego żwawo, od razu domagając się więcej
uwagi. Spełnił jej prośbę i pogłaskał z uczuciem nad chrapami, cmokając do niej
z uczuciem.
Zarżała
przekazując mu swoje zadowolenie. Brunet uśmiechnął się miękko, jeszcze chwilę
dopieszczając zwierzę. W końcu zajął się łowieckim wyposażeniem schowanym pod
tobołkami z codziennymi przedmiotami, a gdy nie czuł już na swoich plecach
uważnego spojrzenia dziewczyny, wyciągnął wszystko, co potrzebne jest mu do
zastawienia sideł. Nóż myśliwski ojca idealnie leżał w jego dłoni i przez
chwilę gładził go nieświadomie po srebrnym ostrzu. Obejrzał się na nową
towarzyszkę podróży z ciekawością.
Chude
dziewczę zwinięte w kłębek i przyciskające ręce do piersi i szyi, oddychało
miarowo. Aries zagapił się na ten widok, niechętnie przypominając sobie siebie
jako małego, porzuconego chłopca zdanego wyłącznie na siebie. Zgarnął swój koc
i bardzo ostrożnie okrył szlachciankę. Jej zmęczone ciało czerpało pełną parą z
chwili ukojenia i prawdopodobnie nawet gdyby niespodziewanie zrzucił na nią
koc, to ani by nie drgnęła.
Mimo to szeptał, gdy nakazywał Perill
czuwać nad śpiącą.
*
Coś ciepłego i mokrego połaskotało ją po
uchu. Wymruczałam nieskładnie, żeby dano mi spokój, ale gdy natręt nie
przestał, uświadomiłam sobie, gdzie jestem. Zerwałam się gwałtownie do siadu z
szeroko rozszerzonymi w panice oczami, natrafiając na niezrażonego jej
gwałtownością konia cale od swojej twarzy. Odskoczyłam, zaplątana w cieple nie
swojego koca i wbijając zielone oczy w groźny pysk zwierzęcia, aż nie
dosłyszałam obok głośnego męskiego, ochrypłego śmiechu.
Szarpnęłam głową w lewo tak mocno, że
poczułam ból, a w głowie wybuchnęła mi irytacja zmieszana ze strachem. Najemnik
– Aries, stał ledwie dwa metry ode mnie, kucając przy niewielkim ognisku, na
którym przypiekał mięso. Świeże, pachnące mięso.
Niemal pociekła mi ślinka, gdy pochłonęłam
oczami jedzenie. Znowu zaburczało mi w brzuchu i zawitał do mnie niewyobrażalny
wstyd, wypływający na twarz w postaci czerwieni i palącego gorąca. Zacisnęłam
zęby na dolnej wardze i ogarnęłam pospiesznie wzrokiem otoczenie. Niemal
zachłysnęłam się powietrzem, dostrzegając że jest znacznie ciemniej niż gdy się
kładłam. Zakręciłam się nerwowo w miejscu, niepewna czy powinnam o to pytać.
Brunet odezwał się w tym samym momencie, jakby czytając mi w myślach.
– Spokojnie, dalej
drzewa nie są już tak ściśnięte przy sobie, pojedziemy na Perill. – uspokoił
mnie z gasnącym uśmiechem. Obojętnie dziabnął mięso ostrym nożem, sprawdzając
czy nadaje się już do zjedzenia. Z trudem przeniosłam wzrok na coś poza mięsem,
łypiąc ponuro na gniadą klacz, która znudzona moim brakiem zainteresowania,
zostawiła mnie w spokoju, podchodząc okrężnie do swojego pana.
Brunet potarł w zadumie kilkudniowy
zarost, nim pogłaskał zwierze po chrapach. „Perill” ucieszyła się z pieszczoty
i przysunęła do niego jeszcze bardziej, za co została nagrodzona jego
uśmiechem. Zdumiona obserwowałam, jak wygina kształtne usta w pół uśmiech, a
ciemne oczy mruży łagodnie. Wcześniej, zbyt zmęczona, nie miała okazji go
poobserwować.
Groźnego, chłodnego bruneta zastąpił
znacznie milszy i troskliwszy osobnik i niebezpiecznie podobała jej się ta
zmiana. Tylko niewielka blizna na lewym profilu szpeciła wygląd tego
przystojnego najemnika. Spłoniłam się na twarzy, dusząc niegrzeczne słowa na
swoją nieśmiałość. Zawsze wszystko było po niej widać i nienawidziła się teraz
za to, ponieważ chciała patrzeć więcej, a nie mogła.
Mężczyzna odgonił w końcu od siebie konia
i zabrał się za ściąganie ich obiadu z ognia. Ledwo powstrzymałam język od
oblizania spierzchniętych ust, chociaż brunet zupełnie mnie ignorował. Odkrawał
swoją część soczystego mięsa i ku własnemu zaskoczeniu, tę większą wyciągając w
moją stronę. Przełknęłam ciężko ślinę, pospiesznie odbierając od niego posiłek
i wgryzając się od razu w gorące mięso i o mało co nie wypluwając odgryziony
kawał z ust. Zapiekł mnie poparzony język, wywołując sapnięcie bólu, a do oczu
napłynęły łzy.
Obserwujący mnie brunet wydał z siebie
zrezygnowane jęknięcie.
– Mówiłem ci, żebyś się
tak nie spieszyła – przypomniał mi ze zrezygnowanym westchnieniem, patrząc
karcąco. Kiwnęłam usłużnie głową i pozwoliłam jej opaść w dół. Wstyd. Tak
strasznie trawił ją wstyd. Naprawdę była czarną owcą wśród arystokracji,
niezdarnym beztalenciem. Zagryzłam dolną wargę starając się odpędzić
napływający falą smutek. Przecież nie mogła się teraz przy nim rozkleić!
Silna dłoń podsunęła jej pod oczy pełną
manierkę z wodą, którą odebrała z wdzięcznością.
– Jeden dzień zwłoki
nie jest przeszkodzą, ale następnym razem jak nie zaczniesz myśleć przed
posłuchaniem głodu to nie dostaniesz nic do jedzenia. – zagroził suchym,
pozbawionym ciepłych uczuć głosem.
Pewnie musiało mu być jej żal, gdy patrzył
jak rzucam się głodna na jedzenie. Co o niej wtedy myślał? Że jest żebraczką z najbiedniejszej szlachty,
która uciekła przed chłostą? Brzydkim, głupim gąsiątkiem, uciekającym od
konsekwencji? Jak na dłoni było widać, że nigdy nie prowadziła strudzonego
życia, a już tym bardziej nie miała do czynienia z samodzielnym prowadzeniem go
i dbaniem o samą siebie. Zawsze ktoś robił to za nią.
A teraz przeklinała bogów, że urodziła się
w rodzinie markizów w bogatej prowincji Lavoquer, a zmarły kuzyn był w bliskich
stosunkach z samą królową Zjednoczonego Królestwa. Zamrugałam, odganiając
niechciane łzy. Coraz wyraźniej dochodziło do mnie znaczenie tych słów.
„Zmarły”. Już nigdy więcej nie zobaczy Philipa i nie przeprosi, za to, co
uczyniła.
Skubnęłam ostrożnie zębami mięso, chowając
za nim twarz. Zostałam całkiem sama. Pierwsze opuścili ją jej rodzice, a teraz
ostatnia osoba, jaka jej została. Wgryzłam się z rozgoryczeniem w mięso aż
dotarłam do patyka.
Musi być silna i przetrwać, znaleźć się
jak najdalej od Królowej, która pierwsze podda ją torturą aby wyciągnąć z niej
przyznanie się do winy, a następnie dowolnie rozłoży na kole, poćwiartuje lub
zetnie z szacunku do jej utraconego tytułu szlacheckiego. Szczerze wątpiła, czy
po oskarżeniu o zabójstwo kuzyna dostanie tę litość by zostać ściętą. Jej
towarzysz jakby wyczuwając potok myśli w jej głowie, spytał o to, czego tak
bardzo się bała.
– Powiedz, co zrobiłaś?
– wystrzeliłam w niego wystraszonym spojrzeniem. Bała się zdradzić prawdę i
wystawić na potępienie, więc milczała próbując powstrzymać cisnące się do oczu
łzy.
– Okradłaś nie tę osobę
co trzeba? – zgadywał, a mnie przeszył zimny dreszcz. Nie da jej spokoju? Nie
odpowiedziałam, spuszczając zielone oczy na swoje kolana i nie dostrzegając
niecierpliwego grymasu na twarzy mężczyzny.
– Jeśli się nie
przyznasz teraz, obiecuję że zostawię cię strażnikom na granicy. – rzucił
chłodno. Zatrzęsłam się z przerażenia. Nie. Jeśli to zrobi… Ona… Umrze. Właśnie
to się stanie – królowa dopilnuje żeby cierpiała. Przełknęłam z trudem
narastającą w gardle gulę. Oblał ją zimny pot.
– Błagam, nie rób tego.
– poprosiłam żałosnym głosem, kuląc się w sobie. Jeśli powie prawdę, pewnie i
tak ją zostawi!
– Nie zrobię, jeśli się
przyznasz. – obiecał. Kłamca! Weźmie
złoto za twoją głowę, szepnął mi złośliwy głos w głowie. Objęłam rękami
ramiona, czując jak po ciele pełzną mi lodowate dreszcze. Odważyłam się
spojrzeć mu w błyszczące, bursztynowe oczy, ale jedynie co dostrzegłam to
niezmąconą niczym szczerość.
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech.
Zostawi ją. Będzie się nią brzydził. Pomyśli, że kłamie. Jednak z desperacji
otworzyłam usta, wydobywając z siebie te dwa, okrutne słowa, plamiące mi umysł.
*
– Zabiłam go. –
wychrypiała.
Aries wzdrygnął się wbrew swej woli,
obserwując jak nagle wzrok szlachcianki staje się przerażająco pusty. Zielone
oczy wyglądały teraz tak samo jak jego skradziony kamień i świadomość tego
obudziła w nim głęboko skrywany lęk. Brązowe, zmatowiałe włosy naelektryzowały
się i uniosły pojedynczymi kosmykami wokół jej trupio bladej twarzy na kształt
korony. Miał wrażenie, że światło wbrew logice załamywało się dokoła jej sylwetki.
Magia.
Mężczyzna wiedział, że istnieje i
szczęśliwie z jej pełnym wymiarem spotkał się zaledwie dwa razy. Jej drobne,
dość powszechne ślady nazywane maaną nauczył się dostrzegać. Jeśli wiedziało
się jak, nie było to trudne, jednak pozostawało pilnie strzeżone by żaden z
obecnych władców się o niej nie dowiedział i nie zechciał wyplenić czegoś, co
może się przyczynić do podobnej zarazy, co w Degrya.
A teraz miał przed sobą jeden z tych
śladów, który zdawał się pęcznieć wokół mizernej postaci dziewczyny, narastać
wbrew jej wiedzy i woli. Aries wiedział, że większość ludzi nawet nie zdaje
sobie sprawy z tego, że to robi. Zwykle jednak ci sami ludzie szybko trafiali
na stos – wystarczyło, że wyglądali tak a nie inaczej w danym momentach, przy
pracy, w złości lub emanując energią bezwiednie, co niektórzy wyłapywali jako
swoiście drażniącą odmienność. Dokładnie tak jak Ariesa… Urwał szybko tę myśl,
zgrzytając zębami.
Decyzję podjął bez zastanowienia. Nie
wiedział zresztą, jak inaczej miałby to powstrzymać. Zbliżył się do
szlachcianki i szarpnął za nadgarstki do siebie.
– Uspokój się! – syknął
nieprzyjemnie, mocno ściskając jej chude przeguby. Gdy opadała na jego pierś w
omdleniu, miał wrażenie że to pusta skorupa, a nie ta sama, zdeterminowana by
uciec, dziewczyna.
Wypuścił powietrze z płuc ze świstem, nie
wiedząc nawet że je wstrzymywał od kiedy zobaczył… Co dziewczyna robi. Co
POTRAFI zrobić, nie mając o tym pojęcia. Aries widział, że jest przerażona,
mimo to musiał wiedzieć aby móc bezpiecznie wyprowadzić ich z Joreynilih. I nie
miało teraz znaczenia, w jakich okolicznościach to nastąpiło, bo w brunecie
odezwała się bolesna, gorzka przeszłość, która właśnie zdecydowała za niego.
super sie czyta i jest klimat sredniowiecza tego brakowalo od dluzszego czasu na blogu
OdpowiedzUsuńMoja droga Azuso! Miła to niespodzianka ujrzeć nowy rozdział na blogu,a w szczególności mój zdecydowanie numer jeden wśród Twoich opowiadań ^ ^ Czytając nasunęła mi się jedna myśl- rozkwitasz literacko, potrafisz pisać obrazowe, rozleglejsze opisy :3 Porównując do starszych tworów można ujrzeć gołym okiem tę poprawę :D I ten styl pisania, według mnie pasuje idealnie, a szczególnie do tego opowiadania. Oczywiście zauważyłam błędy drobne, typu "torturą", a nie "torturom".
OdpowiedzUsuńWydaje mi się też, że stworzyłaś całkiem podobny do naszego średniowiecznego świata- świat. Ciekawie ponazywałaś zjawiska, miejsca, ludzi... Myślę, że nasza szlachcianka (O kurde, zapomniałam imienia), okaże się kimś więcej niż tylko człowiekiem? A może człowiekiem o nadprzyrodzonych zdolnościach? :p A, wracając do opisów, no to tak Ci powiem, że o podróży się czyta bardzo miło, ciekawe, co będzie, gdy bohaterka wkroczy do miasta :D Ale to się okaże, tylko znowu trzeba będzie poczekać. Aż sama zaraz coś naskrobię, bo aż miłej weny mi się zebrało :3
Cieszę się, że nadal ci się podoba i ogromnie dziękuję za komentarz. W końcu trochę tutaj odżyło XD Przejrzę go jeszcze raz niedługo żeby sprawdzić i poprawić to co wyłapałaś, a tymczasem biorę się za naukę, bo mam kilka zaległych testów na jutro. Dopiero wróciłam z rehabilitacji i padam na twarz xD
UsuńTak, tak, tak! Twórz <3 Btw. postać Aithne chyba dodam wraz z rozdziałem, będzie akurat jej opis to się idealnie zgra~
Liczę, że strona jeszcze bardziej odżyje, szczególnie przy Zdradzonych ^ ^ Miłej nauki i ogólnie :D
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńNa początek wysyłam nieco ciepła, ponieważ pogoda nas nie chce oszczędzać.
Zaraz po "WpS" chyba właśnie "Zdradzeni" są tym, na co czekam najbardziej. Dzięki temu fragmentowi coś mnie tchnęło, by jeszcze raz dać szansę tej serii się przenieść do innej rzeczywistości. Czasem warto spojrzeć na wszystko innymi kategoriami, poniekąd rozmarzenie się podczas czytania na to pozwala.
Kwestie gramatyczne pominę, bo jest całkiem dobrze, aczkolwiek jeszcze gdzieniegdzie bywa problem ze zrozumieniem, o co chodziło autorce.
Ostatnie linijki aż proszą o kontynuację, na co zresztą liczymy chyba wszyscy.
Myślę, że historia będzie naprawdę wspaniałą, dłuższą opowieścią, jeśli tylko nad nią przysiądziesz i poświęcisz jej wystarczająco dużo czasu. Myślę, że muzyka relaksacyjna do tego by nie zaszkodziła, a i plusem byłyby urozmaicenia pokroju ilustracji.
Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia, szczególnie w tym jesiennym okresie.
/Alex