You're mine – 1
Wrzucam na bloga, choć może nie powinnam się uginać, ale z rozpoczęciem września moje pisarskie motywacje jakby umarły. Zatem why not. Ostatnia klasa i nie dość, że nie mam na nic czasu, to brakuje mi energii do niemal wszystkiego.
Rozdziały są krótkie, bo ledwo do 1100 słów. YM to omegaverse (możecie o tym przeczytać w którymś z postów poniżej), miał być dostępny tylko na Wattpadzie (TUTAJ), a tam preferuje się raczej tego typu formy z rozdziałami-tasiemcami. Tutaj będę wrzucać po dwa w jednym.
Prośba do was - komentujcie. Bądźcie aktywni. Pokażcie, że jest sens w prowadzeniu tego bloga.
Rozdziały są krótkie, bo ledwo do 1100 słów. YM to omegaverse (możecie o tym przeczytać w którymś z postów poniżej), miał być dostępny tylko na Wattpadzie (TUTAJ), a tam preferuje się raczej tego typu formy z rozdziałami-tasiemcami. Tutaj będę wrzucać po dwa w jednym.
Prośba do was - komentujcie. Bądźcie aktywni. Pokażcie, że jest sens w prowadzeniu tego bloga.
Patrzył
na przepiękną grę świateł utworzoną przez kryształy żyrandolu w wielkim,
wytwornym salonie. Letnie słońce wpadające przez szerokie okna zakrzywiały się
na to większych, to drobniejszych kryształkach. Odbijały się na każdej ze ścian
zajmującymi kleksami i fragmentami cienkich tęcz.
Ciemnowłosy
był więcej niż zachwycony, obserwując to intrygujące zjawisko. Wiedział, że to
najzwyklejszy efekt czystego odbicia promieni słonecznych w szkle, mimo to
nigdy nie widział tego w tak rozległej
formie.
Bez wątpienia masywny żyrandol zawierał
kilkadziesiąt, jak nie setkę drobnego szkła, które dodatkowo rozszczepiało
światło między sobą wzmacniając wspaniały efekt.
Ilia był
tak zafascynowany procesem, jaki zaszedł, że mógłby w tym pokoju zostać już na
zawsze. Jedynie wpatrując się w te kleksy.
Bardzo
żałował, że to wszystko – łącznie z żyrandolem należało do niezwykle
nieprzyjemnej osoby. I może zarabiał znacznie więcej, niż gdziekolwiek indziej
mógłby zarobić ze swoim statusem społecznym – w końcu był betą, wciąż jednak
nie zmieniało to jego zdania na temat pracodawcy.
A był nim
apodyktyczny, materialistyczny, wredny manipulant pozbawiony sumienia. Co
więcej, zboczeniec i perwers. Ilia nie mógł zliczyć, ile razy w ciągu pracy od
dwóch tygodni doświadczył obmacywania po tyłku, biodrach i zdecydowanie
przekraczających granicę jego komfortu psychicznego, złośliwych szeptów wprost
do jego nadwrażliwych uszu.
Znęcał
się nad nim z upodobaniem, ot co. I może jeszcze jakoś by to przetrwał z zaciśniętymi
zębami, gdyby nie robił podobnie innym pracującym w domu, choć nie w tym samym
natężeniu. Kiedy do przepięknej, otoczonej pachnącym, barwnym ogrodem
rezydencji zawitał Ilia, mężczyzna jakby przewartościował oczekiwania.
Pastwił
się nad nim bardziej niż na kimkolwiek innym w posiadłości, przez co coraz
częściej rozpatrywał opcję z odejściem stąd jak najszybciej. Siostrzyczka,
która załatwiła Ili tę posadę w dobrej wierze z pewnością zrozumie.
Kiedy za
kilka dni się z nią spotka, wyżali się jej ze wszystkich okropności jakie
doświadczył. Zgniotą jego byłego pracodawcę dyskretnie, acz z niewątpliwie
ogromną przyjemnością. Może nawet obsmarują go gdzieniegdzie aby ostrzec
nieświadomych przed pracą u tego sadystycznego bezbożnika. Uśmiechnął się na
samą myśl szatańsko. Odegra się, jak Boga kocha, da mu jeszcze popalić.
– Obijasz się, sekretareczko?
O wilku
mowa, pomyślał. Dłoń zwyczajowo wylądowała na jego pośladku i zesztywniał cały,
zagryzając mocno dolną wargę. Bardzo powoli na opanowaniu, jakim przez całe
swoje dwudziestoczteroletnie życie słynął, zaczynało pojawiać się coraz więcej
pęknięć. Kiedy czara goryczy w końcu się przeleje, wybuchnie jak bomba atomowa.
Zmiecie z powierzchni ziemi ten dom, żyrandol i jednego, cholernie zadufanego w
sobie zboczeńca!
Oddychaj,
Ilia. Zbok, jakkolwiek bogaty by nie był, nie pokona twojej żelaznej woli. Jak
na betę posiadał umysł cudownego dziecka. Jeśli nie wytrzyma tej sytuacji,
spożytkuje go przynajmniej na zaplanowaniu jakiejś wymyślnej, długiej tortury
dla swojego „pana”.
– Oglądam rozbłyski – odparł sucho, nie siląc się na
przyjazny ton. Jako osobisty sekretarz tego wcielonego diabła mógł swobodnie przemieszczać
się po całym terenie, na którym stała posiadłość. Wychodzić, kiedy chciał i
wracać, o której zechce, tak długo jak nie kolidowało to z planami jego pana.
Spodziewał się szyderstwa i wyzywania od panienek. Zdawało się, że nawet
jego ciało samoistnie się napięło wyczekując tej chwili.
Zamiast
tego Arver zabrał dłoń z apetycznego tyłka młodszego bez słowa uszczypliwości. Ilia
nigdy nie był tak blisko wykrzyczenia „Alleluja!”.
Dzięki
Ci, Boże, za Twą łaskę. Tak, jest wierzący. A przynajmniej na tyle, na ile się
starał doganiać w tym swą doskonałą, anielską siostrę.
– Wychodzę za pół godziny, przygotuj się –
poinstruował dziwnie bezosobowym tonem. Jakby nagle wszystko straciło na
znaczeniu. Ciemnowłosy aż obejrzał się z wrażenia, a okrągłe okulary zsunęły
się mu z nosa.
Wysoki
blondyn o wiecznie prostej jak kij postawie ubrał się dziś w granatową koszulę
od garnituru, ciemne spodnie oraz pasującą do nich kamizelkę. Każde z jego
ubrań było skrojone na miarę i odpowiednio opinało go gdzie trzeba, kiedy się
poruszał. Bez wątpienia do twarzy mu w garniturach, szkoda że miał tak paskudny
charakter.
– Wszystko w porządku? – wymsknęło się Ili, zanim
zdążył wymierzyć sobie mentalny policzek.
Nawet się
nie zatrzymał, a machnął tylko olewczo ręką i wyszedł, zostawiając go pośród
rozbłysków. Nie widział wyrazu jego twarzy, więc nie potrafił stwierdzić, co mu
się tak nagle stało. Nigdy jeszcze nie widział, aby zareagował tak
natychmiastowo… Brzmiało zbyt łatwo jak na diabła.
Potrząsnął
mocno głową, wyrzucając z niej zbędne myśli. Gdziekolwiek szli, musi się
odpowiednio przygotować. Inaczej jak poprzednio nie da mu żyć, wytykając
chociażby fakt, iż nieumiejętnie zawiązał krawat.
Bycie
genialnym dzieckiem nie równało się absurdalnej umiejętności doboru garderoby. Dlaczego
nikt tego nie rozumiał?
*
Przygotował
się najlepiej, jak potrafił. Dwa dni temu poprosił o drobną poradę jedną osobę
ze służby. Dzięki niej tym razem dobrze zawiązał krawat, a każdy element stroju
znajdował się na swoim miejscu, włącznie z przedmiotami, które zawsze powinien
mieć przy sobie. Żadnej nitki czy paprocha. Doskonale.
Dla
pewności ostatni raz sprawdził torbę, czy aby czegoś nie zapomniał. Długopisy z
cienkim rysikiem i czarnym atramentem według upodobań oraz butelka wody dla
diabła, notes z pełnym grafikiem, chusteczki, wizytówki firmy, dokumenty Ili,
portfel, telefon i tablet do pracy. Odetchnął z ulgą, miał wszystko.
Sprawdził
zegarek, rozszerzając niebieskie oczy w panice. Wybiegł z pokoju, kierując się
w stronę przeszklonego holu. Arver już czekał na niego przed drzwiami wraz z
podstarzałym lokajem – jedyną osobą, do jakiej zdawał się mieć choć cień
szacunku. Trzymał dłonie w kieszeniach spodni, łypiąc na niego ponuro.
– Spóźniłeś się – wytknął, gdy dotarł pod drzwi.
Ilia rzucił okiem na zegarek. Właśnie minęła równa trzydziesta minuta.
– Jest równo, nie spóźniłem się.
– Kwestionujesz zdanie swojego pana, sekretareczko?
Zacisnął
zęby, wychodząc za nim na dwór i idąc w stronę podstawionego samochodu z
kierowcą. W sumie tamtego chyba też nie obmacywał. Dlaczego tylko on musiał
znosić to poniżenie? I jeszcze ta ksywa...
– Pan nie określił konkretnego przedziału czasu, które
można uznać za spóźnienie. Zszedłem akurat w trzydziestej minucie, nie w
trzydziestej pierwszej, a zatem nie spóźniłem się.
– To ja jestem panem, mogę zmieniać zdanie, kiedy mi
się żywnie podoba. Ustalać zasady, zmieniać je. Jak się na to zaopatrujesz? –
spytał prześmiewczo, czekając aż Ilia otworzy mu drzwi.
Musiał
usiąść z nim z tyłu i uzbroić się w grubą zbroję cierpliwości. Odepchnął od
siebie krwawe myśli z udziałem blondyna, chrząknął.
– Będzie jak tylko zechcesz, panie – odparł wyuczoną
formułką, wbijając beznamiętne spojrzenie przed siebie. Po tym kierowca
przywitał się pokornie z Arverem, przerywając bezsensowną wymianę zdań.
Ruszyli w drogę.
– Nie masz nic więcej do powiedzenia? – nie
ustępował.
– Dokąd jedziemy i w jakim celu, panie? – Ilia
celowo mówił irytująco służalczym tonem. Niejako prosił się tym aby bardziej
się nad nim pastwił, ale skoro blondyn wkurzał go tak namiętnie… Dla odmiany
czasem to Ilia przyprawi go o irytację. Mimo, iż nic po sobie nie pokazywał, wewnątrz czerpał z tego sporo
jadowitej satysfakcji.
Mężczyzna westchnął, opierając się wygodniej o oparcie. Zerkał przelotnie na sekretarza.
– Do restauracji, muszę spotkać się z jednym ze współudziałowców. Będziesz siedział cicho i notował wszystko, co wyjdzie
facetowi z ust, cokolwiek by to nie było. – Uśmiechnął się nieprzyjemnie, czego
Ilia nie miał szansy zobaczyć. – Możliwe, że trochę z nim wypiję. Będziesz
polewał, szczególnie jemu. Przed końcem spotkania ma być pijany jak bela i
zgadzać się na wszystko, rozumiesz?
– Jak sobie życzysz, panie.
– Jeżeli poprosi o twoje ciało, bez skargi masz mu
je zapewnić w przy restauracyjnym pokoju – wymieniał z coraz diabolicznym
uśmieszkiem, czekając na reakcję.
– Jak sobie ży… Słucham? – wydukał, rejestrując w
końcu ostatnie polecenie. Wytrzeszczył przy tym oczy jak niedołężna staruszka, którą ktoś usiłował obrabować.
– Spełnisz kilka jego sprośnych fantazji, a potem
opowiesz mi o nich z najdrobniejszymi szczegółami. Nie zapomnij zrobić mu kilku
zdjęć, jeśli uśnie. Najlepiej, żebyś był z nim na nich, inaczej sprawa ze
zdjęciami nie wypali – powiedział rzeczowo.
– To… To… – zbladł momentalnie, a wyobraźnia
odesłała go do widoku tego, co usłyszał. Przeszedł go zimny, pełen obrzydzenia
dreszcz i zatrząsł się mocno.
– Zrozumiałeś? Zdjęcia mają być dobrej jakości, ale
stanowczo perwersyjne. Może mógłbyś go jakoś nagrać w trakcie…? Tak, to
najlepsza opcja. Małe porno na pewno zrobi spore wrażenie na reszcie
współudziałowców.
Miał
wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Spojrzał na mężczyznę wielkimi, pustymi oczami.
Usta wygięte miał w górę w sadystycznym pół-uśmiechu.
– Żartowałem. Gdzieżbym pozwolił komuś innemu
położyć łapy na mojej osobistej sekretareczce? – zaśmiał się perliście, odważnie
klepiąc młodszego po udzie.
Ilia po
raz pierwszy miał ochotę po prostu go zabić, tu i teraz. Coś w nim, być może to
zimne, śliskie uczucie jakie czuł w żołądku odbiło się na jego twarzy, bo żartowniś
przestał go dotykać. Przekręcił głowę na bok przypatrując mu się z większym zainteresowaniem.
Dotąd
milczący kierowca chrząknął z przodu, przerywając ich kontakt wzrokowy wraz z
absurdalnym poleceniem.
– Proszę pana, jesteśmy na miejscu.
Ciemnowłosy
wyszedł z samochodu, wlokąc się jak na ścięcie. Wciąż czuł się trochę słabo, z
trudem wyrzucił z głowy obraz siebie robiącego… To. Z jakimś obcym, obleśnym facetem.
– Notuj i nie udzielaj się, to twój jedyny obowiązek
na dzisiejszym spotkaniu.
Pieprz
się, pieprz się, pieprz się! Boże, jak on go właśnie znienawidził. Przez krótki
moment naprawdę uwierzył, że zrobi z niego prostytutkę. Cena za to, iż był…
Posłuszny jak każdy inny beta. Chciało mu się płakać. Siostro, jak mogłaś tak
beztrosko wepchnąć mnie w obszar bytu psychopaty?
bardzo fajne to czytalam juz na wattpad ale tutaj skomentuje .brakuje troche rozczulania sie ale to dopiero przecierz poczatek
OdpowiedzUsuńCudne opowiadanko ^.^ Widzę że tu dużo shounen aiów na pewno coś jeszcze przeczytam :> Liczę na dużo hot scenek <3 Buziaki :*
OdpowiedzUsuńO Boziu, co właśnie przeczytałam xD Brakuje mi słów na to, takie to śmieszne :D Odważyłam się przeczytać rozdział i padłam :p Można wnieść parę poprawek stylistycznych. No i końcówka w sumie dziwnie skonstruowana, chodzi o ten ostatni akapit. Rozumiem o co chodziło, ma to jakiś swój urok, ale czty nagła zmiana narratora to dobry pomysł? :/
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy początek. Szczerze mówiąc lekko typu naiwne anime/manga yaoi, niemniej chętnie bym czytała dalej. Zapewne ciągle się rozwijasz literacko, to i styl pisania może ulec zmianie na lepsze, bo przydałoby się nad tym popracować. Oglądam Twojego bloga już od jakiegoś czasu ale w końcu odważyłam się coś skomentować, wybacz, boję się wypowiadać. Jeśli nie masz nic przeciwko to Ci tu napiszę co sądzę o stronie. Na Twoim miejscu bym zmieniła układ strony, tak, by paski z kategoriami i wszystkie zakładki znjadowały się gdzieś na boku, najlepiej razem z boczną zakładką, która obecnie jest ukryta. Polecałabym też częstsze posty, jak to kiedyś robiłaś, może zawieszenie jest tylko tymczasowe, jesli kiedyś wrócisz do blogowania pomyśl o tym. Kolejna sprawa to praca nad popularnością. Moim zdaniem jest dużo blogerów, którzy naprawdę nie zasługują na sławę, ale Ty do nich nie należysz, piszesz bardzo ciekawie, niekiedy śmiesznie, niekiedy rozczulająco, z pewnością przydałaby się większa grupa odbiorców, myślałaś o założeniu autorskiego fanpage, snapchata, twittera itd? Inną rzeczą o której chcę napisać, jest staż w blogowaniu. Widać, że piszesz długo i od wielu lat, masz w tym doświadczenie, może warto nawiązać też współpracę z jakimiś jednostkami bądź ustawić zakładkę "Współpraca"? Z drugiej strony (a przechodzę ponownie do tematu odbiorców) widzę że masz fanów oraz potencjalnego ilustratora, warto to uwzględnić przy rozterkach dotyczących powrotu. Osobiście oglądam blogi z opowiadaniami bardzo często, ale rzadko kiedy ktoś wytrzymuje tyle i pisze tak wytrwale, jak Ty do pewnego momentu. Mam nadzieję, że to przeczytasz i weźmiesz pod uwagę, ponieważ bardzo szkoda by było, gdybyś całkiem zrezygnowała z pisania, liczę, że wszystkie sprawy osobiste, poza blogowe Ci się ułożą oraz że będziesz czerpać radość i energię z pasji, jaką wydaje się być pisanie. Pozdrawiam Cię serdecznie z wakacyjną energią!
OdpowiedzUsuńDla mnie praktyka trwa całe życia, ale to dobrze, bo daje szansę na odkrycie wielu inspirujących rzeczy. Luzik, ja boję się bardziej (o czym w komentarzu pod rozdziałem drugim). Kwestia wyglądu bloga jest o tyle męcząca, że rzadko kiedy chce mi się w tym grzebać. Priorytetem jest dla mnie zachowanie w widocznym miejscu bannerów ze zwierzakami. Wrócę, na razie tylko nie znajduję czasu ani ochoty żeby pisać - w swoim tempie, kiedy ostatnim razem sprawdzałam to regularne pisanie na konkretną datę średnio mi wychodziło. Nie, paradoksalnie kwestię popularności uznaję za mało istotną i kłopotliwą. "Fani", ja ich nazywam garstką "czytelników", fanów mają sławni muzycy czy autorzy, którzy sprzedali prawa do wydania swoich książek w 30 krajach xD Pewnie to dlatego, że mi od początku nie zależało na natychmiastowej atencji (słomiany zapał, widać po ludziach, którzy po krótkim czasie z wielkich fochem "rzucają" pisanie, a na każdą krytykę - włącznie z konstruktywną reagują płaczem). Jednostkami, czyli jakimi?
UsuńRównież ciepło pozdrawiam.