Inni – 3
Pomieszczenie
równie wielkie, co hala licytacyjna – magazyn. Obskurny i śmierdzący,
wypełniony przestraszonymi, brudnymi i łkającymi ludźmi w klatkach lub
skrępowanymi w nadgarstkach i kostkach łańcuchami do gołych ścian. Zapadła
przeszywająca cisza, gdy dopadł ją drugi bezlitosny cios. Obserwowali w niemym
strachu.
Pomocnik
handlarza wbijał w nią twarz pełną zniecierpliwienia. Potrząsnął nią po raz
kolejny za odsłonięte, kruche ramię.
– Oddychaj, do cholery – syknął przez zaciśnięte
zęby. Coś w niej przeskoczyło. Otworzyła usta i posłusznie wciągnęła zatęchłe
powietrze. Czuła, jak z każdym jej ciężkim oddechem ucisk na ramieniu robi się
lżejszy. Po gorących policzkach ciekły łzy. Oddychać. Musi oddychać.
A
pragnęła umrzeć. Niewiedza, gdzie i do
k o g o trafiła niemal ją
zabijała od wewnątrz. Nadzieja zniknęła zastąpiona rozpaczą wbijającą swe
szpony w delikatną duszę kobiety.
– Tyle forsy… – pokręcił głową, przypatrując się jej
z zamyśleniem. – Obyś naprawdę znała Prawo – skwitował i pociągnął ją w stronę
żelaznych klatek. Mrugała rozpaczliwie, próbując odgonić ciążącą na rzęsach
wilgoć, rozmazującą obraz. Umrzeć. Może powinna była umrzeć, gdy miała ku temu
okazję.
Z jej ust
wydobyło się niekontrolowane, ciche pytanie.
– Kto…? – głos białowłosej załamał się na tym
krótkim słowie. Postawny mężczyzna odwrócił się do niej z ustami skrzywionymi w
grymasie. Przestraszyła się, że znowu ją uderzy i zacisnęła mocno powieki,
kuląc ramiona. On jednak doskonale rozumiał, o co pyta.
Usłyszała
najpierw ciężkie westchnięcie, aż w końcu coś, co zmroziło jej krew.
– Jest wiele rodzaju tortur… Tam, dokąd cię
sprzedano doznasz ich wszystkich – powiedział i szarpnął by się ruszyła.
Kłamał.
Musiał kłamać. Ale… Przypomniała sobie to, co zauważyła u samego handlarza i
łzy ponownie popłynęły jej ciurkiem po twarzy. Łapała szybkie oddechy, gdy
pchnął ją ku żelaznej, zimnej celi. Klatka. Niczym dla zwierzęcia.
– Oddychaj i nie rzucaj się. To bezcelowe –
doradził cicho, ze chrzęstem przekręcając klucz w klatce, po czym wyszedł
zostawiając ją wśród reszty niewolników. Na nowo odezwały się wszystkie dźwięki
– szloch, błagające lub rozzłoszczone
okrzyki, te przepełnione bólem…
Opadła na
kolana drżąc na całym ciele, wczepiła palce we włosy. Złamana.
*
Jesteś
zła.
Mruknął
w jej głowie Marsyl. Najeżyła się, słysząc jego ton. Samo stwierdzenie. Nie
zła, gorzej – wściekła.
– Ile zostało? – spytała chłodno Handira, ignorując
drugiego towarzysza. Bliźniak nawet na nią nie spojrzał. Nadal wpatrywał się w
miejsce, gdzie zniknęła niewolnica. ICH niewolnica. – Handir – upomniała go
cicho.
Czarnowłosy
zmarszczył brwi, zwracając w końcu niewielką uwagę na siostrę.
– Mało – odparł sucho, z ciężką nutą w głosie.
Westchnęła, krzyżując dłonie na piersi. Czuła, jak drugi mężczyzna delikatnie
szarpie za łączącą ich więź by zwrócić na siebie uwagę. Prychnęła.
– To znaczy ile?
– Starczy na jeszcze jednego, ale nie więcej – odburknął.
Miała ochotę na niego na warczeć.
Dopiero co wyprowadzono niewolnicę od Prawa i przygotowywano się na
wprowadzenie następnej osoby, a on utkwił wzrokiem w miejsce, gdzie zniknęła.
Tkwił tak, od kiedy ją zobaczył i stawał się coraz bardzie ponury i
nieprzyjazny, przestając pilnować to, co wychodziło z jego ust.
Kipiąca
ze złości. Skomentował prześmiewczo
Marsyl, muskając ponownie więź. Prawie wyszczerzyła w jego stronę zęby. Ta
cholerna więź przyprawiała ją o ból głowy za każdym razem, gdy za nią pociągał
w jakiś nienormalny sposób, którego nie potrafiła zrozumieć ani się tego
nauczyć.
– Milcz – rozkazała. I od razu tego pożałowała.
Usłyszała w głowie jak parska łagodnym śmiechem i niekontrolowane ciepło
wybuchło w brzuchu czarnowłosej. Handir nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, doskonale
wiedząc, kogo ma na myśli. Zacisnęła mocno zęby. Nie mogła się dzisiaj dogadać z
tą dwójką!
– Zostaniemy jeszcze chwilę – zarządziła, nie
oczekując potwierdzenia. Stała na czele całego cholernego Dworu, nie musiała
ich ciągle pytać o zdanie, skoro nie raczyli się jej słuchać.
Czuła,
jak Marsyl nadal ociera się w lekkiej kpinie o łączącą ich więź i ledwo powstrzymywała
drżenie ciała. Potem zgotuje mu piekło.
P o t e m.
Skupiła
się na obserwacji handlarza człowieczych niewolników. Na szybkim przeskanowaniu
reszty obecnych zmiennokształtnych. Kłócąca się z nią wcześniej Wrona siedziała
teraz grzecznie pomiędzy swoimi siostrami, oczekując następnego niewolnika.
Drapieżniki całkiem straciły już zainteresowanie i kilku wyszło z hali.
Dobrze,
nie cierpiała tych porośniętych futrem prymitywów…
Uważaj.
Przełknęła
ślinę, zerkając na przypatrującego się towarzyszce beznamiętnie już złotookiego.
Nie pokazywał po sobie żadnych emocji tak jak na doskonałego dowodzącego gwardii
przystało. Nie zapominała, że należy do jednych z Nich, dumnie nosząc krótkie i
miękkie, czarne futro. Zapominała natomiast, że miał łatwy wgląd do jej myśli, gdy
bardzo się starał. Teraz najwyraźniej koncentrował się tylko na tym by przebić
się przez grube, mentalne osłony, które postawiła. Całkiem olewając powierzone
mu zadanie.
Miarka
się przebrała. Nie znosiła tego. Czuła się wtedy tak, jakby obdzierano ją z
godności.
Zacisnęła
usta i nachyliła się bardzo blisko niego by szepnąć mu do ucha. Tak blisko, że
usta Hannar otarły się o jego rozgrzaną skórę. Czuła, że wewnętrznie się
uśmiecha, więc tym milej było jej to powiedzieć i go rozczarować.
– Nigdy więcej – wysyczała jadowicie.
Marsyl bywał głupcem, jednak miał na tyle
rozsądku żeby przez chwilę ucichnąć i spróbować odgadnąć, co dokładnie ma na
myśli. Gdy ten moment nastąpił, zamarł w zaskoczonym bezruchu jak nigdy. Nie ma
nic lepszego, niż odciąć za karę faceta od przyjemności. Człowieczy czy
Zmiennokształtny, w s z y s c y tacy sami.
– Nie możesz – szepnął w końcu na głos aksamitnym,
cudownym głosem, jakby doskonale zdając sobie sprawę, że jeżeli zrobi to w inny
sposób to Hannar spróbuj wypatroszyć go na oczach wszystkich.
– Ależ mogę – odparła spokojnie, jak gdyby nigdy
nic. Handlarz zapowiedział kolejnego niewolnika – młodego, wychudzonego
chłopca. Cena była bardzo niska, lecz ją to nie interesowało. Potrzebowała
kogoś innego.
– Hannar… – spróbował złotooki, lecz zignorowała go,
wbijając jeden z przywołanych szponów w podłokietnik twardego krzesła. Mocno. Drewno
jęknęło cichutko, jakby ostrzegawczo. Marsyl umilkł w końcu na dobre, nie odzywając
się nawet przez łączącą ich więź.
I dobrze,
skwitowała w myślach. Kilka następnych minut upłynęło im na nudnym oczekiwaniu.
Chłopiec został kupiony, a na jego miejsce przyprowadzono jeszcze dwójkę
innych. Oni również się nie nadawali. Czwarty niewolnik – starsza, korpulentna
kobieta… Z jej niebieskich oczu biła stara, wysłużona hardość.
Tak,
kogoś takiego potrzebowała. Kogoś, kogo trudno złamać…
Zaczęła
się licytacja i szybko ją zdominowała. Z przyjemnością obserwowała grymas na
twarzy niewolnicy, gdy ją rozpoznała. Uwielbiała ten moment, gdy orientowali
się, kim jest Hannar. Gdy przyglądali się jej czarnym, lśniącym włosom z
pomiędzy których nie wystawało najmniejsze piórko, równej grzywce opadającej na
czoło, piwnym oczom i twarzy o ostrych, często okrutnych rysach. Bezlitosna.
Czarna, idealnie skrojona tunika ze złotymi i brązowymi akcentami rodu bliźniąt,
sumowała ich niewiedzę. Przypominali sobie o Dworze na czele którego stała okrutna,
nie znająca litości Jastrzębica i drżeli w strachu. Bliźniak Hannar i
najbardziej zaufana osoba dopełniała tego obrazu. Idealna kopia. Równie okrutna
osobowość.
A
pogłoski, które chodziły o nich obojgu… Zamruczała cicho z zadowoleniem. Handir
nie podzielał jej zdania co do niektórych z tych plotek, ale nie mógł
zaprzeczyć, iż były doskonałym kamuflażem dla ich prawdziwych zamiarów.
Ich drugą
niewolnicę zaprowadzono do magazynu. Wstała więc i nie czekając na pozostałą
dwójkę ruszyła ku wyjściu tuż za miejscem, gdzie siedziała od jakiejś półtorej
godziny. Ostałe mięśnie przez chwilę zaprotestowały, ale już po chwili szła wyprostowana
jak struna z lodowatym spojrzeniem ciemnych oczu i bijącą od niej potęgą. Specjalnie
nie przywoływała swojej właściwej postaci, by wzbudzać większy postrach. Syciła
się tym soczystym strachem i pogardą innych Zmiennokształtnych, gdy
potwierdzali jej wyższość.
Handir i
Marsyl ocknęli się, gdy była już za drzwiami. Złotooki szybko wysunął się krok
przed nią, wracając do swojej roli ochroniarza.
Musiała
zdusić w sobie zmęczone westchnięcie, gdy stanęła z bratem przed kasą i
obserwowała jak wymienia cenne Lari za dwójkę niewolników. Ich obecne
własności. Zabawki w rękach silniejszych. Uśmiechnęła się ponuro do człowieka,
który zagapił się na nich, nim przyjął grubą sakiewkę. Nie odważył się
przeliczyć, jedynie zachrypniętym głosem posłał po o numerowane niewolnice i
zapadł się w krześle za stołem.
Uśmiech czarnowłosej
nie sięgnął oczu, lecz wiedzieli o tym tylko towarzyszący jej Zmienni. Marsyl
zauważalnie wyłącznie dla nich obojgu musnął dłoń Hannar palcami. Otucha.
Pomimo
groźby kary, pragnęła wtulić się w złotookiego. Zmusiła się jednak do bacznego
obserwowania brata. Doskonale dostrzegała zachodzące w nim zmiany – delikatna
zmarszczka na czole, gdy intensywnie o czymś myślał i były to irytujące
rozważania, mocno zaciśnięte usta i bardziej sztywna postawa niż zwykle
bliźniaczki. Ewidentnie wciąż coś go denerwowało, tylko nie wiedziała co.
Hannar nigdy nie widziała, żeby zachowywał się tak dziwnie w czasie i po
zakończeniu aukcji.
Czyżby
chodziło o tę białowłosą kobietę? Zmarszczyła brwi, przechylając lekko głowę w
bok i również spoglądając w stronę drzwi od magazynu, oczekująco.
Kilka
sekund potem drzwi stanęły otworem, a widząc z powrotem dziewczynę jej bliźniak
cichutko wybuchał. Wiedziała po niebezpiecznych szponach, które nagle
wystrzeliły z jego palców. Kipiał ze wściekłości, którą przelewał na
bliźniaczkę w postaci ćmiącego bólu tuż za oczami.
Nie… To
nie tylko sama wściekłość. Zdumiona nabrała głęboko powietrza do płuc.
Cierpienie.
– pomyślała Hannar. Cierpienie na widok obcej niewolnicy, którą zdawał się
znać.

bardzo trudna ta seria i nie do konca ja rozumiem bo wogule temat jest trudny i chyba mi sie odpowiada ale mimo to podoba mi sie jak piszesz tylko przydalby sie osobny post na jakies wyjasnienia ewentualne
OdpowiedzUsuńSiemka, skąd tu nagle takie pustki :c? Przecież ostatnio przy poprzednim rozdziale już zrobiła się taka rzesza czytelników, a tu nikt nie komentuje ;__; . Podejrzewam, że ludziom się nie chce pisać, a szkoda, bo warto docenić trud włożony w napisanie skomplikowanego rozdziału. A dlaczego skomplikowanego? Otóż, gdy czytamy trzeba się skupić, żeby nie pomylić perspektywy, mimo, że łatwo być tu obserwatorem, to jednak można się też szybko wcielić w postać, urok dobrych opisów przeżyć i sytuacji :D Co do samego poprowadzenia akcji i przeskoku z rozdziału na rozdział, to przyznam, że drugi napawał nadzieją, ten jednak to jedna wielka wątpliwość i współczucie dla bohaterki. Jednakże mam jakieś przypuszczenia do jakichś dalszych losów, na pewno nie na najbliższe rozdziały, a na momenty zaawansowanej ciąży ^ ^ Resztę sprawdzam za chwilę :) W ogóle wybacz, że dopiero dziś zabieram się za nadrabianie zaległości i ich komentowanie, ale jeszcze mam w miarę luźne dni przed samymi studiami :)
OdpowiedzUsuńJoł, tbh nie mam pojęcia, ale to działa w dwie strony. Mogę się produkować do szuflady, jak widać nic straconego, a i też przez klasę maturalną nie mam tyle sił i czasu żeby się przejmować :/ Z tą zaawansowaną ciążą wciąż się waham, jak to dalej poprowadzić. Mam trzy wyjścia, ciekawe który będzie ciekawszy :D Zatem wszystkiego dobrego w tych ostatnich dniach wolności oraz miłych studiów xD
UsuńCierpię razem z bohaterką, strasznie mi jej szkoda, biedna :( Niewolnictwo to trudny temat, którego mało kto się podejmuje i dlatego szanuję wybór. Mam nadzieje że przedstawisz rzeczywistość niewolnika w odpowiedni dla klimatu powieści sposób
OdpowiedzUsuń