Amnezja – 4


     Pobudka Colina nie należała do najprzyjemniejszych. Śnił o brudnych rękach sunących po jego roznegliżowanym ciele we wstrętny, sugestywny sposób. Wiercił się i próbował odsunąć poza zasięg nieprzyjemnego dotyku, lecz bezskutecznie. Ku jego większej irytacji wyciskało mu to łzy z powiek. Raz za razem szeptał jedyne imię, jakie budziło w nim w tej chwili strzępek bezpieczeństwa. Przypominał sobie miękki, przepełniony miłością głos odpowiadający na jego wołania, nie potrafiąc jednak przyporządkować do tego obrazu konkretnej twarzy.
     Do póki się w końcu nie obudził, jakimś cudem z łupnięciem lądując twarzą na zimnej podłodze. Jęknął cicho przyjmując płynący z upadku ból. W tym samym momencie w głowie zaświtała odpowiedź.
     Jean.
     Jego wołał w tym obrzydliwym, skręcającym mu trzewia śnie. I bez wątpienia ten głos odpowiadał Colinowi. Nie słyszał tylko nigdy by kiedykolwiek mówił do niego tak rozkosznym tonem… Urojenia? Następna myśl przeszyła go jak piorun, jednak szybko ją od siebie odepchnął. Rzecz, o której zapomniał…? Niemożliwe! To wyglądało zbyt surrealistycznie, by mogło być prawdziwe.
     Syknął przez zęby czując wylewającą się z niego irytację. Nic, co dotąd zrobił nie zbliżyło go do uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi. Jean ewidentnie coś ukrywał. Dlaczego? Musi się tego dowiedzieć za wszelką cenę.
     Podniósł się z podłogi i zerknął na zegarek, z zaskoczeniem orientując się, że jest już prawie jedenasta. Jego organizm najwyraźniej potrzebował odpoczynku, o jakim wspominał lekarz. Zwykle przesypiał maksymalnie sześć godzin, zbyt zawalony pracą papierkową i jednorazowymi randkami, doskonale wiedząc, że im dłużej będzie leniuchował tym potem więcej się na niego zwali i przybije jego tyłek do biurowego fotela.
     Delikatne pukanie do drzwi wyrwało go z rozmyślań. Zebrał się z podłogi, dając przyzwolenie na wejście. Postać jasnowłosego z rana koiła nie tylko oczy. Tego dnia zaplótł włosy w długi, wytworny warkocz. Elegancką koszulę i spodnie zastąpił wygodniejszym granatowym swetrem oraz przylegającymi ciasno do nóg dżinsami. Wersja domowego Jean’a.
     Colinowi wyrwało się rozmarzone westchnięcie. Zdecydowanie chciałby położyć ręce na tym nieskazitelnym, seksownym ciele. Nurtowało go pytanie, jak długo minie, nim w końcu coś będzie po nim widać? Albo przestanie się kontrolować i naruszy wąską granicę ich przyjaźni, czym zrazi do siebie ochroniarza?
– Poleciłem Danielowi i Christianowi aby przywieźli papiery z firmy, którymi zajmowałeś się ostatnio. Możesz je przejrzeć po śniadaniu – poinformował rzeczowym tonem, wchodząc jedynie połową ciała w przestrzeń pokoju. Mówiąc to błądził wzrokiem po wystroju, ani na moment nie zatrzymując się na Colinie.
– Zjesz ze mną, prawda? – dopytał z nadzieją, usilnie starając się zignorować ukłucie na ewidentny brak zainteresowania mężczyzny. Podszedł do szafy, chcąc wybrać coś na wolny dzień spędzany w domu. Coś, czym nie był drogi, irytujący garnitur jaki wkładał niemal każdego ranka.
– Jadłem już. – rozwiał brutalnie nadzieję Colina.
– Ach, no tak  – bąknął pod nosem, czując jak jego dobry nastrój ulatuje daleko stąd. Mógł nastawić budzik, gdyby wstał wcześniej… Jakby w ogóle miał na czym go ustawić! Gdzie zapodział znowu ten telefon? – Słuchaj, nie widziałeś może mojej komórki?
– Uległa zniszczeniu.
– Słucham? – zmarszczył gniewnie brwi, słysząc odpowiedź. Jakiemu zniszczeniu mógł ulec jego nowiutki iPhone?!
– W czasie porwania. Jeden z porywaczy musiał go zniszczyć, bo do niczego się nie nadawał. Udało nam się wyłapać ostatni sygnał kilka godzin później, a potem cisza – wytłumaczył łagodnie, znając zamiłowanie chłopaka do nowych technologii. Nie daj boże by ta jedna z jego dziwnych maszyn się zepsuła, a dostawał kręćka. Telefon zewnętrznie faktycznie uległ uszkodzeniu, Jean nie wspominał tylko, że karta przetrwała. Zawierała za dużo dowodów, dlatego skonfiskował ją dla dobra ich nowej relacji.
– Tak… Tak całkiem zepsuł? – jęknął z jakąś wewnętrzną boleścią. Zdążył się przywiązać do tej małej perełki… Najnowszy model, niech to szlag!
– Całkiem – odparł z jeszcze większą brutalnością i uśmiechnął lekko. Nie żałował jej, większość fotografii i tak uwieczniała… Jean’a w momencie, kiedy spał. Ledwie garstka przedstawiała jego i całującego go Colina. Ten chłopak naprawdę miewał dziwne pomysły. Wątpił by pamiętał zawartość własnej komórki w obecnym stanie, ale wolał dmuchać na zimne. Blake powiedział: „małymi krokami”, tak? – Możemy pojechać niedługo kupić nowy, jeśli chcesz. – Był ciekawy, czy kiedy go kupią, to czy pojawią się jego kolejne zdjęcia. To z kolei sprawiało, że robiło mu się ciepło na sercu.
     Colin poderwał głowę, słysząc tę propozycje. Nagle perspektywa martwego telefonu wydała mu się całkiem atrakcyjna przy możliwości spędzenia więcej czasu z białowłosym.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Ubierz się i przyjdź do salonu, przygotuję coś do jedzenia. – powiedziawszy to, zniknął za drzwiami. Blondyn wlepiał oczy w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał.
*
     Po sytym, smacznym śniadaniu ulokował się na kanapie, a chwilę później ochroniarz zmusił go do położenia się i okrył kołdrą jak wczorajszego dnia. Colin obserwował to z nietęgą miną, świadomy iż praca w podobnych warunkach jest niemożliwa. Teczki z papierami dotyczącymi kontraktów oraz wszelkimi potrzebnymi informacjami, piętrzyły się na biurku z tyłu. A on nijak nie mógł po to sięgnąć i na spokojnie się z nimi zaznajomić w obecnej pozycji.
     Westchnął cierpiętniczo i przekręcił się wygodniej na bok. Zerknął na towarzysza, w skupieniu śledzącego treść jednego z licznych dokumentów rozłożonych na stoliku. Colina zastanawiało, co dokładnie zawierały owe papiery, skoro jego rola ograniczała się wyłącznie do bycia osobistym ochroniarzem… A przynajmniej tak dotąd sądził.
– Co to? – spytał w końcu, zżerany od wewnątrz ciekawością.
– Praca – odparł krótko, ani na moment nie odrywając się od czytania.
– Masz jeszcze jakąś inną robotę prócz niańczenia mnie?
– Kto wie?
     Colin zmarszczył brwi. Część niego irracjonalnie odebrała to jako próbę ignorowania niechcianego towarzystwa i odezwała się w nim dziecinna chęć zwrócenia na siebie uwagi robiąc jakąś głupotę.
– Nudzę się – powiedział zamiast tego, przenosząc zainteresowanie na sufit. Bielutki i równie nudny, co wszystko aktualnie w apartamencie. Westchnął przesadnie głośno.
– Za chwilę skończę.
– Skończ teraz.
– Oglądaj i nie przeszkadzaj.
     Zaklął pod nosem, pombardując przycisk pilota ze zbyt wielką siłą. Pamiętaj, im bardziej robisz mu na złość, tym jest chłodniejszy. Ekran zgasł, a on wyplątał się z pościeli, przykuwając niewielką uwagę ochroniarza. Nie naciskać otwarcie...
– Gdzie idziesz?
– Kto wie – odwarknął, wracając do swojej sypialni. Zachowywał się przy nim jak cholerny dzieciak, ale nic nie potrafił z tym zrobić. To działało samo, jak przycisk wciskany mimowolnie, kiedy Jean go zbywał. Napominanie się by być chociaż pozornie opanowanym na nic mu się nie zdawało przy którejkolwiek z wersji Jean’a.
– Collin?!
– Nie przeszkadzaj sobie! – odkrzyknął, zmierzając w stronę zgrabnej komody. Miał tam swoje skarby, na które z powodu pracy zwykle brakowało mu czasu. Nie tym razem. Skoro Jean zamierza go ignorować, nie będzie się tym przejmował. Czas dorosnąć. Dla odmiany to on będzie emanował chłodem, może wtedy białowłosy zmieni nastawienie i zacznie prowadzić z nim normalne rozmowy.
     Odsunął ostatnią z szuflad, ukazując szereg tytułów na plastikowych opakowaniach. Uśmiechnął się z satysfakcją, wybierając ulubioną, całkiem pikantną produkcję. Potem zgarnął jeszcze laptopa i ze wszystkim usadowił się na łóżku. Wsadził płytę do cd-roomu i odpalił, natychmiastowo zapominając o wszystkim innym.
     Na wszystko przyjdzie jeszcze czas, a on i tak miał obowiązkowy urlop.
*
     Odetchnął głęboko, odkładając ostatnie dokumenty na jedną z obszernych, licznych kop. Tych, które należały do niego. Kiedy Colin poczuje się lepiej na pewno przyda mu się pomoc przy własnych papierkach.
     Jean wiedział, że każda kopa tylko pozornie nawiązywała do jednej sprawy. Aktuane przychody, przyszłe inwestycje, straty i nieokreślone dziury w budżecie. Choć przejrzał już kilkadziesiąt stron, wciąż orientował się jedynie w niewielkiej części całej dokumentacji. Mimo to udało mu się dostrzeć pewne nieprawidłowości jeszcze z przed półtorej roku, a więc  aktualnej władzy lidera jednej z głównej gałęzi Bakko. Podejrzane nieprawidłowości, o których mężczyzna musiał nie wiedzieć, inaczej by się nimi zajął, jakkolwiek nienawidził zajmować się rachunkami.
     Białowłosy poczul bolesne ukłucie w sercu, które obsesyjnie od kilku dni tłumił skupiając się na Colinie. Jego lider zmarł na serce w zeszły poniedziałek, dzień po porwaniu chłopaka. Dotąd nie miał ani chwili wytchnienia aby opłakać stratę i złożyć przy jego grobie wyrazy szacunku. Odpychał od siebie tę kwestwię, przypominając sobie iż lekarz rodziny nie stwierdził śmierci z powodów nienaturalnych. Próbował zapobiec rozwinięciu się piekącego poczucia winy, bo nawet jeśli by tam był to nie mógłby w żaden sposób temu zapobiec. Czas mężczyzny po prostu się skończył
     Jednak gdyby przykładał większą uwagę do dawnych obowiązków… Przynajmniej wiedziałby, że ktoś zaczął mieszać tuż po jego wyjeździe. Wciąż nie był pewny, na jak wielką skalę.
     W teorii sprytnie zaplanowane, choć nieumiejętnie wprowadzone, przyznał w duchu. Sam nigdy nie pozwoliłby na coś podobnego, tym bardziej że wystarczył mu ledwie dzień aby się we wszystkim połapać.
     Dwa dni temu powinien przylecieć samolotem do Korei Południowej, zająć się sprawami grupy i pocieszeniem żony Choi’a. Ze względu na Colina musiał to jednak przełożyć, chwilowo odganiając się od niezbyt pozytywnych nastrojów po tamtej stronie globu.
     Jego matka – rodowita koreanka i jedyna córka wciąż rządzącego lidera Ji-Hoo, trzeciej głównej gałęzi grupy koreańskiej mafii Bakko, pragnęła ujrzeć go jako następnego przywódzcę bliźniaka Ji-Hoo, czyli Sa-Hoo. Obie gałęzi ściśle ze sobą współpracowały, więc nie dziwiły go wysokie ambicje matki. Gdyby mogła to sama zajęłaby funkcję rządzącą i rozstawiła wszystkich po kątach.
     Uśmiechnął się na tę piękną myśl. Był prawą ręką pana Choi’a z Sa-Hoo, zanim ten wysłał go do Francji by nawiązał współpracę z ojcem Colina, rozszerzając ich wpływy w Europie. Jego funkcję tymczasowo przejął Park, którego sam wybrał by co jakiś czas informował go o najpilniejszych sprawach. Ufał mężczyźnie, ale najwyraźniej bardzo pomylił się osadzając go jako zastępcę.
     Park pewnie liczył, że przepuszczając dla kogoś lub siebie pieniądze i łatając je liczbami bez pokrycia pozostanie niezauważony… Jean spędził przy tych rachunkach kilkanaście lat, zaprzeczyłby własnym umiejętnością gdyby nie dostrzegł tych subtelnych różnic.
     Wypuścił powietrze ze świstem, wyobrażając sobie ile pracy spadnie na niego tuż po przyjeździe. Nieświadomie zawalił.
     Przech ich kłótnię Colin zrobił coś nierozsądnego i został porwany, a pan Choi co prawda umarł na zawał, lecz nie wiedząc, że zamierzał zniszczyć jego marzenia o wcześniejszej emeryturze. I odbiło się to na wszystkich.
     W ostatnich dniach lider Ji-Hoo wraz z Bakko wyrazili aprobatę dla kandydatury Jeana. Nie mówił tego jeszcze nikomu, a w szczególności nie Colinowi. W końcu niejako była to bezpośrednia przyczyna tej całej problematycznej i niebezpiecznej sprawy z możliwością porwania jego panicza.
     Pan Choi chciał mianować go na następną głowę rodziny aby samemu móc w końcu odpocząć.
     Nikt tylko nie spodziewał się, że odejdzie nim domknie wszelkich formalności. Dopiero za kilka lat powinien objąć władzę, kiedy zapewniliby pierwszą gałąź, Soon-Heo iż nic jej nie zagraża z ich strony. W końcu Heo grzało bok głowy Bakko, tak zwanego „Han Louisa” i ostrzyło sobie pazury na jego miejsce, od razu jak tylko się zwolni. Wojna domowa wisiała w powietrzuu tak czy siak.
     Sytuacji nie poprawiał fakt, iż Jean był takim samym mieszańcem, co cała rodzina Louisa. Wiele nasłuchał się od Choi’a jak Louis w młodości wyjechał do Australii i zakochał się nie tylko w poznanej tam kobiecie, ale także w całej australijskiej kulturze. Stary uwielbiał Australię ponad wszystko. Jego dom był kolorowy, zarówno pod względem wystroju, jak i narodowości przyjmowanych ludzi. Sprowadził ukochaną do siebie, a każdy z jego trzech synów był w połowie koreańczykiem i australijczykiem.
     Nie sądził, że jego mieszane pochodzenie mogłoby mieć coś do akceptacji Króla, ale czy Heo miało podobne zdanie? Meli bzika na punkcie faworyzowania. Pomijał aspekt, że jemu samemu bycie liderem nie przypadło do gustu. Nikogo to nie obchodziło
     Wiedziałby, jak się sprawy mają gdyby był teraz w Koreii. Oczywiste było, ze Heo bezpośrednio nie sprzeciwi się Staremu, lecz dyskretna wojna… Nie wątpił, że Heo rozmyślał już nad niektórymi wariantami. Pojedzie tam za kilka dni i postara się rozwiać wątpliwości, co do swojej chętki na stołek Bakko.
     Jean był zdrowy na umyśle, znał konsekwencje rozbuchanej pewności siebie i chciwości. Za bardzo lubił to spokojne życie we Francji.
     Czuł, że literki zaczynają mu latać przed oczami, odsunął je od siebie. Po chwili odpoczynku zaczął energicznie pakować wszystko do odpowiedniej torby i zanosić je do swojego pokoju, upychajac w pustych szufladach na zamek i tym samym chowając przed czyimś nazbyt ciekawskim okiem.
     Spoglądał na nie z konsternacją, uświadamiając sobie, że być może będzie musiał na stałe wrócić do domu. „Dom”. Dziwne słowo, które w odniesieniu do Korei coraz częściej brzmiało dla niego obco.
     Od początku plan zakładał, iż zostanie tu na maksymalnie trzy lata, a potem wróci. Opcja z zakochaniem i przywiązaniem do kogoś nie była specjalnie dostępna. Od dwóch miesięcy zbierał się do szczerej rozmowy z Choi’em. Nigdy nie przyszło mu przez myśl by porzucić grupę, ale… Chciał zostać przy Colinie, nawet jeśli przeszłaby mu koło nosa posada lidera.
     Ponieważ domyślnie miał nim być on, wytypowano by inną osobę, która musiałaby zostać zaakceptowana przede wszystkim przez Starego, a następnie przez pozostałe trzy gałęzie. Pomniejsze nie miały wielkiego głosu, choć mogły wyrazić swoją dezaprobatę czy zakoremdować innego kandydata. A nóż udałoby się komuś z nich?
     Cały proces trwałby kilka miesięcy, aż wszyscy jako tako doszliby do porozumienia. Jean kontynowałby interesy z Dominicem i kilku innymi francuskimi firmami, i każdy byłby szczęśliwy. Nawet ego matki w końcu przebolałoby całą sprawę.
     Teraz, po śmierci Choi’a miał przerąbane. Nieoficjalnie już stał się liderem Sa-Hoo. Z jednej strony obrażony Colin i brak informacji o źródle porwania, z drugiej widmo obrzucania się błotem lub czymś znacznie gorszym z Soon-Heo.
     Nagle przypomniał sobie o dziwnej ciszy panującej w apartamencie i zastygł w rozchodzącym się po ciele napięciu. Poza szelestem kartek dokazywał mu jedynie pulsujący ból pod czaszką. Zerknął za zegar, potwierdzając swoje domysły. Miał za sobą przepracowanych kilka naprawdę długich godzin bez jęczącego mu nad głową chłopaka. Jasne, strzelił focha jak miał w zwyczaju, ale nigdy nie był jeszcze tak podejrzanie cichutko.
     Jean spiął się cały, zastanawiając się czy nie wyszedł nigdzie, kiedy był zbyt pochłonięty liczbami. Już raz mu się to przytrafiło, choć była to sytuacja z początka ich znajomości. Colin robił wtedy wszystko żeby go zirytować albo wywalić.
     Tak jak teraz… Czyż nie? W końcu przez tę utratę pamięci cofnęli się w łączącej ich relacji.

Komentarze

  1. ostatnio czytam na wattpad ale tutaj lepiej sie pisze komentarze wiec nadrobie to i wyrarze opinie. mysle ze inni albo czytaja w piwnicy sex szopu na wattpad albo wstydza sie komentowac tak jak ja kiedys heh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja już nie gryzę. Wstawiam tutaj z wielką nadzieją na wasze zdanie, szczególnie po tym jak trochę ten blog odżył i zaczęłam regularnie pisać. Nieco zmieniłam do tego wszystkiego stosunek. Na wattpadzie jest podobnie, nawet serduszka nikt nie klika czy się mu podobało czy było całkiem obojętne :C Z komentarzami tam rozumiem, bo czasem sama się wysilam żeby cokolwiek napisać (a w zasadzie może to być nawet głupota, dużo osób po prostu przytakuje na trafne komentarze innych), ale mam na względzie to, że jeśli nikt się nie odzywa to daje to zły sygnał autorowi. Nie chciałabym aby bardzo dobrze piszący twórca wyciągnął złe wnioski, więc chociaż serduszkuję. Ot, tyle roboty. Ostatnio ktoś polubił kilka rozdziałów WpS i dziecinnie mnie to ucieszyło. Pomyślałam "aaa, już wiem jak oni wszyscy się czują", szczególnie kiedy tych serduszek jest kilka tysięcy. Ja dostałam 9, a byłam szalenie szczęśliwa, że komuś mogło to przypaść do gustu. Trochę chyba mi przykro? Wyświetlenia to tylko... cóż, wyświetlenia, co z tego że pod jedną notką mam ich od 23-38 miesiąc od dodania? Nadal reakcji na to żadnej.
      Dziękuję, że napisałaś ;)

      Usuń
    2. jeszcze raz przepraszam ze nie pisalam opini co nie znaczy ze nie czytalam ale moim zdaniem malo sie reklamujesz jak widze inni wrzucaja linki do opowiadan na wszystkich swoich stronach jak masz facebooka albo snapa to warto pochwalic sie nowymi opowiadaniami od znajomych sie zaczyna i tworzy sie potem zesza fanow i antyfanow np ja jestem anty fanka vincenta :)

      Usuń
    3. Nie musisz przepraszać, ostatecznie każdy ma wybór i nic mi do niego. Nie mniej, bardzo mi miło, że się odezwałaś :D napawa optymizmem. Taaak, nie przepadam za reklamowaniem się. Nie mam szczególnie wielu znajomych, tzn. mam "znajomych" do których nie pałam wielką sympatią i nie wszyscy lubią obecność boyslove, a ja nigdy nie zamierzam odstąpić od różnorodności. Nie chcę przyciągać tutaj nie miłych osób. Pomyślę jeszcze nad tym. Grupa antyfanów Vinca się poszerza xD
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Nie możesz zrobić nam tego i zawiesić bloga ;__; Szczególnie nie teraz, gdy tyle serii pojawiło się i tyle jednocześnie się rozwinęło, głównie WpS oraz nastąpił cudowny powrót Zdradzonych :'( Prowadź równocześnie Wattpada, a czytelników się nazbiera i tu i tu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma nic za darmo :< I nikt nie przychodzi, nawet z wattpada. Pobijam rekordy nudności najwyraźniej. Myślę nad wrzuceniem tam Innych, bo skończyłam wczoraj nowy rozdział i stwierdziłam, że go kocham. Nowy bohater, trochę więcej konkurencji! <3 I Amnezję, gejuchy muszą być xD

      Usuń

Prześlij komentarz