Zdradzeni – 3
– Leż i najlepiej się nie ruszaj. – usłyszałam suche
polecenie. Dłoń w moich włosach popchnęła mnie z powrotem ku twardej, ciepłej
kończynie. – Śpij, milcz albo się spowiadaj, jak wolisz. Byle byś się więcej
nie wierciła i nie musiał zawracać sobie tobą głowy. – zakończył z nutą
rozdrażnienia.
Przyciskał
ją przez chwilę do siebie mocno, jakby chcąc się upewnić czy nie podejmie próby
wierzgnięcia. Nie pamiętałam, co się stało. Dlaczego są tak blisko? Czuła jak
coś ciepłego i miękkiego okrywa jej podkulone ciało. Kolejny materiał spadł na
jej twarz, gdy Aries zarzucił na plecy własny koc, nieustannie pozostając napiętym
tułowiem w ruchu. Westchnęła cichutko, wtulając bok twarzy w jego udo. Będąc
tak blisko czuła zapach dymu, potu i mieszanki ziół od których łaskotało ją w
nosie.
Jedyny
dyskomfort udzielał jej widok ostrzonej stali centymetry od siebie. Było jednak
zbyt miło aby się odsuwać. Ciepło. Bezpiecznie. Byłam taka zmęczona… I nagle
przypomniałam sobie, co się stało. Przyznanie się, co zaszło przerwał jej nagły
prąd rozchodzący się po ciele – paraliżujący wszystkie zmysły i wysysający
oddech z płuc. Ścisnęła z całych sił drobnymi piąstkami rąbek koca.
– Zabiłam go i
jednocześnie nie zabiłam. – wydukałam. Starała się myśleć o wszystkim innym, co
pozwoliłoby nie dopuścić obrazu martwego kuzyna do siebie. Nie mogła sobie go
więcej przypominać, czuła się wtedy jak zjadana żywcem, umierająca od wewnątrz.
– To zabiłaś, czy nie
zabiłaś? – mruknął.
– Nie zabiłam, ale
wszyscy sądzą że tak. – naprostowałam cicho, z napięciem czekając na reakcję.
– Zatem czemu
usłyszałem wcześniej, że to zrobiłaś? – upierał się brunet. Zagryzłam zęby na
ustach, powtarzając sobie odpowiedź w głowie i niechętnie smakując jej
wydźwięk. Brzmiała… źle.
– Bo nie pamiętam. Nie
pamiętam bym zrobiła mu krzywdę, ale… – przełknęłam z trudem ślinę. Aries
cierpliwie czekał na ciąg dalszy, nie przerywając rytmicznego uderzania
sztyletem o ostrzałkę. – Kiedy się obudziłam, moja służąca powiedziała, że mam twarz
umazaną krwią. – szepnęła tak cichutko ustami przy jego skórze, iż obawiała się
ich powtórzenia.
Zapadło milczenie. Nie była pewna, czy
słyszał.
– Zanim wyjedziemy z
Joreynilih musisz się zmienić. – powiedział po chwili. Zmarszczyłam brwi z
niezrozumieniem. – Z wyglądu. Wyglądasz… Jesteś strasznie chuda. – westchnął. –
Karmili cię w ogóle?
– Ja… Karmili. –
odparłam z głęboką urazą czającą się gdzieś w środku. Wiedziała, jak wygląda,
ale nie lubiła gdy jej to wytykano. – Co muszę zrobić?
– Zetniemy ci włosy i
ubierzemy w coś niepozornego. – zarządził, a słysząc o ścięciu swoich długich
włosów znieruchomiałam.
Kuzyn zawsze lubił rozczesywać je przed
spoczynkiem. Niekiedy rano dekorował je różnymi błyskotkami, co zdawało się
sprawiać mu przyjemność. Był cichy i ostrożny tak jak ona. Porozumiewali się
bez słów, od kiedy tylko przygarnął ją do siebie – mała dziewczynka uczepiła
się boku Patricka jak tonący brzytwy. Nosił równie długą kitę pięknych,
czarnych włosów co ona.
Ale teraz zwisały bezładnie w brudnych
strąkach. Musiała się z nimi pożegnać.
– Dobrze. – zgodziłam
się potulnie, czując pieczenie łez. Włosy osób z jej warstw zawsze traktowano z
czcią, ale pamiętała jak przez mgłę, iż po śmierci rodziny ścięto jej włosy aż do
uszu. Jak sierocie. Przechodziły mozolną drogę rosnąc pod okiem kuzyna, nie
pozwalającemu nikomu innemu o nie dbać.
– Do jakiej klasy
szlacheckiej należysz? – spytał niemal beznamiętnie, lecz dosłyszałam w jego
głosie nutę zainteresowania. Pytanie wybiło ją z rytmu. Przypominało o tym, co straciła
na zawsze. Nawet gdy nie wpasowywała się w ten świat. Wciąż miałam jeszcze swoje
rodowe diamenty. Gdzieś daleko, być może w innym królestwie będzie w stanie
dostać za część nich odpowiednią cenę.
– Jestem… Wywodziłam
się z markizów. – Aries gwizdnął cicho, nie pomijając przy tym użytego czasu
przeszłego. Zrozumiał, że chociaż częściowo pgodziła się ze stratą dawnego
życia.
– Zatem wyznaczą za
ciebie niezłą sumę? – zastanawiał się przez chwilę. – Chociaż jesteś słaba jak
cienka, brzozowa gałązka. Może uznają, że się utopiłaś albo złamałaś sobie kark
podczas upadku? – myślał głośno.
– Mój kuzyn był bliskim
przyjacielem Królowej. – mruknęłam pospiesznie i zdrętwiałam, kiedy pobrzękiwanie
stali nagle umilkło. Mówiąc to, popełniłam błąd. Mimo to musiała mu powiedzieć.
Nawet jeżeli zechce porzucić ją tutaj na pastwę dzikich mieszkańców boru.
– Kiepsko. –
skomentował w końcu bez cienia złości, na wplątanie go w kłopoty. – Śpij już.
Nie chciałam spać, przepojona
niespodziewanym lękiem, że miałby szansę zrobić mi w tym czasie krzywdę. Ale
gdy tylko jego duża, ciepła dłoń wylądowała na moich włosach gładząc je
delikatnie, poddałam się.
*
Wlazł w niezłe gówno. Na jego kolanach
głowę opierało uosobienie czystych kłopotów. I to jakich. Gwizdnięcie samo
cisnęło mu się na usta, zagłuszone przez trzaskający z ogniska ogień.
Obserwował okolicę, trzymając sztylet w
pogotowiu i rozważając, czy śmiertelnie nie ugodzić nim towarzyszki. Z
porzuceniem w lesie jej drobnego ciała nie miałby problemów. Z przemyceniem ją
przez granicę i zapewnienie bezpieczeństwa… To był kłopot, wymagający
odświeżenia każdej z umiejętności jakie posiadał. Westchnął cicho, wracając do
spokojnego głaskania jej po głowie, niczym ojciec. Nie pamiętał by kiedykolwiek
przejawiał tak silne instynkty opiekuńcze jak w tym momencie.
Kilka godzin później wstawał z ziemi nieco
odrętwiały. Rozciągnął się chcąc pobudzić mięśnie do sprawniejszego działania i
poprawić ostałe od niewygodnej pozycji krążenie. Napił się wody, okrążył ich
prowizoryczne obozowisko i ruszył na zwiad okolicy. Przez kilkadziesiąt minut
błądził po borze, gdzie w między czasie natknął się na krzew jadalnych owoców.
Dał sobie spokój z polowaniem do wieczora. Słońce coraz prężniej wschodziło na
poszarzałym niebie, a nie chciał znowu zapalać ogniska. Dym mógłby przyciągnąć
niechciane towarzystwo, szczególnie w tych stronach.
Nie natknął się na nic ciekawego czy
wzbudzającego podejrzenia. Wrócił do miejsca, gdzie postawił obóz. Teraz pusty.
Perill przyglądała mu się ciemnymi oczami nim zwróciła pysk w stronę wysokich
zarośli, wskazując mu, w którym miejsce zniknęła szlachcianka.
Aries uniósł tylko brwi i sprawdził, czy
niczego mu nie brakuje. Tak pro forma. Wszystko jednak było pod kontrolą i na
swoim miejscu za wyjątkiem jednego z jego mniejszych, łowieckich noży. Nie zmartwiło
go to, zważywszy że wepchnął go jej w dłonie, gdy odchodził.
Pakował swoje rzeczy do juków Perill,
kiedy wróciła. Przyjrzał się towarzyszce, zauważając mocno zaczerwienione oczy,
nieco zdrowszy odcień skóry po długim śnie i niespodziewanie krótkie włosy.
Przycięła je do ramion, chociaż gdzie nie gdzie bardzo niezdarnie. Wyglądała
lepiej, chociaż wciąż nie tak jak chciał. Wysokie, odsłonięte czoło i prosty
nos krzyczały dawną znamienitością.
Skinęła mu smętnie na powitanie i
podeszła, gdy machnął w jej stronę dłonią. Bez słowa wyjął z pochwy sztylet o
cienkim ostrzu, najlepiej się do tego nadającym i zabrał się za wyrównywanie
brązowych pasm. Stała cierpliwie z zamkniętymi oczami. Tylko ostrożny dotyk
jego rąk i ostrza informowało ją jakich zmian w wyglądzie dokonuje.
Poddawała się mu bez pretensji, chociaż
dostrzegł przygryzioną do krwi wargę. Musnął ją po niej delikatnie kciukie,
kończąc i wywołując ciche syknięcie.
– Nie gryź i nie rób
rzeczy, które mogły by cię bardziej zranić. – zestrofował ją chłodno i
poczochrał po nowej fryzurze. Włosy tuliły się do jej niewinnej, okrągłej
twarzy. Zrobił jej nieco krzywą grzywkę i wyglądała teraz zupełnie inaczej.
Sarni wzrok wbijała w swoje stopy, pozwalając lustrować się z góry do dołu przez
bursztynowe oczy.
Wciąż chuda i niespecjalnie kobieca,
bardziej przypominająca wyrośniętą dziewczynkę w zbyt dużej koszuli. Ale z nowej
twarzy spozierała ukryta butność i zawziętość. Uśmiechnął się na ten widok. To
chciał widzieć. To miał widzieć od teraz każdy inny.
– Dobrze. – pochwalił.
– Potem zajmiemy się ubraniem.
– Mogę się przejrzeć…?
– spytała, wyłamując nerwowo palce. Bez słowa podał jej stary kawałek
odbijającego szkła. Przypatrywała się sobie z szeroko otwartymi oczami i
uchylonymi w niemym szoku ustami.
– Wyglądam… – mruknęła
skonfundowana. Okropnie paskudnie, jak ryba wyrzucona ze stawu.
– Jak nie ty. –
dokończył za nią głośno. – Lepiej.
Spojrzała na niego z mieszaniną goryczy i
zagubienia.
– Nie jestem pewna...
– Ale ja jestem. Zaufaj
mi. – odparł – Gotowa? – Upewnił się i kończąc pakować swój skromny dobytek,
wsiadł na konia. Wyciągnął dłoń w stronę szlachcianki.
Przyjrzała się Perill, która podrobiła
niecierpliwie kopytem w miejscu. Skrzywiła się, a Aries westchnął, czując że
będą musieli porozmawiać o tego typu zachowaniach. Najwyraźniej nie potrafiła
jeździć konno lub nie kojarzyła tego doświadczenia zbyt miło. Pochylił się i
złapał ją za koszulę, przyciągając do boku klaczy, a następnie szarpiąc ją
nieco w górę pod ramionami.
Jęknęła spanikowana i wczepiła się w ręce
bruneta. Ostatecznie w końcu posadził ją przed sobą, chociaż trzęsła się cała z
mieszaniny różnych emocji. Siedziała wyjątkowo sztywno i wiedział, jak szybko
może przez to z powrotem wylądować na ziemi, pod kopytami gniadej klaczy.
– Oddychaj. – poradził,
oplatając jej ramiona swoimi by podtrzymać uzdę, a jednocześnie przyciągając
nieco do siebie aby mogła się na nim wesprzeć. Była tak mała, że zdawała się
tonąć w szerokości jego klatki piersiowej. – Rozluźnij się, trzymam cię. –
zapewnił ją.
– Nie chcę spaść. –
wymamrotała.
W odpowiedzi usadził jedną z jej dłoni na
swoim kolanie i nakazał ścisnąć.
– N…Nie wygodnie. –
poskarżyła się cicho, niepewność wydzierała z każdej komórki ciała dziewczyny.
Aries wywrócił już tylko oczami, oplatając
lewą dłonią talię Lynn i ruszyli kilka kroków do przodu. Od razu zapomniała o
jego słowach, wszczepiając się dłońmi w oplatającą ją rękę. Zakołysała się
niebezpiecznie.
– To nigdy nie jest
wygodne na samym początku. Przyzwyczaisz się. I oprzyj się o mnie, bo sam cię
zaraz zrzucę. Strasznie się wiercisz i spinasz. – pogroził dziewczynie,
uśmiechając się jednak z tyłu w rozbawieniu.
– A c-co jak spadnę? –
spytała jak małe dziecko i zaryzykowała zerknięcie w dół. Wypuściła powietrze
ze świstem, zauważając wysokość. Gdyby spadła w galopie mogłaby skręcić sobie
kark, najwyraźniej podobne myśli również chodziły jej po głowie, bo znowu
nieznośnie się spięła.
– Nie spadniesz.
Trzymam cię. – obiecał. I już czuł, że będzie to długa, męcząca droga.
*
Kilkanaście niemożliwie ciągnących się godzin
zajęło Ariesowi przekonanie dziewczyny by się rozluźniła. Z trudem
powstrzymywał się od warczenia na nią. Kiedy w końcu jej się udało, Perill parsknęła,
kiwając głową jakby w pobłażaniu. Jego klacz doskonale wyczuwała emanujący z
niej strach, utrudniający wszystkim lekką podróż.
Długi czas jechali w blasku słońca
tłumionego przez rozłożyste gałęzie drzew, aż i ono zaczęło się chować pod natarciem
ciężkich chmur. Niebo zabarwiło się na granatowo, zwiastując silną ulewę. Tym
lepiej dla nich, skwitował w myślach Aries.
Udało mu się wyciągnąć od szlachcianki
kilka informacji więcej, zatem był świadomy prawdopodobnego listu gończego ze
złapaniem jej żywej bądź martwej. Kolejna przyczyna by pałać niechęcią do ludzi
wyższego stanu. Ojca Ariesa powieszono za kradzież, której nie popełnił, a
książę, który wyznaczał kary w ich prowincji, nie posiadał się z radości z tego
powodu. Jaka mogła być kara za zbrodnię wysoko postawionego urzędnika
państwowego? Bez problemu mógł sobie wyobrazić, iż na sam początek będą to
tortury. Zważywszy na to, jak podejrzliwym wzrokiem lustrowała całe otoczenie,
ona tez musiała być świadoma ryzyka.
Ponownie zetknęli się z głównym traktem
późnym popołudniem. Rzadkie krople deszczu rozbijały się o niską roślinność i
strukturę ich płaszczy. Naciągnął identyczny jak swój na całą postać Lynn,
zakrywając jej niemal całą twarz obszernym kapturem, jednak skutecznie chroniąc
od spadku temperatur.
– Przed granicą jest gospoda
dla podróżnych opuszczających Joreynilih. Zatrzymamy się tam na noc. –
poinformował ją, po czym pospieszył klacz.
– Panie., myślisz że…
Ktoś może mnie rozpoznać? – spytała piskliwie.
– Aries, jeśli mamy się
znosić przez kilka tygodni. – odparł lekko. – Wyglądasz teraz inaczej, więc
udawaj pewną siebie, ale nie rozmawiaj z nikim, do póki nie załatwię dla ciebie
innego ubrania.
– A co z tymi, które
mam na sobie jest nie tak? – burknęła nagle wrogo i naprężyła się, a Aries pojął,
iż musi mieć jakiś kompleks na punkcie własnego wyglądu. Jednak złość oraz strach
nie były zbyt przyjemną mieszanką.
– Są moje. Ciężko
będzie cię przewieźć przez granicę w niedopasowanym, na dodatek męskim
odzieniu, wzbudzasz teraz za dużo zainteresowania. – wytłumaczył cierpliwie i
rozejrzał się po okolicy. Droga, którą jechali była szeroka i dość dobrego
stanu, spokojnie mieściła dwa, przejeżdżające obok siebie wozy. Jeden z nich,
załadowany do pełna słomą przed chwilą minął się z nimi. Stary, brodaty
wieśniak popędzający ostro konie, kiwnął apatycznie głową w stronę bruneta.
– Mam płaszcz. –
zaoponowała cicho, owijając się nim ciaśniej, kiedy przeszła obok nich grupa
rzewnie dyskutujących kobiet. Nikt z okolicznych mieszkańców nie zwracał uwagi
na nowe twarze, za bardzo przyzwyczajeni do ich dziwactw, natychmiastowego
znikania oraz pojawiania się innych. Pomimo tego Lynn czuła jakby wszyscy mieli
ją zaraz rozpoznać i pogonić widłami z dzikim okrzykiem.
– Przy granicznych
gospodach ludzie przychodzą i odchodzą. Wieśniakami się nie martwię, ale jeżeli
będą cię szukać to na pewno straż skontroluje każdego, kto usilnie będzie
starał się zakamuflować. Dlatego znajdę ci jakąś starą, wiejską sukienkę, a
gdyby pytano… Jesteś moją nagrodą za pomoc twym ubogim rodzicom. Tego się
trzymajmy.
– Uwierzą w to…? –
dopytała ze zdumieniem, mając wrażenie że zostanie przyrzeczoną obcemu najemnikowi
nie brzmi zbyt wiarygodnie. Aries natomiast doskonale zdawał sobie sprawę, jak
często praktykowano tego typu transakcje. Biednej rodzinie bardziej opłacało
się wydać córki za mąż nawet za obcego, niż trzymać je w domu i mieć kolejną
gębę do wykarmienia w czasie surowej zimy.
– Wyruszymy wczesnym
świtem. Będzie dostatecznie ciemno, żebyś nie rzucała się szczególnie w oczy. I
wystarczająco widno by nie być jedynymi, podejrzanie wyglądającymi podróżnikami.
– Miał tylko nadzieję, że wśród tych osób znajdzie się więcej kobiet, bo
inaczej Aries będzie zmuszony przestać trzymać się planu, a więcej
improwizować.

Hej, hej :D Miło, że pojawili się Zdradzeni <3 Duży sentyment sprawia, że rozdział z tej serii tak bardzo cieszy. Na początek taka uwaga: „ Przypominało o tym, co straciła na zawsze. Nawet gdy nie wpasowywała się w ten świat. Wciąż miałam jeszcze swoje rodowe diamenty” Miałam- chyba literówka? Po drugie: „Wlazł w niezłe gówno” nie pasuje to do tych klimatów :/ 3.” Tak pro forma”- akurat znam to :D Ale może wrzuć następnym razem jakąś gwiazdkę dla reszty ;) A teraz kolejna sprawa- spokojnie, tym razem już nie krytykuję. Bardzo wyraziste opisy, bym mogła wskazać który fragment, ale nie chcę spolerować nikomu ;) Przez chwilę zapomniałam kim jest Perill, ale dobrze, że pewne sugestie opisujące zachowanie mi zaraz przypomniały. Ale klimacik coraz bardziej charakterny, ładnie budująca się rzeczywistość. Gdybym miała polecić tę serię jako produkt, powiedziałabym, że jako dojrzewający owoc mogę prawie zagwarantować, że będzie kolorowy, smaczny i zdrowy :3
OdpowiedzUsuńZ tym czasem osobowym to wiem, bo podczas poprawiania tego przed wrzuceniem miałam ochotę wszystko wywalić przez okno :)))) Chyba koniec z wersją "ja" w Zdradzonych, lepiej się czuję pisząc z 3os., nie muszę tyle nad tym ślęczeć. Podobną sytuację mam w nowym opku, którego nie ma na stronie, jednak z męskiego punktu widzenia - jest lżej. A co do wulgaryzmu to jest i będzie obecny, pooglądaj 1 czy 2 cz. gry z Wiedźmina, ile tam się wyzwisk sypie... Podobnie na surowo w oryginale Sapkowskiego czy Grzędowicza (postać Vuko) i nie tylko, klimaty średniowiecznego zacofania są ogólnie bardzo wulgarne w sporej części książek i tym idę. Gwiazdkę?? Że wulgaryzmy? Jedno słowo raczej nie wchodzi pod tag, bez wchodzenia w skrajności.
UsuńMiło mi :D
zdradzeni to nie do konca moje klimaty ale bardzo mi sie podoba : )
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty :) Bardzo milutko się czyta a jednocześnie się wczuwa w postać :p Jak tam praca nad dalszymi częściami? ^.^ Sporo dodałaś już a ja dopiero nadrabiam zaleglosci c:
OdpowiedzUsuń/Sami
Dziękuję :D Jak na razie wstrzymałam się z pisaniem do póki nie poprawię jednego przedmiotu w szkole, plany oczekują na realizację ~
Usuń