W piwnicy Sex Shopu – 6 – Zajęci

Już jest :)  Siódmy i ósmy mają lekkie i cięższe momenty (bardziej to drugie?), mam nadzieję że się wam spodobają (chociaż wrzucę je znacznie później, czas dać dyhnąć mi i temu opowiadaniu xDD I jakby nie było, zbliża się koniec roku – priorytety. )
PS. WpS ma już w sumie 70 stron w wordzie, a w planach to jeszcze nawet nie połowa :D
Zapraszam do czytania i komentowania!

– Przyjdzie? – wymsknęło się Amelii po raz któryś. Niecierpliwiła się. Jakąś godzinę tkwili w tej niezręcznej pozycji. Jej nogi na twardych udach Dustina w oczekiwaniu na wizytę ich szefa. Ciąg dalszy i zwieńczenie małej zemsty. Ochroniarz ani nie poparł ani nie próbował odwieść kobiety od tego ostatecznego pomysłu, bez słowa kładąc gładkie kończyny na swoje. Spoglądał przy tym obojętnie na mecz koszykówki rozgrywający się na ekranie mikroskopijnego, przenośnego telewizora postawionego na blacie przy zlewie. Przez dłuższy czas milczeli.
– Przyjdzie. – odmruknął nie czyniąc wobec niej żadnego gestu. Nagie nogi Amelii wystające z pod krótkiej, uroczej sukienki polegiwały na jego udach, a on siedział całkiem beznamiętnie oparty o kanapę w kanciapie... Nie mogła się zdecydować, czy ta apatia czasem jej nie denerwuje, upierdliwie dźgając w ego wielkie jak stodoła.
     Chociaż może to poczucie ryzyka, że Amelia znów będzie mieć do niego pretensje?
     Głośne trzaśnięcie drzwi przyjęła z jękiem ulgi. Słodki dźwięk napędzany furią. Dustin klepnął dłonią jedno z jej odsłoniętych ud, drugą umieszczając w połowie łydki i gładząc pod publikę.
     Amelia zrobiła minę jakby lada chwila miano przyłapać ich na czymś niestosownym, w duchu ciesząc się że może już zakończyć tę farsę. Usta ułożyła w nieśmiałe „och” sekundę przed wtargnięciem Vincenta do środka. Udała, że się spina zauważając posyłane im wzburzone spojrzenie i grymas wykrzywiający przystojną twarz. Włosy miał tak samo rozwichrzone wiatrem, co wczoraj, a przy tym dodatkowo czerwone, gniewne plamki na policzkach.
     Spróbowała usiąść normalnie, kiedy blondyn zatrzymał ją zaborczym gestem. Przycisnął dłonie z powrotem do jej ciała, spychając Amelię do wcześniejszej pozycji. Cały czas przypatrywał się z nieodgadnioną miną brunetowi, a coś w ciemnych oczach błyskało niepokojąco nawet dla niej.
     Westchnęła cichutko zerkając ostrożnie na Vincenta. Zaciskał gniewnie usta tak, iż doskonale widziała pulsującą żyłkę na szczęce. Przypatrywał się im w ciszy, czekając. Na przeprosiny? Wyjaśnienia? Zdusiła w sobie zirytowane prychnięcie i karcąco klepnęła Dustina po łapach aby skończył.
     Uwolnił ją z niezadowoleniem, tak jak zaplanowała.
– Cześć. – mruknęła i przesiadła się bliżej ochroniarza aby w razie czego zostawić miejsce dla Vincenta. Czuła, jak silne ramię na oparciu kanapy muska jej szyję. Szef nie spuszczał z niej wzroku wydychając powoli powietrze z płuc i nabierając kolejny haust. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, dawno padliby trupem.
– Dobrze się bawiłaś wczorajszej nocy? – wymruczał pozornie spokojnie, rzucając obok niej swoją teczkę na dokumenty. Obserwowała uważnie każdy gest. Poluzował krawat, błądząc spojrzeniem po całej kanciapie, jakby oczekując, iż zastanie jeszcze jakieś nieoczekiwane zmiany.
– Wczorajszej nocy byłam bardzo… Bardzo zajęta. – odparła w końcu z przylepionym do ust lekkim, sztucznym uśmiechem.
     Vincent znieruchomiał na kilka długich sekund. Wyobrażała sobie, że właśnie przetwarza w głowie wczorajsze sugestywne słowa, jakie usłyszał od Dustina. „Byłem zajęty.” „Jest raczej zajęta…”. Ledwo powstrzymała złośliwy, usatysfakcjonowany wybuch śmiechu, jaki pragnął wydostać się jej z gardła.
– Świetna szopka... Brawo. – burknął i zaklaskał mało entuzjastycznie. – Każdy dobrze wie, że Dustin nie jest w twoim typ…
– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo zmieniłam zdanie po wczorajszej nocy. – weszła mu w słowo. Poklepała blondyna po udzie dla wzmocnienia efektu. – Jest tak fantastyczny, że żałuję iż nie skusiłam się wcześniej… – oblizała usta jakby wyobrażała sobie jeden z pikantnych momentów. Co z tego, że nie był w jej typie? Od wczoraj jest.
– Kłamiesz. – fuknął w odpowiedzi z grymasem na ustach.
– Wręcz powinnam ci podziękować, tak go broniłeś…
– Przestań pieprzyć. – syknął tonem władcy, na co zmrużyła groźnie oczy. Ten śliczny gnojek myśli, że wie lepiej? Niech ją szlag jeśli mu na to pozwoli! Najeżyła się niczym jeż i przygotowała do ścięcia go z nóg.
– Pieprzyłam i to bardzo dobrze. Wczoraj zaba…
– Dość. – zakończył stanowczo Dustin. – Pieprzyła,  nie pieprzyła. Zostałem po godzinach nie po to żeby wysłuchiwać waszych kłótni małżeńskich. – skwitował i jak gdyby nigdy nic przewrócił brązowymi oczami komentując w ten sposób całą sytuację. Spojrzeli na niego jednocześnie z mieszaniną gniewu i zaskoczenia, próbując ogarnąć to jak bezceremonialnie uciął zalążek ich „rozmowy”. W tak niecodziennie ludzki dla niego sposób, przewracając oczami.
     Chciała to omówić. Musiała wiedzieć, o co mu do cholery chodzi z tym wszystkim. Zachowywał się jakby to, co robiła prywatnie było jego interesem. A kiedy ostatnio sprawdzała wciąż był żonaty i nie powinien wściekać się na nią o coś, co go definitywnie nie dotyczyło.
     Jednak bez słowa sprzeciwu zacisnęła mocno usta. W jednym Dustin miał rację. Nie po to został aby tego słuchać. Prosiła go o małą współpracę w zemście, a nie o przyłączenie się do rzucania sobie do gardeł.
– Do rzeczy. – wymamrotał w końcu Vincent, stając po środku.. Zauważyła, że cienie kładły się pod niebieskimi oczami. Starała się zdusić w zarodku ukłucie w tej części, która była w nim zauroczona, rodząc zalążek poczucia winy. Martwy sponsor, a teraz jeszcze kwestia jej… Bezpieczeństwa? Czy może cnoty?  Mięsień pulsował na ogolonej szczęce mężczyzny potwierdzając trzymającą się go irytację.
– Wiele się nie dowiedzieliśmy. – zastrzegł, przypatrując się intensywnie brunetowi. Amelia nagle przypomniała sobie, że wciąż trzyma dłoń na jego udzie i spróbowała „po cichu” zabrać  ją stamtąd. Nie zdążyła. Nawet nie wiedziała, w jaki sposób to przewidział, skoro nie patrzył, ale w połowie ruchu, nim jeszcze zdążyła oderwać palce, przycisnął z powrotem dłoń do swojego uda. Czy to znowu było pod publikę? Zerknęła na Vincenta.
     Patrzył na to, na co przed sekundą Amelia, marszcząc mocno brwi i zaciskając usta w wąską kreskę. Prawie potrafiła dostrzec jak wylewa się z niego morze irytacji. Ałć!
– Tak? To czego się  d o w i e d z i e l i ś c i e? – sarknął z powątpieniem, przeczesując włosy dłonią. Dla Rouz zabrzmiało tak, jakby przez ten czas nie robili nic prócz zabawiania się ze sobą. Wkurwiało ją to. Czy on miał chociaż najmniejsze pojęcia o tym, do czego musiała się dla niego zmusić?!
     Dobra, wykorzystała Dustina dla zemsty. Upozorowała coś, czego twierdziła że nie chce. Ale wykonała przydzieloną jej działkę chociaż brzydziła się każdym fragmentem wczorajszego wieczoru. Więc co, u diabła, mu się nie podobało, iż poddawał w wątpliwość wywiązywanie się z obowiązków przez Amelię?
     Dustin musiał również wychwycić tę nutę, bo westchnął ciężko. W przeciwieństwie do kobiety zdecydował, iż to nie jego sprawa. Nie zamierzał drążyć.
– Mawson przez ostatnie trzy miesiące uciął większość kontaktów.
– Trzy miesiące? – przykuło nieco uwagę Vincenta.
– Ta, co by się nie zgadzało z planem otwarcia klubu. To jedyna mocna kwestia, jaką poznaliśmy.
– Niewątpliwie. To by dawało niewielką szansę, że jego śmierć niekoniecznie wiąże się ze mną… – z wewnętrzną goryczą wodziła wzrokiem od jednego do drugiego.
– Brick był jednym z nielicznych, z którym pozostawał w stałym kontakcie do swojej śmierci. Telefonicznym – Mawson przestał zabierać go ze sobą na nocne wypady. Cytując: „Jak nigdy zdawał się skryty i niekiedy zachowywał jak zwierzę w potrzasku.” Napomknął mu coś raz czy dwa o klubie, ale bez szczegółów, które mogłyby nas zainteresować. – ciągnął monotonnym głosem. – Wiedział w zasadzie tylko tyle, że zdawał się czegoś poważnie obawiać. Ktoś włamał się na jego pocztę i grzebał w prywatnych sprawach, ale co dokładnie tam znalazł? Brick nie był w stanie powiedzieć. – skończył i uśmiechnął się nieco złowrogo, co od razu przypomniało Amelii z jakiego powodu Brick nie byłby w stanie tego z siebie wydusić.
– Nie wiele… –westchnął, siadając obok. Amelia uznała to za chwilowe zawieszenie broni.
– Ale skłamał, kiedy spytałam o rzeczywistą przyczynę śmierci Mawsona. – Przypomniała szczegół, który wyłapała.
– To znaczy?
– To ja zaprowadziłam Bricka do kibla, gdzie Dustin mógł sobie go dowoli przesłuchiwać. – wytłumaczyła, krzywiąc się z odrazą. Na samo wspomnienie natrętnych dłoni na sobie i tego jak „zajął się” nim blondyn, czuła nieprzyjemne zawroty w żołądku. Chciała jak najszybciej zakończyć tę sprawę.
     Przyciągnęła tym jego zainteresowanie. Wbił w nią wzrok z nieco łagodniejszym wyrazem twarzy, prawdopodobnie domyślając się, w jaki sposób go tam sprowadziła. – Zaczął coś kręcić, że niby Mawson umarł z powodu cukrzycy.
– Pomijając fakt, iż mógł tak właśnie sądzić, po czym stwierdzasz że kłamał?
– …Bo jest fatalnym kłamcą? Wypluł z siebie wytłumaczenie szybciej niż ktokolwiek może przewijać kanały. No i zezował w ten specyficzny sposób…
Uniesione brwi obu towarzyszy uraziły ją. Chociaż Dustin wyglądał na bardziej rozbawionego niż niedowierzającego jak Vinc na użyty przez nią eufemizm.
– Jestem dobrym wykrywaczem kłamstw dzięki niezbyt pochlebnemu doświadczeniu z przeszłości. Nie wątpcie w to nigdy. – ostrzegła chłodno.
– Ale nie wiedział nic więcej?.
– Zapewniam, że Dustin był przekonujący. Jeśli jemu nic więcej nie zdradził, to raczej nie był bardzo uświadomiony.
– Ewentualnie po wzmożonej paranoi przyjaciela spodziewał się ziarnka prawdy. – dodał blondyn.
– W porządku… Dziękuję. – odmruknął niepewnie Vincent, wbijając oczy w podłogę.
– A… Co z klubem? – spytała po chwili niezręcznej ciszy.
– Otwarcie tymczasowo odroczone.
*
     Nigdy nie uznałaby się za złego  przyjaciela, pracownika czy nawet człowieka, czując ulgę i radość z powodu przesunięcia otwarcia klubu. Decyzja brzmiała rozsądnie. Ani Rouz ani Dustin nie daliby rady się roztroić i zająć każdą sprawą – obsługą sklepu oraz klubu, nadzorowaniem nowych pracowników i szukaniem tropów oraz motywów zabójstwa Mawsona.
     W ostatniej kwestii nie była przekonana, czy powinni w ogóle w tym grzebać. Należało to do obowiązków policji. Robili to tylko i wyłącznie dla spokoju Vincenta, i nie powiązania go w żaden sposób ze sprawą. Nielegalni sponsorzy wciąż tłukli się jej z tyłu głowy.
     Zaczęła się zastanawiać, kiedy w głowie bruneta wykiełkował pomysł na zboczenie swymi działaniami poza granice prawa. Zawsze zdawał się jej mocno przywiązany do życia po lepszej stronie barykady. Czysty, nienaganny – niewinny.
     Cóż, nie żeby Amelia była z nim wcześniej wyjątkowo blisko… Tak naprawdę większa część wyobrażenia o nim składała się na subiektywną ocenę. Jeszcze w klubie Vincent zachowywał się bardzo subtelnie i z dystansem. Nigdy nie nagabywał dziewczyn czy Rouz, jak większość mężczyzn dla których tańczyła. Jak na stałego klienta nocnego klubu nadawało mu to swoistego uroku. Jednak zanim zdążyła zwrócić na niego uwagę, on stracił część zainteresowania. Poznał Soley, latynoską szefową kuchni.
     Zerknęła przez szybę knajpy na upalną przestrzeń niewielkiej plaży w oddali i oblizała suche usta. Gdyby ktoś był ciekawy co ona tutaj, do diabła, robiła… Powiedziałaby tylko jedno słowo – Dustin.
     Na Boga, ten facet odpowiadał ostatnio za większość rzeczy mających miejsce w życiu Amelii. Zaczynała mieć niepokojące wrażenie, że im dłużej z nim przebywa tym bardziej dziwaczeje pod jego styl bycia.
     Od kilku minut czekała na zamówiony przez nich obiad. Sam Dustin zniknął w łazience żeby dokonać przemiany w osobę bardziej cywilizowaną. Nie żeby coś, on mógł sobie tam zostać… Powoli odczuwała parcie na odizolowanie się od Góry Lodowej regularnie zmniejszającej dystans między nimi.
     Westchnęła głęboko, opierając policzek na dłoni. Słońce nad Orlando dawało dzisiaj nieźle w kość. Kochała ciepłą, słoneczną pogodę, ale czy  nie mogła ona czasem dostosować się do ogółu i cyklicznych nazw? Listopad zbliżał się ogromnymi krokami, a tymczasem w Orlando panowało wieczne lato. Żeby chociaż temperatura spadła do trzydziestu stopni… ale co tam, jebnijmy niemal pięćdziesiąt. Gratka dla turystów i orgazm dla sprzedawców. A Amelia nie miała czym oddychać z gorąca. Odzwyczaiła się też od dawniej częstych wypadów na plażę.
     Nawet klimatyzacja w ładnej, dość wygodnej knajpie, do której zabrał ją Dustin niczego nie poprawiała. O wilku mowa. Ku jej zaskoczeniu nikt nie zwracał tu na niego uwagi. Przypuszczała, że to miejsce do którego regularnie chadza. A zabrał tu również Amelię, ponieważ zaraz po posiłku mieli zająć się sprawą martwego sponsora. Do wizyty w klubie pozostało jeszcze dobre kilkanaście godzin, lecz planował odwiedzenie jeszcze kilku miejsc. Między innymi domu Mawsona.
     Szczerze, ostatni pomysł wybitnie nie przypadł kobiecie do gustu. Nie tylko z powodu, że znowu miała odegrać w nim znaczącą rolę. Chociaż – nie, przede wszystkim dlatego.
     Dustin specjalnie na tę wizytę zmienił koszulkę z krótkim rękawem i szorty na elegancką, zapinaną na guziki koszulę i długie spodnie. Musiał się w tym gotować, chociaż wyglądał znacznie lepiej niż zwykle. Wciąż jak zły facet, ale taki, który potencjalnie zna się na biznesie w jakim siedział Mawson. Musiała przyznać, iż biały materiał koszuli ładnie opinał mu się na umięśnionym brzuchu. Żałowała tylko, że wepchnięta w spodnie nie podwinie się.
     Jeszcze chwila i zacznie się zastanawiać nad zmianą branży na aktorską. Ewentualnie detektywistyczną. Wątpiła, czy mają na etacie ex-prostytutki… Ale czemu nie? Z doświadczenia wiedziała, iż wiedzą więcej niż ktokolwiek inny. Umiejętność słuchania i zdobywania informacji zwykle miały w małym palcu. Gdyby włożyła w to więcej wysiłków na pewno byłaby wspaniałym detektywem!
     Parsknęła krótkim chichotem, wciąż przeskakując zielonymi oczami po tłumie ludzi brodzących stopami w piasku. Ubrani na kolorowo w hawajskie koszule i w strojach kąpielowych, niektórzy opalając się, inni korzystając z wody bądź przechadzając się między leżącymi – przypominali ludzkie mrowisko. Dustin zajął miejsce naprzeciw niej wyrażając mimiką coś pomiędzy bycia niegrzecznie obojętnym, a lekko rozdrażnionym. Nie rozmawiali za bardzo od wyjścia ze sklepu.
     Czekał na nią na zewnątrz, w czasie gdy konfrontowała się z Vincentem. To był ten drugi raz jak pożałowała, iż nie ma go obok, łypiącego dziwnie na ich szefa. Co zaskakujące dla niej samej, miała nadzieję że może by go wtedy trochę zdezorientował. Albo bardziej rozjuszył. W każdym razie nie zamierzała wracać myślami do tej idiotycznej, całkowicie nieudanej rozmowy.
– Doszliście do czegoś? – odezwał się. No tak, przecież nie mogła liczyć na to, że on da sobie spokój. Czy to była jakaś kara za używanie go jako narzędzia do zagrania Vincentowi na nerwach? Łypnęła na niego ze zniechęceniem.
– Nie bardzo.
     Uniesione brwi blondyna dobitnie wskazywały na chęć usłyszenia czegoś więcej.
– Nic ciekawego, naprawdę… – wpatrywał się w nią w niewygodnym milczeniu, powoli doprowadzając Amelię do drgawek. – Trochę się rozminęliśmy we wzajemnej ocenie drugiego. – wytłumaczyła w końcu płasko, starając się zachować neutralny ton. Możliwe, że padły nieco za ostre słowa zarówno od niej jak i niego. Niewykluczone, że Amelii było troszkę… troszeczkę przykro. 
– W porządku.
     Przed nimi łupnęły o stół pełne talerze wraz z wysokimi szklankami z zimnymi koktajlami. Amelia niemal podskoczyła na swoim miejscu. Nie zważając na to chudy, wyszczerzony kelner życzył im pogodnie smacznego. Zamrugała kilkanaście razy nim z cichym podziękowaniem skupiła uwagę na potrawie. Na ślepo wybrała Pilaw z krewetkami. Teraz wiedziała, że to po prostu kopczyk ryżu z warzywami i finezyjnie ułożonymi krewetkami u szczytu.
     Zerknęła na to, co wziął Dustin. Szybko rozpoznała kawał usmażonej wołowiny doprawionej w stylu indyjskim z brązowym ryżem oblanym jakimś kremowym sosem.
     Jedli, każdy skupiając się na własnym daniu i tylko co jakiś czas lustrując ze znudzeniem otoczenie.
     W końcu Amelia nie wytrzymała.
– Nie przyznałam, że to było tylko kimanie, ale już nieważne. Jeśli chcesz się zabawić, a spyta… Droga wolna. – mruknęła, wbijając wzrok w resztki ryżu i samotną, niedojedzoną krewetkę. Jedno musiała mu przyznać, po takim obiedzie jest pełna.
– Myślałem, że chcesz wzbudzić w nim zazdrość? – chociaż zahaczało to o pytanie, nie pozbył się z tonu stałej w ostatnim czasie, kpiącej nuty. Kolejny, który ma z tym jakiś problem.
– Po co? Chciałam tylko żeby poczuł się chociaż w połowie tak paskudnie jak ja, kiedy potraktował mnie w ten sposób.
– Ale wciąż go lubisz.
– Jest z Soley. – przypomniała, z westchnieniem odchylając się do tyłu i sącząc przyjemnie zimny sok pomarańczowy. Nienawidziła prowadzić tego typu rozmów. Dawno z nikim się nie spotykała… Poprawka. Nigdy z nikim nie spotykała się na poważnie. Dlaczego tak drażni go temat jej dziecinnego zauroczenia?
– I? – uniósł brwi.
– Wierz mi, tej kobiecie nie wchodzi się w drogę… Poza tym, faktycznie lubię Vincenta, ale nie zależy mi na tyle by rozbijać ich małżeństwo.
      Amelia nie obdarzała miłością ani zaufaniem. Wyryła te zasady w swoim sercu wiele lat temu. Odpowiedzią blondyna było skwapliwe skinienie głową i odczuła ulgę dostrzegając niknącą próbę pociągnięcia tematu. Po krótkiej chwili niezręcznej ciszy wstał i rzucił na stół pieniądze za obiad, sygnalizując, iż czas ruszać.
– Do żony Mawsona, co? – na samą myśl robiło jej się słabo.
*
– Czym ona się właściwie zajmuje? – spytała, wystawiając czubek głowy przez okno. Palmy śmigały przed oczami i czuła, że nie na długo zostanie w tej pozycji. Wierciła się na swoim miejscu ze zdenerwowania przez całą drogę. Jechali do żony Mawsona i byli już niebezpiecznie blisko. Ledwie kilka minut jak staną. A co jak spieprzy?
– Ma mały butik w centrum, ale to nie typ, który stałby cały dzień na kasie i doradzał klientom.
– Więc kura domowa? A bliźniaczki?
– Nie powiedziałbym, na pewno mają od tego gosposię. Bliźniaczki… mają może po trzynaście lat?
– Nie dam rady myszkować jeśli wszyscy będą w domu… – burknęła z pretensją.
– Nie będą. Dziś w domu jest tylko pani Mawson.  – zaprzeczył, zerkając na nią krótko.
– Skąd wiesz?
– Sprawdziłem. – Ach, sprawdził. Interesujące…
– Sprawdziłeś czyli jak… Okej, chyba wolę nie wiedzieć. – pokręciła głową – Nie podoba mi się to. – przyznała. Skąd Dustin miał te wszystkie informacje? I, skoro z taką łatwością je zdobywał to czy na nią również mógł wygrzebać jakieś brudy…? Miała tylko jeden, który całą sobą pragnęła pogrzebać na zawsze. Przyjrzała mu się pod tym kątem.
– Nie stresuj się, zajmę ją rozmową. Po prostu wyjdź po kilku minutach w poszukiwaniu łazienki. – poradził po raz któryś, a Amelia prawie przewróciła oczami. Taak, bo to na pewno jest  takie proste. A co jak łazienka będzie tuż obok? Zdzieli panią Mawson po głowie, zaknebluje i zwiąże, po czym na luzie przejrzą cały dom? Westchnęła ciężko.
– Może nie chcieć nas wpuścić. – zasugerowała z malutką nadzieją. A wtedy mogłaby po prostu wrócić do domu i zapomnieć o istnieniu shopu, Vincencie i Górze Lodowej.
– Wątpię. Przejęła spadek, w jej najlepszym interesie jest udawać zrozpaczoną wdowę i przyjmować współczujących gości. – Gości, którzy wyglądają jak ex-striptizerka i gangster?
     Amelia wypuściła powietrze ze świstem. Nie było sensu prosić go aby zawrócił, prawda? Wyglądał na zdeterminowanego.
– Poradzisz sobie, skup się na dokumentach i danych z komputera. Bierz tylko to, co bezpośrednio prowadziłoby do klubu, wizytówki i tego typu. Postaraj się nie usuwać zbyt wiele z dysku… – wymieniał rzeczowo swoim ostrym głosem, a Rouz przeszedł zimny dreszcz. Tak dużo do zapamiętania, tak mało czasu na zrealizowanie… Nagle coś przyszło jej do głowy.
– Czy policja już tego nie sprawdziła?
     Cisza zdawała się potwierdzać jej najgorsze obawy. Niech. To. Szlag. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła?
– Chcesz powiedzieć, iż z jakichś przyczyn jeszcze tego nie zrobili, a ja wejdę tam i zostawię wszędzie swoje pieprzone odciski? – warknęła, walcząc z chęcią przywalenia mu. Musiała się upominać, że jeśli to zrobi to prawdopodobnie ich rozbije. Dustin odetchnął i rozparł bardziej na siedzeniu jakby nagle było mu wyjątkowo niewygodnie.
– Krótko mówiąc: tak.
– Przez chwilę myślałam o tobie jak o kimś lepszy od niego, wiesz? – powiedziała z agresją – Trudno było ci uprzedzić mnie wcześniej?!
– Mam dla ciebie sprzęt, uspokój się. – rozkazujący ton jeszcze bardziej ją rozsierdzał.
– To  m o j e  cholerne odciski znajdą, jeżeli coś pójdzie nie tak, a ty mi się każesz  u s p o k o i ć?
– Myślisz, iż pchałbym cię tam jak tę owcę gdybym nie upewnił się, że w żaden sposób nie będzie można nas z tym powiązać? – odparł defensywnie.
– Jeśli zrobię coś…
– Nie zrobisz nic źle. Zajmę ją rozmową tak długo, jak będziesz potrzebować. Jeżeli będzie taka konieczność to wepchnę ją do szafy i ci pomogę, w porządku? – mruknął z czymś na kształt cienia uśmiechu, skręcił w lewo i zwolnił. – Oddychaj. Ufam twojej ocenie. Jak uznasz, że nic tam nie ma to się wynosimy i Vincent może nas pocałować w cztery litery.
     Amelia przełknęła ciężko ślinę, z trudem przyznając mu rację. Złość zmieszana z nerwami w strzępach ustąpiła. Tym bardziej, kiedy zaoferował gotowość pomocy. Nie zostawi wszystkiego na jej głowie. Nie tak jak Vincent… Chociaż gorycz z powodu zatajenia tak ważnej informacji tliła się w głąb niej.
– … Przepraszam. – wymamrotała.

– Jestem lepszy od niego, Amelio. – odparł stanowczo, wprawiając ją w zdumienie. Dlaczego nagle pomyślała, że pije do ich żartów z rana, uznając się całkiem poważnie za lepszą partię dla niej…? Nie, na pewno nie tak powinna to odebrać. Prawda?


Komentarze

  1. to ankieta sie juz skonczyla? przez 6 rozdzialow zdazylam znienawidziec vincenta ale myslalam ze moze jakis pairing bedzie z nich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała być do ok.10, ale przez niewielkie zainteresowanie i fakt, że WpS i tak jest na prowadzeniu, to wrzuciłam. Dołącz wraz ze mną do antyfanklubu Vincenta XDD

      Usuń
  2. Przyznaję, nie wiem, co Amelia widzi w Vincencie, nie trawię go, a więc dołączam do antyfanklubu :D Bierze mnie jakieś współczucie dla Amelii, która jest można powiedzieć podstawiana jako przynęta, daje się tak manipulować :( Rozumiem jej sytuację, ale jest tam taką biedną marionetką :'( Gra taką chłodną, nie darzącą zaufaniem nikogo, w sumie dobrze, stwarza pozory silnej :) Pewnien tutaj oto fragment mnie powalił :Żeby chociaż temperatura spadła do trzydziestu stopni… ale co tam, jebnijmy niemal pięćdziesiąt. Gratka dla turystów i orgazm dla sprzedawców. " xDDD O kurde, nie pasuje tu wulgaryzm w narracji, w dialogach owszem :D Powracając jeszcze do fabuły, Vincent to DRAŃ. A teraz się naprawdę zasmuciłam, bo nie zdążyłam zagłosować :c Ostatecznie chyba by padło na "Zdradzonych" z racji wielkiego sentymentu i miłości do takich klimatów alternatywnego średniowiecza. Nie wiem, czy to da się uwzględnić, ale głos by padł właśnie na tę serię. Wow, 70 stron to dużo :D Niewiele więcej ma moje najdłuższe opowiadanie, a więc poooodziw ^ ^ Pozdrawiam i nalegam w imieniu wszystkich czyteników na kontynuację :) Ludzie, udowodnijmy, że doceniamy blogerów i literatów :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, też się czasem zastanawiam, co w nim takiego świetnego ;) Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że Rae i Vinc znają się jeszcze z czasów "przed" shopu, czyli jakieś -5/6 lat w tył... Pewien splot wydarzeń sprawił, iż ponownie się spotkali i obecnie są przyjaciółmi. Nie użyłabym słowa "manipulować" a bardziej "wodzić za nos", z lekka na pewno, ale to jest taka osobista słabość Rae do elegancika, z czego zresztą zdaje sobie sprawę. Dustin już pracuje nad zmianą tego, bez obaw :D
      Wiem, przepraszam, musiałam XD Zawsze trudno jej utrzymać brzydki język, kiedy się czymś stresuje, a 7 rozdział to apogeum stresu, rozdrażnienia i... Tutaj skończę. Samej było mi przykro w trakcie pisania.
      Ogólnie, ankieta nadal jest otwarta więc śmiało możesz oddać głos. Wywalę ją z powierzchni bloga dopiero za kilka dni, bo aktualnie nie czuję się w mocy na cokolwiek.

      Usuń
    2. PS. No i weźmy też pod uwagę, że temperatury na Florydzie zwykle są szokujące w porównaniu do naszych klimatów. Brak powietrza + stres = i mamy taką wkurzoną Amelię :DD

      Usuń
    3. Na to nie wpadłam, że coś mogło faktycznie z sensem ją skłonić do jakichś wyższych uczuć w stosunku do Vinca :3 Zagłosowałam na "Zdradzonych" :) Teraz tylko oczekiwać co dalej

      Usuń
    4. Ranisz nasze (moje i Rae) uczucia :c

      Usuń
  3. Doczekałam sie ale niestety przez ostatnie wydarzenia nie mialam kiedy przeczytać. Za to dzisiaj juz moge osobiscie powiedzieć że seria bardzo mi się spodobała i mimo że to dopiero 6 rozdział to już jestem antyfanką Vinca ^.^ Co do akcji wciaż czekam na coś bardzo hot 3:) Pozdrawiam :****
    /Sami

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz