W piwnicy Sex Shopu – 3 – Na łasce złego faceta

     Posiłek w White Wolf Cafe znacznie poprawił jej humor, rozluźnił i pomógł przemyśleć zdarzenia z wcześniej, dopracować plan. Pierwsza wiadomość od nieznanego numeru dotarła do niej o w pół do ósmej wieczorem, półtorej godziny po tym, jak w końcu wróciła do domu.
„Róg Hillcrest, za pół godziny. Ubierz coś kusego.”
     Zwięzła, oschła wiadomość. Mimo to zamrugała czytając ostatnie słowa. Czy Dustin właśnie użył słowa „kusy”? Uśmiechnęła się wrednie i wystukała mu swój adres, dobrze wiedząc że się zjawi. Gdyby tego nie zrobiła ani nie przyszła we wskazane miejsce, Vincent prawdopodobnie gotów by był zachęcić pana Górę Lodową do utemperowania obrażonej pracownicy osobiście. A tak to sama postawiła machinę zemsty w ruch.
     Jednak do póki nie przekraczała granicy, mogła pozwolić sobie zagrać w tę grę i dokonać niewielkiej zemsty na szefie. Za to, że zmusza ją do zrobienia czegoś, czego tak bardzo nienawidzi - do balansowania po cienkiej linii, na której jeden źle postawiony krok nieodwracalnie przybliżał ku śmierci.
     Wciąż miała bliznę, która codziennie przypominała o dniu, gdy prawie spadła. Zarówno ta na ciele jak i na duszy, obu nienawidziła. Jakby na potwierdzenie jej myśli, wewnętrzna strona uda blisko pachwiny, zapiekła nieprzyjemnie w miejscu poparzenia. Syknęła przez zęby, pocierając delikatnie palcami tamto miejsce. Po latach ból musiał bardziej wyryć się w psychice dziewczyny niż faktycznie w ciele, chociaż nie zmieniało to faktu jego istnienia.
     Gdy blizna umilkła, zajrzała do garderoby w poszukiwaniu starych kostiumów, które potencjalnie mogły pasować. Jednak po kilkunastu minutach grzebania i wyciągania kilkunastu par skąpych bluzek, spódniczek, spodenek czy dżinsów z większą ilością dziur niż faktycznego materiału, warknęła z irytacji. Na Hillcrest były dwa kluby, ale nie znała swojej roli.
„Dziwkarsko czy naiwnie, ale chętnie?”
     Napisała  do swojego ochroniarza i z wahaniem wysłała. Pożałowała, że nie została do końca w kanciapie aby uzyskać wszystkie potrzebne informacje. Dopiero potem mogła sobie tupać nogą w obrazie. A tymczasem była zielona i na łasce złego faceta, który z pewnością cały czas za prośbą Vinca będzie trzymał ją na krótkiej smyczy. Równie dobrze mogła wcale w tym nie uczestniczyć.
     Dopiero po kilku minutach wpatrywania się w czerń pulpitu telefonu, otrzymała jeszcze krótszą niż wcześniej odpowiedź.
„Różnica?”
     Uśmiechnęła się z rozbawieniem, na chwilę zapominając o tym całym bałaganie z jej sypialni i życia. Tacy właśnie są faceci. Wystarczy odsłonić więcej niż zwykle, a gubią mózg. Impulsywnie napisała kolejną informację o sobie, szczerząc zęby niczym rekin. Zaraz jednak kąciki ust opadły jej ku dołowi, gdy stronę wzięła chłodna racjonalność. To był Dustin. I naprawdę miała ochotę dopiec Vincentowi, ale może nie koniecznie powinna igrać z mężczyzną z wężem na plecach? Już i tak patrzył na nią sugestywnie… Wzdrygnęła się, przypominając sobie ostry dźwięk jego głosu i śledzący ją wzrok.
     Gdyby jeszcze podała mu numer swojego mieszkania, byłby to gwóźdź do trumny. Co potem – numer stanika? Westchnęła przeciągle, zawieszając wzrok na granatowym topie bez rękawów. W tej bluzce piersi Amelii wręcz wylewały się z materiału, jednocześnie będąc ściskane tam, gdzie trzeba żeby wszystko ładnie leżało. Oczami wyobraźni dobierała do tego ciasne dżinsy z dziurami na jej opalonych udach, jednocześnie pisząc do blondyna. Zdecydowała już, ale nie zamierzała o tym wspominać.
„Każda spełnia inną rolę J
     Porzuciła komórkę, wciągając na idealnie pasującą do tego bieliznę top i krótkie, ciasne dżinsy z pomiędzy których spozierały kuszące kawałki jej ciała. Spięła włosy w niechlujny kok i umalowała się delikatnie, nakładając jednak na usta ciemniejszy odcień szminki. Opryskała jeszcze odsłoniętą, długą szyję ulubioną perfumą i była gotowa.
     Przeglądając się w lustrze, stwierdziła iż wygląda przebojowo. Wystarczająco kuso aby ściągać na siebie każdy rozpalony, męski wzrok, a jednocześnie dostatecznie elegancko aby nie wyglądać jak tania dziwka. Ewentualnie ekskluzywna.
     Telefon zawibrował w jej dłoni.
„Czekam.”
     Och, ona też.
     Zgarnęła potrzebne  na wieczór rzeczy, zakluczyła mieszkanie i szybkim krokiem zbiegła po schodach dwa piętra w dół. Z bloku wypadła już spokojnie, wręcz leniwie, całą sobą akcentując jak to się jej nie spieszy.
     Dustin zaparkował starym, nie rzucającym się w oczy wozem najbliżej jak się dało. Czyli przed chodnikiem prowadzącym bezpośrednio do nijakiego, acz zaskakująco zadbanego budynku o niebieskich ścianach, z braku miejsca na niewielkim parkingu obok.
     Podreptała w jego stronę, prostując się i kręcąc delikatnie biodrami z udawaną, marsową miną. Nie zauważył jej od razu, siedząc z założonymi rękoma na piersi i opierając głowę o szybę z na w pół przymkniętymi oczami.  
     Dopiero gdy była jakieś siedem kroków od klamki, zwrócił na nią uwagę dokładnie taksując ją wzrokiem. Otwierając drzwi i powolnie opadając na miejsce pasażera z przyjemnością obserwowała jak minimalnie rozchyla usta i mruga w ostatecznej ocenie. Nie udało mu się powstrzymać gwałtownego wciągnięcia powietrza do ust.
     Zdusiła rosnące w niej zadowolenie. Żałowała tylko, że nie widział jej teraz Vincent ani tego, jak przez chwilę patrzył na jego „żywą reklamę” Dustin. Zapowietrzyłby się z obu przyczyn.
– Super. – mruknął z pochwałą blondyn, odrywając od niej rozpalone, natrętne spojrzenie i odpalając silnik. Amelia z kolei nie zamierzała go osamotniać i nachalnie wbijała w jego naznaczony malutkimi bliznami profil zielone oczy, wydając przy tym z siebie ciche, acz słyszalne prychnięcie. Oczekiwała po nim czegoś więcej niż maślanych oczu… Zauważyła też, że zerwał z czoła założony przez nią plaster.
     Poza tym wymyślony plan zakładał bycie obrażoną i irytującą, tak by doprowadzić go do stanu bliskiego szewskiej pasji i chęci obsmarowania ją u szefa. Wtedy z obrażonej panny zmieni się w ekstremalnie chłodną, a Vincent zacznie błagać o wybaczenie. Taaak, właśnie tak.
     Zacisnęła nieznacznie szczęki. Kogo próbuje oszukać? Mogła wymyślić durniejszy plan, ale i tak zamierzała trochę poudawać żeby chociaż jeden z nich wziął odpowiedzialność za wciągnięcie jej w to i płaszczył się. Dustin za to, że nie wstawił się za nią, a Vincent… Ponieważ rósł w nim żądny pieniędzy, egoistyczny kutas. Zapięła pas i westchnęła.
– Mam nadzieję… Że odpowiednio „kuso”? – spytała oschle, zerkając na niego kątem oka. Dustin zacisnął dłonie mocniej na kierownicy i chrząknął cicho. Beznamiętne spojrzenie wbijał w drogę przed nimi.
– Tak. – przyznał  burkliwie.
– Hm. Aha. – prychnęła po raz kolejny, sukcesywnie przyciągając na sekundę jego uwagę. Wiedziała, jak wzrok prześliznął mu się wpierw od jej odsłoniętego pępka i piersi ku ustom, a dopiero na końcu wylądował na oczach.
     Przez kilka sekund milczał, marszcząc mocno brwi, na co sama uniosła swoje w geście udawanego niezrozumienia. Wykrztusi to w końcu z siebie, czy jednak był aż tak głupią kupą mięśni? Szczerze mówiąc, Amelia zawsze uważała, że pod całą jego brutalną osłoną chowa się skrawek inteligencji i sprytu. Ale przy tym również niepokojący pokład mroku i tajemniczości, a to z kolei kojarzyło jej się z inteligentnymi psychopatami. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Niezbyt ulubiony typ.
– Pierwsze do Pinky, potem… - zaczął wyłuszczać plan misji, ale słysząc słowo „pinky” jęknęła głośno z protestem.
– Żartujesz? – spytała z niedowierzaniem. – Facet chodził do siedliska AIDS? – jęknęła po raz kolejny, nie kryjąc głębokiego niesmaku. Tylko idioci chodzili do tego różowego, puchatego klubu albo młodzi, na których nie stać było na wyższą opłatę za prawdziwy klub, gdzie faktycznie pilnowano wieku klientów i jako tako porządku. W każdym razie w cholernym Pinky co druga najtańsza prostytutka miała jakiegoś syfa, a te spały z każdym kto oferował jakąkolwiek sumę pieniędzy. Amelia nimi gardziła, a często w ich gronie były również niewyrośnięte, zbuntowane nastolatki chcące pokazać jak bardzo są już dorosłe. To tylko pogarszało całą sprawę.
     Dustin przytaknął z niechęcią.
– Cholerny samobójca. Gdyby nie ta sytuacja, prędzej czy później i tak byłby martwy – skomentowała złośliwie i nim zaczął kontynuować dodała szybko – Jako drugi Styks? – domyśliła się z cieniem radości. Styks był znacznie przyzwoitszy, pilnował by gówniarze nie dostawały się do środka i nawet często nie spotykano tam wielu ćpunów w trakcie fundowania sobie ekstazy. Były nawet tygodnie tematyczne nawiązujące do mitologii jak sama nazwa nocnego klubu. Z doświadczenia wiedziała, że było wtedy naprawdę ciekawie.
– Lepiej mieć to szybko za sobą – odparł. – A co do twojej roli… – spróbował, lecz celowo znów wcięła mu się w słowo.
– Nie sądzisz, że jednak ubrałam się zbyt mało skąpo jak na Pinky? – zasugerowała, udając że naprawdę się nad tym zastanawia i prowokując to, czego chciała od początku. Jeszcze nigdy nie widział Amelii w tak odsłoniętym stroju, z tego co wiedziała. Dbała o to by zmienić swój wizerunek i nie miała pojęcia, czy patrzył na nią kiedyś w klubie.
     Spojrzała na niego z pozornie spokojnym wyczekiwaniem, ale i rosnącą wewnątrz małą ekscytacją. Zerknął na nią krótko kilka razy by w końcu mruknąć cicho i najwyraźniej usilnie próbując skupić się wyłącznie na drodze.
– Jest dobrze.
– Mam wrażenie, że ta bluzka trochę za mało odsłania – wymruczała z zamyśleniem i obciągnęła miękki, granatowym materiał w dół, a jej piersi podskoczyły na wierzch odsłaniając większy kawał miodowej skóry. Grdyka Dustina poruszyła się, gdy przełknął ślinę.  Niestety nie złapała go na bezpośrednim zagapieniu się. Może zaledwie kątem oka. Za mało, pomyślała chytrze.
– Jest… Dobrze. – powtórzył niczym zacięta płyta z ledwo dostrzegalnym wahaniem na pustej twarzy. Zaskakujące dla samej Amelii, ale im dłużej skupiała się na całokształcie, tym mniej zwracała uwagi na jego pojedyncze, odpychające cechy fizyczne. Przestała odbierać jego głos jako coś bardzo nieprzyjemnego, a postawę za bez emocjonalną. Nawet blizny przestały tak odstraszać. Chyba za dużo przebywała z nim sam na sam.
– No nie wiem. Może powinnam była ubrać tę czarną z pasami zasłaniającą jedynie sutki. – zastanowiła się odważnie na głos, dzieląc z nim swoim niezdecydowaniem. Żartowała. Kiedyś naprawdę taką miała, ale zakładała ją jedynie w specjalne wieczory, gdy tańczyła na głównym podwyższeniu w klubie. Nie cierpiała tych paskowatych szmat i nigdy później więcej nie ubrała.
– Rae. – mruknął stanowczo – Wyglądasz pieprzenie dobrze. – Gdyby się nie powstrzymała jej szczęka opadła by pewnie na ziemie, zamiast tego złapała się na zasysaniu powietrza. Zignorowała nawet fakt, iż użył jej pseudonimu zamiast imienia. O tak, takiej reakcji chciała. Wypowiadanych ostrym głosem przez wielkiego, złego faceta z wężem na plecach. Może nawet… To pieprzenie przerosło jej oczekiwania. – Bardzo dobrze. – powiedział jeszcze sam do siebie, zaciskając na koniec mocno usta i zagłębiając się we własne myśli, jednocześnie poświęcając wystarczającą ilość uwagi drodze aby ich nie rozbić.
     Przez kilka minut jechali w ciszy i Amelia odpuściła mu trochę, wręcz zaczynała myśleć, ż to koniec rozmowy na teraz przez jego powrotne przyjęcie zimnej, niedostępnej postawy.
     Dotarli w pobliże kiczowatego klubu o równie beznadziejnej nazwie – „Pinky”. Dustin zaparkował przy krawężniku kilka metrów od parkingu. Chciała już wysiąść, gdy chwycił ją za rękę, usadzając siłą z powrotem na miejsce. Zmarszczyła brwi, wbijając zniecierpliwione, zielone oczy w dotykającego ją nagle mężczyznę. Błyskawicznie cofnął dłoń.
– Musisz wiedzieć kilka rzeczy nim wejdziemy do środka. – mruknął, poniekąd obronnie. Założyła ręce na piersi, czekała. Blondyn fuknął.
– Nie popieram tego, co zrobił Vincent. – przyznał, zaskakując Rouz. Nim zdążyła zapewnić, że ma to gdzieś, kontynuował. – Dałem mu do zrozumienia, że to pierwszy i ostatni raz, gdy robimy z siebie błaznów. – ostry ton i uciekające w bok spojrzenie. Powstrzymała się od rozdziawienia ust. Nie spodziewała się tego. Myślała raczej o usłyszeniu o szczegółach ich planu… Jednak coś ją zastanawiało.
– Litujesz się? – warknęła, sama nie będąc pewna, dlaczego tak ją to złościło. To był tylko Dustin, i tak przezywał ją starym pseudonimem. Wcale nie był lepszy od Vincenta.
– Nie. I nie widzę niczego złego w zauważaniu tak seksownej kobiety jak ty. – odparł zimno. A więc Vinc z nim o tym rozmawiał. – Nie musiałaś go na mnie nasyłać. Gdybyś powiedziała mi, że ci się nie podoba… - pożalił się. Nie zamierzała mu na to pozwalać. Wcięła mu się w słowo.
– Nazywasz mnie „Rae”. Czy ja dalej zajmuję się tym, czym zajmowałam się kiedyś? Nie jestem już dziwką, a jednak dalej mnie tak nazywasz! – głos ociekał ledwo tłumionym wzburzeniem. Tak, bolało ją to. Tamto imię przylgnęło do niej jak… Sami wiecie co. Chociaż z tym skończyła, a teraz przez nowy klub znowu mogło to do niej wrócić i przylepić się na nowo. Dręczyć.
     Milczał zaciskając równie gniewnie i mocno szczęke. Zapadła krępująca cisza, przerwana dopiero po długiej, ciężkiej minucie.
– Mój błąd. – rzekł.
     Amelia niemal syknęła z furii jak rozwścieczony kot.
– I tyle masz mi do powiedzenia? – Jakoś przy nim miała problemy z kontrolowanie złości.
– Przestanę tak do ciebie mówić, w porządku? Zejdź ze mnie. – mruknął szybko, pojednawczo. Z całej jego postawy wylewała się ponurość. Zerknął na nią, gdy wciąż nie odpowiadała. – Wyjaśniliśmy już to sobie. Jesteś zła na Vincenta. – zauważył ostrożnie. – I masz powód. Jeśli chcesz pomogę ci się na nim odegrać, ale wolałbym…
– Daj spokój. – jęknęła zrezygnowana i pomasowała nasadę nosa, czując że nieopodal zbiera się ból. – Nie jestem przyzwyczajona, że to ty jesteś tym miłym, a on złym. – przyznała szczerze, ignorując fakt, jak bardzo miało to niepochlebny wydźwięk. Zignorował komentarz.
– Wolałbym najpierw zająć się tym, co mamy zrobić obecnie, a potem zastanowić, jak możesz bardziej zaleźć mu za skórę. Co jak widzę, już wdrążyłaś, prawda? – dokończył swoje poprzednie zdanie. Upewniał się i dostrzegła na jego twarzy lekki grymas. Nie była przekonana, czy to uśmiech czy faktycznie skrzywienie.
– Możliwe. – odparła wymijająco. Spytała jednak o to, co ją ciekawiło. Nie zamierzała teraz tak po prostu odpuścić.  – Dlaczego żeś się tak uparł na mój stary pseudonim? – Jeśli znowu brzmiała ostro to w żaden sposób nie pokazał tego po sobie.
     Przyglądał się Amelii ze spokojem i musiała przyznać, że nawet na sekundę wzrok nie uciekł mu ku jej piersiom.
– Brzmi ładnie. Rozpuść włosy. – polecił. Była tak zaskoczona kulawością i prostotą  tego wytłumaczenia, że przez chwilę ją wcięło. Patrzyła na niego, marszcząc mocno brwi. Jaja sobie robił?
– Co proszę?
     Nie doczekała się odpowiedzi, za to zamarła na sekundę, kiedy zbliżył się do niej odrobinę, unosząc dłoń ku głowie. Czuła, jak wplótł palce w jej włosy i odnalazł spinkę, która trzymała w ryzach truskawkowo blond kok. Włosy spłynęły po bokach twarzy i ramionach. Była jednak za bardzo zaabsorbowana wpatrywaniu się w jego beznamiętne oblicze, gdy to robił.
     Nie chciała żeby tak się stało, ale zaschło jej w gardle z oczekiwania na ciąg dalszy. Wziął ją z zaskoczenia!
– Podobam ci się? – spytała cicho, ochryple i pożałowała, że w ogóle się odezwała. W twarz uderzyło ją gorąco, które z pewnością dostrzegł.
 – Jeśli powiem, że tak, to czy polecisz do Vincenta na skargę? – uniesione w kpinie brwi przywróciły Amelię do normalności. Bardzo nie chciała odbierać tego jak policzek przez chwilę zapomnienia się.
– Nie. – syknęła.  – Gadaj co masz gadać o tym facecie i miejmy to już za sobą. – Odwróciła twarz do przedniej szyby, wbijając wzrok w punkt przed sobą. Nie będzie robić z siebie większej idiotki. Ludzie schodzili się do Pinkiego jak muchy do gówna, coraz więcej młodzików tłoczyło się przed wejściem.
– Pokażę ci jego kumpla w środku. Nazywa się Brick i nie jest stałym klientem. Wpada raz na jakiś czas. Głównie ciągał się po klubach z Mawsonem. Musi się czuć samotnie bez swojego nadzianego przyjaciela. – prychnął pogardliwie, kręcąc lekko głową. – Udasz, że znałaś się z Anthonym. Wasza relacja jest oczywista. Spytasz, czy wie kiedy znów cię odwiedzi. Jeśli będzie pytał, skąd go znasz, powiesz że kiedyś o nim rozmawialiście. Wymyślisz coś. Zachęć go do małych igraszek w męskiej toalecie. Będę cię obserwował, więc nie rozglądaj się. Zachowuj swobodnie, potem wkroczę. Możesz spróbować subtelnie wydobyć od niego jakieś informacje na temat Dawsona, wszystko jedno. Chcę go gdzieś w miejscu nie rzucającym się w oczy. – zakończył, wlepiając w nią natrętny wzrok. Znowu. – Podobasz mi się.
     Zacięła się.
– Rozumiem. – odparła mechanicznie, zdolna aktualnie tylko do tego i wysiadła z auta. Ruszyli do klubu w ciszy. Amelia była przed nim, nie chciała  sprawiać wrażenie, że przyszli razem. Mimo to, gdy stali za sobą w kolejce, a bramkarz przybijał jej różową pieczątkę Pinkiego na skórze powyżej nadgarstka, mruknęła niechętnie do poprzedniej sprawy, chcąc to w miarę odpowiednio zakończyć.
– Mam inny typ.
– Vincent? – spytał domyślnie i nie musiała się do niego odwracać by wiedzieć że unosi brwi. Jego ton ociekał pełną rozbawienia kpiną. Zjeżyła się i nie odpowiedziała. Wmieszali się w tłum, co jednak przy budowie i wysokości blondyna nie było łatwe. Rozumiała, dlaczego potem zniknie z oczu.
     Po chwili musnął ją dłonią w tali, tak jakby jedynie zsuwał ciało towarzyszki ze swoje drogi i szepnął jej pospiesznie do ucha:
– Przy stoliku w rogu. Z lewej. Pod krawatem, na kolanach siedzi mu różowa świnka. – poinformował i od razu załapała, co ma na myśli przez różowa świnkę. Dustin oddalił się, a ona przyjrzała się szybko wskazanemu przez niego miejscu. Pulchniutka kobieta o nastroszonych, kręconych blond włosach tak jakby poraził ją piorun i obleczona od stóp do głów w różowy spandeks, który i tak wiele nie zakrywał… Całość dopełniała przesadnie opalona cera prosto z solarium. Amelia wzdrygnęła się na ten widok. Przyjrzała się biednemu mężczyźnie, na którym siedziała. Z jego miny wnioskowała, że nie był zbyt zadowolony z towarzystwa. Jakby spłowiałe, brązowe włosy opadały mu na czoło. Miał przeciętną, okrągłą twarz i chyba ciemne oczy, przez słabe oświetlenie i odległość nie była w stanie tego określić.   
     Faktycznie ubrany był pod krawat, obecnie rozluźniony. Różowa, naelektryzowana kobieta bawiła się nim z ochotą. Właśnie odpinała mu pierwszy guzik ciemnej koszuli. Amelia pospieszyła do baru, przepychając się między tańczącymi małolatami.
     Kilka męskich dłoni otarło się o jej ciało sugestywnie. Ktoś wykrzyknął do ucha sprośny komplement, a jakaś małolata posłała spojrzenie pełne żądzy mordu. Oj, prawdopodobnie czyjś cel na ten wieczór. Wzruszyła ramionami, ignorując to wszystkich.
     Dotarłszy w końcu do baru, zamówiła drinka i wypiła szybko żeby zamówić następny, a potem kolejny. Barman, mężczyzna może po trzydziestce spojrzał na nią nie kryjąc swojego zainteresowania. Posłał Amelii szeroki uśmiech i wcisnął karteczkę ze swoim numerem do dłoni, gdy odchodziła z trunkiem. Wysoki i szczupły, o ciemnych włosach, przyjemnej twarzyi lekkim zaroście… Niebieskie oczy zdawały się uśmiechać do niej szczerze.
     Przypomniała sobie, że jest w Pinky, a tu przecież każdy mógł mieć jakiegoś syfa. Jednak wcisnęła karteczkę do kieszeni spodni – tak na wszelki wypadek. Domyślała się jaki wpływ na jej wybuchowość miał ostatni, długi celibat. 
     Zrobiła kilka razy okrąg po zatłoczonej, przyciemnionej sali pomiędzy spoconymi, ocierającymi się o siebie ciałami obu płci.
     Raz została uchwycona przez kogoś w talii, w nieudolnej próbie zatrzymania ją przy sobie i zatańczenia. Szybko wyplątała się z niechcianych objęć. Dopiła drinka i ukradła czyjś. Cały czas  zerkała przy tym w stronę przyjaciela Mawsona, kontrolując sytuację. Różowa świnka zdawała się nie przyjmować odmowy i lgnęła do niego jak lepik. Idiota. Przychodząc tutaj sam to na siebie ściągnął. Nie potrafiła go żałować.
     Przywołała na twarz odrobinę nieśmiały, acz pełen zrozumienia uśmiech, gdy podchodziła w stronę boksu. Stanęła ku wejściu i zmusiła głos do niewielkiej modulacji.
– Przepraszam… – zaczęła cicho, ale od razu zwróciła na siebie jego uwagę. Jego oczy zabłysły, kiedy tylko ją ujrzał. Czyli jakieś dziesięć sekund nim w końcu tu dotarła. Wyglądał na tak zdesperowanego jak tylko może mężczyzna. Rozglądał się na wszystkie strony szukając ratunku, nim ją dojrzał. Przełknęła narastający w gardle śmiech.
– Och! Moja droga, czekałem na ciebie! – wykrzyknął radośnie i widząc swoją szansę, zdecydowanie niedelikatnie strącił różową panienkę na bok. Wbiła w niego zagniewany wzrok, następnie w zielonooką. Narastała w niej zazdrosna wojowniczość, tak jakby Amelia naprawdę chciała odebrać komukolwiek tego nijakiego faceta.
– Przepraszam za spóźnienie. – zachichotała głupio, przyjaźnie i posłała kobiecie groźne spojrzenie, sugerujące iż jeżeli się nie oddali to będzie miała problemy innej natury. Naelektryzowana szybko zareagowała, zrywając się z miejsca i odchodząc. Prostytutki nie zawsze wydrapywały sobie oczy przed klientem, przy ich różnym statusie wystarczyło odpowiednie spojrzenie tej, która wyglądała lepiej. W tym przypadku zdecydowanie była to Amelia, a tamta doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
     Usiadła pospiesznie przy mężczyźnie, wlepiając w niego wielkie, sarnie spojrzenie.
– Naprawdę nie chciałam panu przeszkadzać... – zająknęła się teatralnie i zatrzepotała rzęsami w parodii pustej lali. Niepotrzebnie, skoro wlepiał oczy w jej cycki tak jakby miał się zaraz skończyć świat. Zmemliła w ustach przekleństwo i odrazę do swojego zadania. – Mam nadzieję, że będę mogła ci to jakoś wynagrodzić… – wymruczała sugestywnie i przybliżyła się, wyprężając jednocześnie klatkę piersiową. O tak, niech patrzy. Może nie będzie musiała tyle gadać.
– Tak, tak… – mruknął facet i zreflektował się zaraz z głupim, rozmarzonym uśmiechem na ustach, zerkając na twarz Amelii. Tak jak stwierdziła z daleka, był do bólu przeciętny. Tylko prosty nos i zdrowa cera zasługiwały na uwagę. Udawała jednak zainteresowanie.
– Mam na imię Amy. – uśmiechnęła się, podając mu dłoń.  Uścisnął ją lekko, zatrzymując w swojej na dłużej.
– Brick, słonko. Cieszę się, że się pojawiłaś. – Mówił szczerze. Różowa świnka błyskawicznie odeszła w niepamięć.
– Brick… Tak naprawdę to szukałam tu znajomego. – Wyciągnęła dłoń z uścisku i położyła mu ją na kolanie. Lekki, nic nie znaczący gest. Przywołała zamyślony wyraz twarzy i założyła włosy za ucho. Ostrożnie, wchodziła na grząski grunt.
– Taak? I znalazłaś go? – dopytał kursując od jej dolnych partii ciała z powrotem do twarzy. Musiała zwrócić mu honor, że nawet sporo czasu poświęcał umalowanym ustom. Cóż, lepsze to, niż nic.
– Niestety nie. Szkoda, bo dawno nie widziałam się z Thonym… – wymruczała grymaśnie, wlepiając oczy w dziury na udach.
– Thony…? Nie masz na myśli może mojego znajomego Anthonego Mawsona? – Mężczyzna ożywił się nieco, skupiając trochę więcej uwagi na niej, a nie tylko na kobiecych walorach. Wyglądał jakby połknął muchę.
– Och? Znacie się, Brick?  – spytała, podrywając głowę i układając krwiste usta w dziubek. Zawiesił się na sekundę.
– Oczywiście. Anthony był moim przyjacielem jeszcze ze szkoły.  – uśmiechnął się do niej, wzrok jednak miał nieobecny. – Przykro mi, ale zmarł niedawno. – rzekł sztucznie przygaszonym tonem.
– Jak to? – wydusiła. – Thony? Ale… Ale ja się z nim ostatnio widziałam i nic mu nie było! – chlipnęła i przycisnęła się w tym samym momencie do ramienia Bricka. Zadbała o to, aby dobrze poczuł ulubioną część ciała. Pociągnęła nosem we własnym dramacie.
–Słonko, nie płacz… – uspokajał, otrzymując szansę bezwstydnego błądzenia dłońmi po kobiecym ciele. – Jestem pewny, że Anthony nie chciałby abyś się smuciła.
– J-Jak to się stało? – pociągała nosem do znudzenia, gdy przez chwilę nie odpowiadał. Zaczynała się już zastanawiać, czy zrobiła coś źle, ale w  końcu wyrzucił z siebie pospieszne i nieudolne kłamstwo, upewniając ją tym samym, że z pewnością coś wie. Nie możesz siedzieć w tym biznesie dobre dziesięć lat i nie nabyć właściwości wykrywacza kłamstw.
– Był chorowitym typem. Od dłuższego czasu zmagał się z cukrzycą. Mówiłem mu by lepiej o siebie dbał, ale nigdy nie słuchał. – Pogładził ją po ramionach, schodząc w dół, aż na talię i pośladki. – Nie smuć się, możemy miło spędzić ten wieczór razem, prawda? – Taaak, nie wątpiła. Zbyt szybko schodził na ten tor. Postanowiła, że nie będzie więcej wypytywać żeby nie nabrał żadnych podejrzeń. Ta rola i tak przypadała Dustinowi i nie zamierzała mu odbierać uciechy. Udawała więc pocieszną, słodką idiotkę dalej.
– Taak?
– Oczywiście. – Jego dłonie musnęły odsłonięte ramiona Rouz. Odsunęła się trochę, zerkając na niego mokrymi oczami z delikatnym uśmiechem.

– Może wypijemy kilka drinków dla rozluźnienia? Naprawdę chciałabym już zapomnieć o Thonym… – zasugerowała uwodzicielsko. 



Komentarze

  1. Bohaterka dowiaduje się tego, czego ma się dowiedzieć, sceny się czyta miło, dużo opisywania, ale też i konkrety. Dobrze się to czyta, o wiele lepiej, niżby była lana woda przez dziesięć rozdziałów albo wszystko by było podawane na tacy :D Może zamiast tagu "Przekleństwa", wstaw "wulgaryzmy"? (taka drobna sugestia, w sumie nieistotna, ale wiem, czepiam się :c ). Z podziałem na części jest dobra myśl, ale czyta się to szybko, więc pewnie gdybyś nawet chciała wszystko naraz publikować, to by raczej nikt nie ociągał się z czytaniem. Teraz dopiero można stwierdzić, że blog żyje i to pełnią życia. Fajnie by było, gdyby więcej ludzi wypowiadało się w komentarzach ;) Btw, po chwilowym zastoju w sztuce, wracam do rysowania, może w najbliższym czasie zrobię parę szkiców do AT ^ ^ Powracając do całości, momentami zastanawiam się nad byłym zawodem Rae. Na początku było o striptizie, teraz w sumie sporo jest o prostytutkach. Mogło to być jakoś ze sobą powiązane? A, co najważniejsze, trapi mnie co będzie ze sprawą sponsora :) Więc jak zawsze, oczekuję z niecierpliwością na dalsze fragmenty xD Pozdrowienia z zasypanego sąsiedztwa :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam sie z tym ze sie fajnie czyta a rozdzial dodalas dosc szybko co mnie cieszy i robi sie coraz ciekawiej

      Usuń
  2. I tu się coś może dziać i wyobraźnia sie uruchamia, jeszcze mamy konkrety jakieś w sprawie sponsora ^w^ Do tej pory wytrwałam, dalej bede musiała śledzić twoje poczyania na blogu
    /Sami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo ;) Pod koniec tygodnia wrzucę 4 rozdział.

      Usuń
  3. Po raz kolejny hej!
    Pikantne esemesy oraz powolne zbieranie się bohaterki zaczynają wprowadzać napięcie. Czytamy o sytuacji, gdzie zaraz czegoś się dowie. Buduje się właśnie więź emocjonalna z czytelnikiem. Przynajmniej tak odbieram to jako czytelnik. Właśnie coraz głębiej wchodzę w ten świat przedstawiony.
    Mamy już coś więcej, niż się spodziewaliśmy. Sytuacja się robi coraz jaśniejsza i bardziej klarowna.
    Wciąż mam wrażenie, że historia Thony'ego będzie bardziej pogmatwana a zarazem coraz ciekawsza w kolejnych rozdziałach.
    Czy tak będzie? Doczytam już za chwilę.
    /Alexxx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz