W piwnicy sex shopu – 2 – Na świeczniku

W końcu jest. Po dłuższej batalii z dzieleniem prawie 7 tysięcznego rozdziału stwierdziłam, że zrobię z tego osobne rozdziały xD Pozostałe będę wrzucać co kolejny dzień i myślę by tak właśnie teraz robić z tym opowiadaniem. Wychodzi mi za długi, a wolę sobie rękę uciąć niż niszczyć przyjemność z pisania go. Dodatkowo, starałam się wyeliminować nadmierne powtórzenia i błędy, na które ostatnio zwrócono mi uwagę. W razie czego machnijcie błędami w komentarzu, postaram się je sprawdzić.
Miłego czytania. (Komentarze motywują!)

*
– Żartujesz – wymsknęło jej się. On żartował. Żartował, prawda? O Boże. Domyślała się, do czego zmierzał i bała się. Nie mógł  tego zrobić…
     Nie mógł? Oczywiście, że mógł i chciał. Bo był takim samym dupkiem jak każdy facet! Wewnątrz niej wrzało i wrzeszczało. Wcale a wcale nie była uprzedzona.
– Chyba rozumiesz już, że nie. – odpowiedział zaskakująco łagodnie, a ona zapragnęła go znienawidzić. Drań do kwadratu. – Przykro mi, Amelio. – powiedział to takim tonem, jakby zmarły był krewnym Rouz, a on składał jej kondolencje, zamiast wysyłał na żer jako szpiega, byłą dziwkę.
     Nagle opuściły ją wszelkie siły, czuła się wypompowana. Przeklęła cicho i podciągnęła nogi na kanapę, gdzie ukryła na chwilę twarz w kolanach. Musiała pomyśleć. Robiła przy tym małe przedstawienie i wyczuwała na sobie ciężki wzrok Dustina, od którego intensywności zaczęła mrowić ją skóra.
– Jaki to ma związek z nami? – spytał mrukliwie  blondyn z nieprzyjemną, wydawało się obronną nutą w głosie i chyba pierwszy raz zapragnęła zostać z nim sam na sam, bez irytującej obecności postronnych. Przede wszystkim Vincenta. Marzyła, żeby Dustin wyrzucił swojego szefa przez najbliższe okno na jej prośbę.
– Zmarły sponsor to Anthony Mawson, sekretarka znalazła go o świcie w gabinecie. Widziała go jeszcze wieczorem, gdy wychodziła, a rano już tam był w tym samym ubraniu co wczoraj. Jak na razie policja jest ostrożna, zważywszy na okoliczności. Według mojego źródła prócz zaciśniętej na szyi pętli, miał również dostatecznie obite ciało by nie uznawać tego pochopnie za samobójstwo.
– Jak pewne jest to źródło? – dopytywał, na powrót wracając do swojej olewczej, rozluźnionej  postawy. A powinien…! POWINIEN coś powiedzieć. Coś innego niż to, co właśnie Amelia słyszy! Ale czego się spodziewała od posłusznego pieska Vincenta?!
– Wystarczająco żebym nie musiał wątpić w prawdziwość przekazanych informacji. – uciął chłodno ich szef. – Amelio…
     Chciała powiedzieć mu, że to koniec. Pieprzy jego i tę całą gównianą robotę. A w rzeczywistości nie mogła sobie na to pozwolić, zważywszy na gigantyczny dług do spłaty. Vincent nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo trzymał ją w garści. Nikt z nich nie wiedział.
     I nie zaprzeczalnie dotąd nigdzie nie miała lepiej jak u niego. Przeklęła jeszcze raz głośno i wyjątkowo szpetnie, przez co miało się wrażenie że z kanciapy uszło trochę powietrza. Dwaj mężczyźni przyjrzeli się jej z nie skrywanym zaskoczeniem. Miła Amelia nigdy nie przeklinała. Amelia wytrącona z równowagi charakterem przypominała nieudolnego, płatnego mordercę.
– I tak nie mam żadnego wyboru – wysyczała i słyszała jak szef wypuszcza ciężko powietrze z ust. Nie zdążyła powstrzymać się od kontrataku, chociaż część niej bardzo chciała go w sobie zdusić. Nie pokazywać, jak bardzo zabolało.  – Mamy powęszyć, tak? – spytała domyślnie. – Szkoda tylko, że zaczynasz zmieniać się przy tym w takiego samego drania, co  o n i. – zasugerowała złośliwie, doskonale wiedząc, że zrozumie co ma na myśli.
     Nastała cisza niemego szoku w wiercała się w mózg Rouz, powodując lodowate odrętwienie ciała. Najwyraźniej Dustin też wiedział, co miała na myśli. Przekroczyła granicę. – drugi raz w ciągu ledwie doby. Nawet jeżeli mu się należało. Nikt się nie odzywał, jedynie wbijając w nią lub gdzieś po kątach wzrok, więc podniosła się z kanapy i unikając kontaktu z oboma, mruknęła ze spokojem. Wyżyła się już, tyle wystarczyło. Chyba.
– Wiem, o co chodzi. – Miała na myśli „wiem, że jesteś teraz na świeczniku”, ale w porę ugryzła się w język. Po tym mógł nie być już takim miłym Vincentem. – Przekaż wszystko Dustinowi i daj mu mój numer. Niech zadzwoni kiedy będziemy musieli się zbierać. – zerknęła na wiszący zegarek by móc powiedzieć to, na co od początku czekała. Idealnie trzecia.  – Skończyłam swoją zmianę. –  nikt jej nie zatrzymywał gdy wychodziła ze sklepu, usłyszała tylko oddalające się pochwalne gwizdnięcie Dustina i prawie zdołała się uśmiechnąć.
     Przemknęło jej jednak przez głowę, czy nie zraniła swoimi słowami Vincenta, ale zaraz zepchnęła tę myśl w głąb umysłu. Należało mu się. Należało mu się jak jasna cholera i to znacznie więcej niż mu powiedziała. Vinc chciał wykorzystywać? Bo ona nie zapomniała. Doskonale znała zasadę na której opierała się część znanej z doświadczenia przeszłości.
     Gdy facet opiekujący się dziewczynami lub właściciel udostępniający swoją miejscówkę prostytutkom wpadał w poważne kłopoty, które chciał rozwiązać jak najdyskretniej, zmuszano dziewczyny do zdobycia jak najwięcej użytecznych informacji w niekoniecznie bezpieczny sposób. Wciąż pamiętała, jak skończyła ostatnia, która otrzymała taką „misję”. Chwilę po jej śmierci klub upadł. Od wewnątrz zniszczony przez zatarg z gangiem, a od zewnątrz rozebrany przez dwa, współpracujące ze sobą policyjne wydziały.
     Tamta dziewczyna była młoda i zdecydowanie niedoświadczona. Amelia stwierdziła, że miała wtedy pecha, bowiem przypisano jej nie tylko grubą rybę zajmującą wysokie miejsce w hierarchii gangu, ale przy tym zdecydowanie czujną i posiadającą dość inteligencji aby zorientować się, iż przysłano mu niedoświadczonego kreta. Dziewczyna skończyła z rozplatanym gardłem i obciętymi palcami, które znaleziono dopiero na drugim końcu miasta. W zaszczanej, śmierdzącej uliczce jak jakiś śmieć. A od niej potoczyła się cała reszta śnieżnej lawiny. Amelia, Danielle i reszta dziewczyn.
     Wpadła wtedy w gówno po same uszy i tkwi w nim do dzisiaj. Z tym wyjątkiem, iż skończyła z kręceniem gołym tyłkiem przed publiką.
    Upalne słońce grzało jej plecy, gdy przez Milis szła wolno w stronę White Wolf Cafe. Zezowała co chwilę to przed siebie aby na nikogo nie wpaść, to na trzymany w ręce nowiutki telefon, na którego pozwoliła sobie jako prezent za swoją ciężką pracę.  Zatrzymała się na kontakcie do Dee.
     Mieli z Dustinem węszyć wokół  martwego faceta i jego rodziny, jeśli jakąś miał. Być może ktoś lubował się w podkopywaniu czyichś interesów albo zwyczajnie usunął osobę, która mu przeszkadzała, co nie miało na celu bezpośrednio uderzyć w działalność ich szefa.
Lub informator katastrofalnie się mylił i facet sam zdecydował, że czas kopnąć w kalendarz. Pętla na szyi mówiła sama za siebie. Okaleczone ciało temu zaprzeczało… Jednak wierzyła Vincentowi, gdy wysnuł wniosek, iż ktoś pomógł sponsorowi zejść z tego świata. W końcu nikt nie wydaje tylu pieniędzy na przyjemności i zabija się, nim z nich skorzysta. A wiec egzekucja i wiadomość w jednym. Tylko dla kogo?
     Parsknęła cicho, z lekką goryczą. Nawet gdyby Vincent nie powiedział co sądzi, wiedziała, jak mało prawdopodobna jest opcja samobójstwa. Podziemie Orlando wylewało się od zbirów i łatwo było nastąpić któremuś na odcisk, jeżeli właziło się tam, gdzie cię nie chciano. Dokładnie tak, jak kiedyś Amelia to zrobiła... Ale miała szczęście i wciąż żyje. Chyba za sprawą samego Boga.
    Ominęła znajomy zakład dentystyczny kilkanaście metrów od szopu. Obserwowała z małym uśmiechem igrającym na jej ustach, jak przez dużą i czystą, przestronną szybę zakładu z dezaprobatą łypie na nią korpulentna, starsza recepcjonistka. Dentyście, który był właścicielem nie podobało się, że tuż obok otworzony zostanie sklep z zabawkami do seksu. Jeszcze nie miał pojęcia o pakiecie jakim jest huczny klub i chociaż budynki znajdowały się w znacznej odległości od siebie, na pewno wywoła sprzeciw.
     Dotychczas miły i wymuskany dentysta kiwał Amelii głową na powitanie przy każdym przypadkowym spotkaniu. Jej truskawkowo blond włosy silnie kontrastowały z jego gęstą i przydługą, czarną czupryną. Od razu się zauważali.
     Ich relacje można było uznać za całkiem przyjazne do momentu, kiedy ujrzeli się ten jeden raz rano u Becka.  Próbowała uprzejmie, po sąsiedzku zagadać, a on o mało co nie upuścił na swoją białą koszulę jeżynowego koktajlu. Ruszał ustami jak rybka, a potem ją przeprosił i odszedł jakby go coś goniło.
     Amelia dałaby sobie głowę uciąć, że to za sprawą tej wiecznie obrażonej, starej prukwi z recepcji, która za każdy razem, gdy Amelia wychodzi, przygląda się jej z jadem, czerwieniejąc z oburzenia na bezbożność Amelii i prawdopodobnie wzywając o pomstę do nieba.
     Dentysta musiał coś słyszeć na ten temat i teraz uciekał w popłochu za każdym razem, gdy się mijali. Tchórz. A nawet nie był specjalnie w jej typie. Zbyt wiotki i sztywny, mimo całkiem ładnej twarzy. A jednak w jakimś sensie normalny, a ona często potrzebowała kogoś takiego.
     Ostatecznie usunęła pisaną do Danielle wiadomość i zablokowała telefon. Nie potrzebowała ściągać na przyjaciółkę nowych kłopotów, gdy dopiero co wygrzebała się z ostatnich.
     Ale miała już plany. 


Komentarze

  1. nareszcie mamy rozdzial, akurat na ferie moge odswiezyc wszystkie opowiadania z tego bloga. licze na wiecej bo jest coraz ciekawiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czytam sobie i no no, dumna jestem. Naprawdę rozpisałaś się, bo 7 tysięcy to bardzo dużo. Zwłaszcza, że znalazłaś czas przy gonitwie codziennej gonitwie szkolnej ;) Dodam, że dość ładnie idzie Ci opisywanie :3 Do drobnych potknięć, typu niezaznaczony akapit czy ewentualnie niepasujące określenie, nie będę się przyczepiać :D Jest i tak dobrze. No i z tego co widzę, już zdążyłaś chyba dodać kolejny rozdział :3 Od razu zabieram się za czytanie ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. (T_T) Coraz większe tajemnice, zobaczymy co bohaterka sie dowie
    /Sami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie to jedna wielka tajemnica ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Usuń
  4. Witaj.
    Powracam jak zawsze po długiej przerwie i czytam sobie właśnie rozdziały. Sesja, sesja i po sesji. Tak czy inaczej, bardzo korzystnie napisałaś rozdział.
    Nie przedłużając powiem, że liczę, że zaraz przeczytam coś więcej w kolejnym chapterze.
    Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
    /Alexxx

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz