Amnezja – 3 – Długi, gorący prysznic

Witajcie w tę uroczą noc xD Musicie mi wybaczyć spore opóźnienie, późno wstałam a potem resztę czasu spędziłam na wysprzątaniu całego domu, aktualnie bolą mnie plecy od wszelkich wykrzywień jakie sobie zaserwowałam podczas tych wysiłków i jakiś ból egzystencjalny mnie przez to wszystko wziął ;-; Zaczęłam pisać te 3 shoty BL z God Eater i jeszcze ich nie skończyłam, a wczoraj w nocy nabazgrałam trochę shota Walentynkowego do WpS. Będziecie musieli chyba na to trochę poczekać aż sobie odpocznę i się ogarnę z tym wszystkim (zważywszy, że ten z WpS ma dwie perspektywy i ta druga to jednak trudna sprawa...) W przyszłym tygodniu mogę nie mieć na nic czasu (jedno słowo: szkoła). Posty, które będą mieć tag "Walentynki" to te, które przygotowałam ale się z nimi nie wyrobiłam na czas, akurat z Amnezją mi się udało :) Nawiasem, to opowiadanie powinno mieć wpisane w gatunek "dramat" XD
Komentujcie! Miłego czytania.


     Kilka godzin później byli już w jednym z luksusowych mieszkań w centrum miasta na siódmym piętrze. Colin z na w pół przymkniętymi oczami skierował się na pobliską sofę. Długą, szeroką i tak cudownie mięciutką… Opadł na nią z błogim jękiem, wtulając twarz w poduchę. Tęsknił.
– Przygotuję kąpiel. – poinformował go Jean, znikając w dużej łazience. Mieszkanie Colina było równie wielkie, co tradycyjny dom ojca. Różniły się wyłącznie zamiłowaniem blondyna do nowoczesności. Naprawdę nie przepadał za starymi gratami. Po co miałby sobie komplikować jakoś życie, skoro inny przedmiot spełni się w swej misji, a on mógł dalej leżeć?
     Kąpiel. Więcej niż prawdopodobne, że przydałby mu się długi, gorący prysznic aby zmyć pot i brud z kilku dni wegetowania w łóżku. Obmywanie ciała szmatkami to jednak nie to, do czego przywykł i wielbił. Nowoczesność. Widzicie? Choćby z tego powodu tak bardzo ją uwielbiał.
– Gotowe.
     Łypnął niepocieszony z dołu na ochroniarza, jednocześnie kalkulując jakie ma szanse na to, iż się nie zabije przypadkiem na śliskim kafelku. Małe.
– Pomóż mi się umyć. – poprosił cicho. – Wszystko boli bardziej, nie wiem czy nie pogorszę swojego stanu samodzielnym działaniem. – wyolbrzymił i uśmiechnął nieco głupio, wyobrażając sobie jak ślizga się w próbie złapania równowagi. Zerknął na towarzysza nie wyrażającego żadnej konkretnej emocji. Miał ochotę zrobić lub powiedzieć coś idiotycznego tylko po to żeby zobaczyć jakąś emocję na tej pięknej twarzy. Dlaczego już się do niego nie uśmiechał tak jak wczoraj?
– Wejdź do środka, zaraz do ciebie wrócę. – odparł jedynie. Taaak, naprawdę zaczynał mieć ochotę by napsocić.  Z ciężkim westchnieniem zsunął się z sofy i dowlókł do wanny. Ogromnej wanny. Wspominał już jak bardzo ją kochał?
     Do połowy nalana woda pełna piany na powierzchni, parowała obficie. Przez kilka sekund zastanawiał się, czy poczekać z wejściem do powrotu Jean’a. Wtedy po prostu kazałby mu się rozebrać jak lalkę. Podobne, dziwne myśli kusiły go od rana i gdyby nie zmęczenie chlasnąłby się w policzek dla opanowania żądzy. Białowłosy nawet nie był gejem.
     Nie chciał jeszcze drążyć, jak rozwiąże ten problem. Jeśli trochę by mu się poprawiło mógłby zadzwonić do jednego ze swoich partnerów i rozluźnić. Jean mógłby wziąć wolne, a on przemyciłby faceta do domu. Kuzyni niejednokrotnie przymykali na to oko…
     Rozebrał się i zanurzył z jękiem. Przyjemne ciepło otuliło zmęczone, posiniaczone ciało. Czysta rozkosz. Przymknął oczy odchylając głowę na oparcie wanny.
     Po chwili usłyszał cichą krzątaninę Jean’a i zmoczona z miętowo-cytrynowym żelem pod prysznic gąbka musnęła jedno z ramion. Rozluźnił się, w pełni oddając poczynaniom mężczyzny.
     Gąbka zataczała delikatne okręgi od ramion do szyi, a w końcu musnęła także klatkę piersiową. Gdy otarła się o sutki trochę nad linią wody, a wzdłuż kręgosłupa Colina przebiegł przyjemny dreszcz. Westchnął cicho, upajając się tym nienachlanym , niestety bez najmniejszego podtekstu, dotykiem.
     Nie widział twarzy ochroniarza ani miny, którą robił podczas mycia. Bólu zmieszanego z tęsknotą tak wielką, że kostki na dłoniach bielały od używanej na gąbce siły. Ledwo je tłumił przygryzając mocno dolną wargę. Wziął cicho głęboki wdech by się uspokoić.
– Zanurz się, umyję ci włosy. – mruknął i wylał odrobinę szamponu na zwilżone, jasne kosmyki.  – Zamknij oczy. – poradził i zaczął delikatnie masować skórę głowy. A gdyby… stał się trochę bardziej samolubny? Skarcił się szybko za tego typu myśli. Nie, nie może. Nie chciał zrazić do siebie blondyna. Nie teraz.
– Mmmm. To takie przyjemne. – wyszeptał Colin z sennym rozmarzeniem po kilku minutach – Dziękuję.
     Jean dokładnie spłukał słuchawką pozostałości mydlin i otarł ręcznikiem twarz młodszego, zaczesując dłonią opadające na twarz kosmyki do tyłu.
– Chce panicz jeszcze chwilę posiedzieć? – dopytał dla pewności, wstając z klęczek i wycierając dłonie w ręcznik.
– Mm, wychodzę. – wymruczał Colin, unosząc powieki. – Pomóż mi.
     Jean chwycił go pod pachami bardziej asekurując, niż faktycznie podnosząc z wanny. Z cichym jękiem uniósł się i zatrząsł w zbliżeniu z nagłym chłodem. Białowłosy opatulił go szybko dużym ręcznikiem i spoglądając mu cały czas w twarz, mniejszym ręcznikiem zaczął osuszać mokre włosy Czy raczej masakrować Colinowi głowę? Energicznie tarmosił ręcznikiem o boki jego głowy, wydobywając mu z ust stęknięcia.
     Niespodziewanie dosłyszał chichot i uchylił natychmiastowo oczy. Jean uśmiechał się nieznacznie, a przed chwilą się śmiał! Uchylił usta i zamknął je zaraz z powrotem. Nie chciał powiedzieć czegoś, co wypłoszy dobry humor ochroniarza. Wyglądał tak słodko i miękko, kiedy się uśmiechał.
     Odpowiedział uniesionymi kącikami ust i posłusznie poddał wycieraniu. Potem naciągał na ciało koszulkę i flanelowe spodnie od piżamy już bez asysty Jean’a. W zasadzie czuł się trochę żałośnie z faktem, iż ktoś tak niesamowity się nim zajmuje niczym dzieckiem. A zarazem sprawiało mu to przyjemność i niemal pławił się w uwadze, jaką poświęcał mu ochroniarz.
     A co do poświęcania swojej uwagi… Mieli niedokończoną rozmowę.
*
     Czysty i zrelaksowany umościł się w salonie. Jean okrył go dokładnie kocami niczym obłożnie chorego, tak że jakikolwiek ruch wymagał jeszcze większego wysiłku pod tymi wszystkim warstwami. Mimo to uśmiechał się mając doskonały widok na aneks kuchenny, w którym mężczyzna przygotowywał kolację. Było trochę po dwudziestej i zaczynało mu burczeć w brzuchu.
     Oglądał go z każdej strony, dławiąc się własną fascynacją i opierając chęci pożarcia ślicznego ochroniarza. Taak, z „pięknego” ewoluowało do „śliczny”. I nie wątpił, że Jean wytargałby każdego bez wyjątku za uszy wiedząc o tych określeniach. Podpowiadał mu to jakiś wewnętrzny instynkt. 
     Dlatego cieszył się, póki mógł. Po kolacji chciał poruszyć kwestię swojej utraty pamięci oraz tego, że z jakiegoś powodu białowłosy zabronił wszystkim o tym opowiadać. Kiedy i jak? Nie miał pojęcia. Przez to czuł się bardziej zaaferowany jego osobą, ciekawy czym jeszcze zostanie zaskoczony.
     Zdawał sobie natomiast sprawę z tego, jak opornie będzie przebiegać ta rozmowa.
     Dwadzieścia minut później skończyli każdy po swojej porcji. Colin, jak to obłożnie chory, dostał większą porcję zapiekanki wraz z tymi warzywami, na które prychał wewnętrznie z niechęcią. Nie był przekonany czy ich obecność to taki przypadek. Albo Jean’a obchodziło tylko to aby panicz pozostał w dobrym zdrowiu. Przewrócił oczami na tę myśl. Nie umierał.
– Obejrzyj coś przed snem. – wepchnął mu pilota w dłoń z zaciętą miną. Niebieskie oczy patrzyły chmurnie. Colin odwzajemnił to spojrzenie unosząc brwi w niezrozumieniu. Białowłosy robił dziwne, małe kroczki w tył nie przestając mu się przyglądać. Dotarł w ten sposób do samego korytarza, nim blondyn zdążył zareagować, wstrząśnięty nagłą myślą.
– Co? Czekaj. Gdzie się wybierasz znowu?! – sarknął z niedowierzaniem. Znowu uciekał! – Jean! – wrzasnął niczym rozzłoszczone dziecko, kiedy drzwi pokoju gościnnego zatrzasnęły się za ochroniarzem, ucinając próby dalszej interakcji. Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje, że on tak się miga od tej rozmowy?!  – Chryste. – sapnął i utonął pod warstwami koców. Ostatecznie uruchomił plazmę i skakał przez dobre piętnaście minut po kanałach, oczekując na odpowiedni moment.
     Kiedyś uśnie, a Colin go dorwie i wydobędzie wszelkie informacje.
            *
     Czekał aż wybije dokładnie pierwsza, chociaż powoli zaczynał przysypiać. Pogasił wszystko, nie łudząc się że białowłosy wylęgnie ze swojej nory (najwyraźniej jako osobisty ochroniarz również musiał mieszkać z klientem) i życzy mu dobranoc. Dlatego to on zakradł się pierwszy. Nie miał z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Jean okantował go dzisiaj już dwa razy. Czas na uzyskanie konkretnych odpowiedzi. 
     Na paluszkach przemknął przez cały korytarz i zatrzymał się pod drzwiami sypialni towarzysza. Nasłuchiwał przez dobre kilka minut dla pewności, wstrzymując co chwilę powietrze. Żaden dźwięk ani światło nie docierały ze szpary spod drzwi.
     Nacisnął ostrożnie klamkę, modląc się aby drzwi nie zaskrzypiały. Prawie westchnął z ulgą, kiedy bez problemu znalazł się w środku. Zostawił je uchylone i po omacku, wytężając z całych sił wzrok sunął w ciemności ku łóżku.
     Słabo dostrzegał kontury ciała na bliźniaczym jak jego, dużym łóżku. Zagryzł dolną wargę stając tuż przy nim. Nagle jego plan przestał mieć najmniejszego sensu. Ale zawsze mógł dokonać małej zemsty, prawda?
     Szturchnął bardzo delikatnie boki śpiącego, sprawdzając w którym miejscu najbardziej reaguje. Po chwili upewnił się, iż dolne partie ciała zdawały się być całkiem obojętne na łaskotki. Przeniósł się wyżej. Musnął palcem skórę za uchem i odsłoniętą szyję, na co Jean wierzgnął lekko przez sen, wtulając bok twarzy  w poduszkę tak jakby chciał uciec od intruza.
     Colin uśmiechnął się z zadowoleniem odnajdując słaby punkt i dobierając do tego kawałka z wielką uwagą. Przesuwał po niej palcem raz za razem, coraz bardziej nachylony nad twarzą śpiącego, wpatrując się w niego z mieszaniną zachwytu i pożądaniem. Cholera, naprawdę go kręcił.
     Będąc już tak blisko niego z ust wydostał się gorący, niespokojny oddech. Oddech, który był niczym gwóźdź do trumny. Jean błyskawicznie uchylił powieki i widząc nad sobą ciemną, nieznaną sylwetkę zareagował tak jak zawsze go uczono.
     Uchwycony za ramię Colin przefrunął nad ochroniarzem na sam środek łóżka i uderzył w nie twarzą z jękiem. Brutalnie odgięta do tyłu ręka zabolała, kiedy Jean usiadł mu na biodrach.
– Kim ty, kurwa, jesteś? – warknął lodowato i szarpnął przytrzymywaną dłonią do siebie. Colin jęknął z bólu, wyrzucając sobie w myślach własny kretynizm. Przecież Dan mu powiedział. „On jest straszniejszy”. Do dupy z tymi podchodami.
– To ja! To ja! – wysapał z trudem. Ciało wygięte miał nieprzyjemnie w łuk ciągnięte przez wykręconą, lewą rękę. Jak Boga nie kochał, tak chyba zaraz mu coś strzeli w kręgach. – Colin… – jęknął błagalnie.
– Co… Cholera. – syknął rozpoznając głos, puszczając chłopaka i odsuwając się. – Co ty do diabła wyprawiasz? – wybuchnął, przeczesując jasne włosy nerwowo. – Mogłem ci zrobić krzywdę!
– Jean… – jęknął ponownie, łapiąc się za niemal zdrętwiałą rękę. Ałć. Nigdy więcej nie będzie się do nikogo zakradał. – Chyba umieram. – stęknął twarzą w pościeli, czując napływającą do oczu wilgoć. Lampka na szafce nocnej zamigotała zapalona.
– Pokaż to. – rozkazał sucho. Pomógł Colinowi odwrócić się na plecy i górują nad nim pomacał rękę czy czegoś mu nie naciągnął. Myślał… Zareagował instynktownie, nic więcej. Jego pieprzona wina. – Nic ci nie jest, głupku. – odparł, siadając z westchnieniem na piętach.
– Ale boli… – poskarżył się włączając tryb maślanych oczu.
– Nic ci nie jest. – powtórzył chłodno i dodał groźny tonem. – Nigdy więcej się tak do mnie nie zakradaj, gdy śpię. Nie, nawet jak nie śpię. Po prostu się, kurwa, nie zakradaj. Zrozumiano?
     Colin wcale nie powinien zareagować tak jak to zrobił, ale na ustach pojawił mu się uśmiech wielkości banana. Zmrużył oczy przyglądając się rozbudzonej twarzy białowłosego.
– Jesteś jak ninja. – parsknął śmiechem. Czuł, że wraca mu czucie w ręce.
     Jean westchnął, nie mając siły analizować nastrój nowego-starego kochanka. Położył się obok, plecami do niego.
– Hej, Jean.
– Co?
– Jak długo się znamy?
– … Półtorej roku. – odpowiedział w końcu, zaciskając mocno powieki. Chciał do tego wracać? Nie chciał? Kręciło mu się w głowie od tych wszystkich ambiwalentnych uczuć. Jakaś część niego nie wierzyła, iż odzyska to, co straciło. A jeszcze bardziej dręczyła myśl, że może powinien się zatrzymać w tym miejscu. Dać sobie spokój.
– Hm… Jesteśmy przyjaciółmi? – dopytywał, wbijając brązowe pełne nadziei na coś więcej oczy w smukłe plecy. Czy to źle, że tak mu się to podobało?
– Tak. Jesteśmy. – odparł z ledwo słyszalną drwiną.
– Bardzo… bliskimi przyjaciółmi? – zamruczał, ledwo kontrolując dłonie wyrywające się do ciała przed sobą. Znowu wdychał ten cudowny zapach. Był wszędzie. Na pościeli, na ciele Jean’a, w powietrzu. Nawet na samym sobie. Był upalony tym zapachem niczym feromonami do tego stopnia, iż doszukiwał się w pytaniu drugiego dna.
– Ta.
– Więc… Dlaczego tak się zachowujesz? – przełknął ciężko ślinę, walcząc z samym sobą. Nie potrzebował teraz ciała, potrzebował jedynie zachować trzeźwy umysł i dowiedzieć się czegoś więcej. Po to tu przyszedł, a nie po jednostronne zaspokojenie.
     Jean odburknął pod nosem coś na kształt „jak się zachowuję?” – Tak chłodno. Wczoraj wyglądałeś jak osoba, która wygrał na loterii moim odnalezieniem, a dzisiaj jakbyś tego żałował. – wytłumaczył pokrętnie, wzdychając cicho. Z półtorej roczną luką na temat Jean’a sam nie widział, co o tym sądzić. I jak to możliwe, że wcześniej nie był na niego tak napalony, skoro teraz jest? Albo był, tylko nie pamiętał. Biedny, mały Colin musiał wylądował w friendzone.
     Ciało przed nim zakręciło się w miejscu aż zdecydowało się znieruchomieć w ten samej pozycji co poprzednio.
– Nigdy nie żałowałbym twojego odnalezienia. – odparł cicho. Bo kocham cię, tak bardzo cię kocham. – Jestem tylko zmęczony... – usprawiedliwił się słabnącym głosem. Colin zaniepokoił się, słysząc jak głos ochroniarza nagle załamuje się i milknie. Podniósł się szybko i nachylił w jego stronę, rejestrując że ten… Po prostu zasnął.
     Uśmiechnął się ciepło i okrył go drugą połową kołdry tworząc coś na kształt kokonu. Nijak nie mógłby go podnieść, a co gorsza zakłócić ponownie odpoczynek. Ciepły kokon musiał wystarczyć. Przez kilkanaście minut leżał i przytulał do niego, oddając własne ciepło, skupiają tylko na tym by móc obserwować tę piękną, rozluźnioną w śnie twarz chwilę dłużej.

     Nim ciężkie powieki zdążyły mu opaść, zgasił lampkę i tak jak przyszedł, tak samo wrócił po cichu do siebie. 

Komentarze

  1. O Boże nareszcie coś zaczęło sie dziać :o escze przy kompieli jakaś nadzieja że wszystko sie sprowadzi do łóżka i sie coprawda sprowadzilo :» a na pozostale opowiadania też czekam z utęsknieniem :')

    OdpowiedzUsuń
  2. tak jak pewnie inni czytelnicy mialam nadzieje na ostre yaoi ale wszystko w swoim czasie nieprawdaz hehe a poki co robi sie naprawde fajnie jesli chodzi o akcje

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, ale nie dotrwałam do końca :< Przerwałam przy kąpieli. Boję się, co dalej przeczytam :/ Ale kibicuję opowiadaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest "shounen-ai" w tagach. Czuję ten brak zaufania mocno w serduszku, jak mogłaś moja ukochana beto?

      Usuń
  4. Witaj!
    Po przeczytaniu tego shounen ai'a mogę stwierdzić, że piszesz dojrzalej w tym gatunku, niż większość yaoistek, a nawet nie wiem, czy powinnam określać Cię mianem yaoistki, ponieważ obecny fandom yaoi z trzynastolatkami na czele jest okropny. Sama mam z tym problem, czy ta nazwa mnie nie obrazi.
    Ale wracając, piszesz bardzo rozlegle, to jest sensownie. Opowiadania pisane niedawno przez Ciebie w tychże klimatach nie sporwadzają się do jednego. Mają fabułę. Jako czytelnik już dojrzały bardzo to sobie cenię.
    Również jako fanka yaoi nie mam na co narzekać, bo wiem, że jeśli coś się będzie działo, to nie będzie to sensem całego opowiadania, a scenki zapewne jakieś będą, na co czekam z utęsknieniem.
    Polubiłam Amnezję i chciałabym, by na jej przykładzie młodsi fani spojrzeli na to w inny sposób, a także przeciwnicy boys love'a by nie oceniali takich opowiadań z góry.
    Pozdrawiam
    /A

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz