W piwnicy Sex Shopu – 10 – Upadek

     Miała nadzieję, że wspomnienie o Dee skutecznie zamknie barmanowi usta, jednak ten zafiksował się na tym jednym aspekcie dotyczącym Amelii, bijąc na alarm tuż przed jej mentalnym poczuciem bezpieczeństwa. Bo faktem było, że czuła się przy Dustinie stosunkowo bezpieczna. Quinn swoją odważną teorią budził w niej wredną potworzycę, a nie chciała być bardziej chamska.
– Próbujesz odwrócić moją uwagę od tematu, który jest…
– Nie twoim interesem. – burknęła. – Dzięki za troskę, ale możesz sobie darować.
– Ironiczne, czyżbyś przechodziła na złą stronę mocy?
     Zgromiła go zielonymi oczami.
– A tak się pilnowałaś żeby nie wzbudzać zainteresowania... Pamiętasz, co było ostatnim razem? Odebrałem cię z ulicy, gdzie cię zostawili, ale wcale nie przypominałaś już siebie. Posiniaczona, obtarta i poparzona w…
– Quinn, dość. – zamknęła oczy, nie chcąc więcej słuchać. Gdyby wiedziała, że zacznie ją tak maglować, nie przyszłaby do niego po informacje. Vincent mógłby ją ugryźć w tyłek, to nie było tego warte. Nigdy więcej nie chciała wracać do tamtego zimnego pokoju. Nawet we wspomnieniach.
– Przepraszam, czyżbym poruszył wrażliwą strunę? Nie martw się, poczekam aż zmądrzejesz. Mała, słodka Rouz jest zawsze mile widziana. – prychnął cicho, zaciągając się mocno na filtrze, po czym spojrzał na nią z góry ze złośliwą wyższością. – Żal mi cię. Wyglądasz jakbyś już się w nim bujała. Zanim się z nim prześpisz, upewnij się iż na ciebie nie poluje.
     Słowa były jak policzek. Wewnątrz niej zawrzało od złości, choć całą siłą woli zmusiła się do sztucznego śmiechu. Oparła się o ścianę za sobą, zakładając ręce na piersi. Postawa obronna, jeżeli się za moment nie opamięta, jak Boga kocha – przywali mu.
– Zgłupiałeś doszczętnie? Jest pożyteczny, mi pasuje.
– Ach, tak. Więc teraz mówi się na to „pożyteczny”? – naśmiewał się z niej i chcąc nie chcąc, zaczerwieniła się.
– Wiesz co, jak nie chcesz to nie mów. Danielle i Max mają się doskonale.
– Nie chodzi o Dan, tylko o superbohaterkę Rouz, której zdaje się, iż jak raz się jej poszczęściło to za drugim razem również. Za kogo tym razem nadstawisz karku?
– Wal się.
– Jesteś dziecinna.
– Znalazł się dorosły, który bał się powiedzieć kobiecie, w której się zakochał, co do niej czuje! – odwarknęła, pijąc do jego relacji z przyjaciółką. Zapomniała, jak potrafił ją wkurzać swoimi moralizatorskimi gadkami. „Powinnaś pójść na studia”, „rozwijać swoje pasje”, „dążyć do zmiany” czy jej ulubione „odciąć się od dawnego życia i przestać zgrywać bohaterkę”. Kiedy zabiła oprawcę Dee, kierowała się wyłącznie miłością do przyjaciółki. Nie stała potem nad nią, czekając na gromkie podziękowania. Zrobiła to, bo nie mogła bezczynnie patrzeć jak jest katowana. Jak umiera.
– Zupełnie inna sprawa. – odciął się, odwracając wzrok. Tu cię mam! – pomyślała złośliwie.
– Wmawiaj sobie. Przestraszyła się, bo coś zrobiłeś, ale zamiast to wyjaśnić, pozwoliłeś jej odejść. Mieszkała u ciebie półtorej roku, przebierałeś obsrane pieluchy Maxa bez słowa. A bałeś się naprostować sytuację? Tchórz!
– Słyszałem plotkę, że facet kilka lat temu wszedł z kimś w jakieś szemrane interesy. Były spore straty po stronie pracowników, którzy zostali potem na lodzie. Z długami. Nie mieli pojęcia, że pracują i dokładają się do czegoś, co z punktu partnerów nie miało racji bytu i nie przyniesie im żadnych korzyści, włącznie z wypłatą. Sprawa nie była głośna, właściwie wszystko zmieciono pod ziemię, kilka osób przekupiono… Zdaje się, że rozeszło się po kościach.
– Nie chce mi się wierzyć. Tak po prostu?
     Kiwnął głową.
– Wspólników, o ile dobrze pamiętam… – zamyślił się – było chyba czterech? Dwoje reprezentujących i ci, co rekrutowali tych cienko przędzących. A kto uwierzy osobie, która nie ma żadnego potwierdzenia, że faktycznie pracowała w lewym zakładzie? Na dodatek na czarno? Naiwnie i głupio pchali do przodu coś, na co nie mieli najmniejszego świtka.
– Usłyszałeś to wszystko serwując drinki?
– Dokładnie. – przytaknął i zgasił papierosa. – Jakiś facet opowiadał swojemu kumplowi od kieliszka, że zna osobę, którą tak wydymano. A teraz muszę wracać. Biedna Loretta jeszcze nie przywykła do ruchu podczas wieczorków tematycznych.
– Porozmawiam z Danielle. 
– Bez obrazy, Rouz, ale nie potrzebuję swatki. Sprawa jest skończona, w przeciwieństwie do tego, co aktualnie dzieje się między tobą, a tamtym facetem. A co nie powinno mieć miejsca.
– A co, masz już kogoś? Nie jest skończona i dobrze o tym wiesz. Natomiast Dustin to zupełnie co innego, między nami  n i c  nie ma. – zaakcentowała ostro i westchnęła ciężko. Quinn bywał cholernym hipokrytą.
     Popatrzył na Amelię z uniesionymi brwiami.
– Nie mam. Ale ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, jaką minę robisz, kiedy się o nim wspomina.
– Jaką… Minę? – odparła z wahaniem, otwierając szerzej oczy. Quinn pokręcił w odpowiedzi głową, wprawiając Amelię w większą konsternację. Nabijał się z niej.
– Muszę iść, mała Rouz. Miejsce u Wielkiego Q. zawsze aktualne. – gwałtownym ruchem poczochrał ją po włosach. Sapnęła, wiedząc że bez lusterka się nie obejdzie. Musiał jej zrobić z głowy totalne siano! Ale… Doceniała jego troskę, jakkolwiek irytująca czasem bywała.
– Quinn, dziękuję… Pogadam z Dee!
*
     Skończyła w jednym z wolnych boksów z szeregiem małych, wypełnionych przezroczystym płynem kieliszków, dwoma kolorowymi drinkami z mrożonymi owocami na dnie, miską precli i sokiem żurawinowym rozcieńczonym z wodą. Samotnie od blisko godziny, kiedy zdążyła obrzucić wyzwiskami dwóch nagabywujących ją mężczyzn.
     Dustin? – Brak. Cholerny dupek. Miał ją znaleźć i co? Co Quinn o nim powiedział? Sprytny i dobry w swoim fachu? W byciu ochroniarzem, może. Egzekutorem?
     Zwęziła oczy, zaciskając jednocześnie usta w cienką, wściekłą linijkę. Ma przesrane. Ona, ponieważ z każdą minutą zaczynała dawać wiarę słowom barmana i nie była pewna swojego dalszego kroku. On, bo kiedy go spotka to prawdopodobnie rozbije mu na głowie jeden ze stojących przed nią drinków. 
     Przymknęła oczy i potarła je palcami. Jest zmęczona, wściekła i smutna jednocześnie – samotna. Więcej, czuje rozczarowanie. Jeśli czegoś nie lubisz i temu nie ufasz, podobne uczucia nie mają racji bytu. Czy naprawdę był egzekutorem? „Sprzątał”, czyli mordował na zlecenia albo pozbywał się niewygodnych dowodów bądź ciał? Przeszedł ją dreszcz.
     Czy w jakimś stopniu jest jego celem? Czy… Przełknęła ciężką, zalegającą w gardle gulę. Nie mogła. Nie da rady.
     Wypiła duszkiem cały różowo-pomarańczowy drink, krzywiąc się tylko trochę. Poprawiła kieliszkami wódki, aż zapiekły ją oczy. Telefon pozostawał głuchy.
     Z ginącym w tle hukiem odstawiała opróżnione naczynia aż poczuła, że szumi jej w głowie, a piekące jak kwas myśli rozpływają się nim postawiony w stan gotowości umysł zdąży się ich uchwycić.
     Następna kolejka była jak przypieczętowanie jej obecnego stanu. Zaledwie preludium.
*
     Mokre pocałunki spadały na nią gradem. Nie odbierała tego szczególnie przyjemnie, lecz otępiony od alkoholu mózg już dawno przestał rejestrować pewne rzeczy. Jak to, czy cokolwiek z tego czerpie i że właśnie szura białą halką o brudną cegłę.
     Ciepłe dłonie ugniatały ciało Amelii, wzdychając błogo za każdym razem, kiedy wygięła je do przodu i otarła o napalonego mężczyznę. Mgliście zdawała sobie sprawę, pod jakim kątem go wybrała. Przystojny elegancik – zupełne przeciwieństwo złego bad boya.
– Nie będziesz mnie potem… Nie wiem, obwiniać albo coś…? – dosłyszała przytłumiony głos w zagłębieniu między swoją szyją, a ramieniem. Nie miała pojęcia, o co on w ogóle pyta.
     Jęknęła z frustracją, ciągnąc go mocno za włosy i przyciągając do pustego pocałunku. Dlaczego on nie może się zabrać do rzeczy, tylko gada, gada i gada? Że też trafił się jej rozmowny typ, kiedy nie ma na to najmniejszej ochoty. Chce spełnienia, czy to tak dużo?!
– Bierz się do roboty. – wyburczała ostrzegawczo i wydęła usta, odsuwając się i popychając go w dół. Uklęknął posłusznie na wilgotnym bruku, wodząc zachłannie dłońmi po jej odsłoniętych nogach i pożerając je wzrokiem. W końcu.
     Twarzą niemal sięgał tam, gdzie najbardziej tego chciała, Oddychała głęboko, odchylając głowę do tyłu, kiedy nagle coś chwyciło go mocno za białą koszulkę i odepchnęło na bok. Zdezorientowana popatrzyła jak upada, marszcząc mocno brwi i piekląc się. Co znowu…? Nie rozumiała, co się właśnie wydarzyło, do póki sama nie zmieniła perspektywy patrzenia.
     W jednej sekundzie stała oparta o murek, a w drugiej już zawisła głową w dół na umięśnionym, męskim ramieniu jakieś pół metra nad ziemią. Sapnęła. Prawie nie poczuła nacisku na żołądku, który niebezpiecznie mógł przybliżyć ją do zetknięcia się z tym, co skonsumowała.
– Kim, u  diabła jesteś żeby się tak panoszyć? Nie jestem pieprzonym workiem kartofli, ty złamasie! – syknęła, odzyskując pewność siebie. Mocny klaps w tyłek sprawił, że niemal się zapowietrzyła. Miała pod sobą wyłącznie dziwnie znajomą czerń.
– Tylko ja.
– Dustin, ty pieprzony…! – zagotowało się w niej ze wściekłości. – Wara od mojej dupy, gnojku! – wrzasnęła i w odwecie z przyjemnością z całych sił wbiła długie paznokcie w jego, szczypiąc.
– Kurwa mać, Rae. – warknął, wyprostował się spinając kształtne pośladki. Poprawił ją sobie na ramieniu. Według niej podrzucał ją jak szmacianą lalkę, jeszcze trochę i się porzyga. – Wara od mojego tyłu, wrzeszcząca kobieto.
– Dotknij mojego ponownie, to dosłownie urwę ci jaja. – zagroziła z niegasnącą agresją. Gdyby nie to, że aktualnie miała słaby żołądek, chciałaby go stłuc.
– Przestań się rzucać.
– To ty mną rzucasz, frajerze! – krzyknęła z oburzeniem. – Odstaw mnie, nie skończyłam z  nim!
     Blondyn zatrzymał się z westchnięciem i obrócił do zaułka, gdzie przed chwilą obściskiwała się z jakimś nieznanym facetem. Nie było po nim śladu, oboje dobrze o tym wiedzieli.
– Nie ma go. Wydaje mi się, że zrezygnował. – odparł dziwnie wesołym tonem.
– Niech cię szlag. Nienawidzę cię.
– Wcale nie.
– To prawda! Nienawidzę cię! Boję się ciebie! Zostaw mnie w spokoju! – wrzeszczała na całe gardło, jednak pozostając w bezruchu. Nie lubiła wymiotować w takich warunkach, ale  lubiła dać upust złości. Mieszać z błotem. To przez niego tak się czuła.
     Dustin westchnął ze zmęczeniem. Szedł chodnikiem w nieokreśloną stronę przytrzymując Rachelle ramieniem. Kilkunastu przechodniów popatrzyło na nich ciekawsko, a inni z mieszaniną niepokoju i rozbawienia.
     Nie odzywał się, w jakiś sposób odgadując zamysł i pozwalając się jej wykrzyczeć. Bo czym to było jak nie celowo użytą histerią? Nie wiedział o żadnej innej równie nieprzyjemnej, a zarazem okropnie skutecznej broni przeciw osobnikom jego płci. Wciąż czuł wewnątrz ostrą złość na sam widok sceny, jaką przerwał. Trzymał ją mocno, jakby bojąc się, że w jakiś sposób się wyrwie i wróci z powrotem do klubu po następną ofiarę swoje frustracji.
     Przełknął ślinę. Zdecydowanie musi się teraz kontrolować. Nie tylko przez to, że ma przed oczami idealny tyłeczek Rae. Nagi, cholera. Był zjadany przez zaborczą zazdrość o kobietę, która nigdy nie spojrzy na niego w taki sposób, w jaki on na nią patrzy. Nachmurzył się.
– Gdzie mnie zabierasz?
– Do siebie. – odparł krótko.
– Nie chcę, chcę do siebie. Zabierz mnie do mojego mieszkania.
– Jest za daleko. – uciął, po czym zrobił coś, na co zamarła na moment niczym nieboszczyk. Wiedział, że uważnie śledzi subtelne muśnięcia na skórze i mu się dostanie. – Tylko poprawiłem. – wytłumaczył obronnie.
– Zabiję cię.
– Świeciłaś tyłkiem przed gapiami, na trzeźwo na pewno zwróciłabyś na to uwagę i…
– Czy ty poprawiłeś mi majtki?
– Odrobinę. I spódniczkę… Wszystko w porządku?
 – Przygotuj się, że rozpieprzę ci to cholerne mieszkanie w drobny mak wraz z tobą. – zawarczała nisko.
     Kilka minut później tak jak powiedział, znaleźli się w jego mieszkaniu. Upuścił ją dopiero w salonie na kanapę. Kolorowy koc – jej bezpieczny bufor wciąż tam tkwił, złożony schludnie w kostkę. Jakby czekał na jej powrót.
     Bez słowa, omijając go wzrokiem owinęła się nim szczelnie i chwiejąc się lekko, wmaszerowała do łazienki, trzaskając ze złości drzwiami.
     Patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Chciałby powiedzieć jej, czego się dowiedział. Mieć ją naprzeciw siebie jak ostatnim razem w swojej koszulce, taką swobodną… Westchnął ciężko i poszedł po dzisiejszą piżamę Rae.
     Zielonooka rozebrała się. Dokładnie umyła twarz i przyglądała się chwilę swojemu odbiciu w lustrze nad umywalką.
     Biedna, żałosna Amelia. Kiedy patrzyła w swoje odbicie, widziała pustkę lub co najwyżej cień prawdziwego człowieka.
     Z klamki zwisała czarna koszulka. Zignorowała fakt, że pachnie jak on i naciągnęła na siebie materiał. Zdążyła się już uspokoić, doprowadzić do stanu, gdzie nie czuła prawie niczego prócz głodnego ssania w żołądku. Precle nie są zbyt sycące.
     Amelia w kiepskim humorze.
     Napalona, niezaspokojona Amelia w kiepskim humorze.
     Pijana, bezpłodna Amelia w domu egzekutora.
     Ostatnia kwestia była jak cios w brzuch. Na pięcie zawróciła do łazienki, zdążając zwymiotować do muszli. Jeszcze kilka godzin temu chciała mu zaufać.
– Nienawidzę cię. – charczała już po, wypluwając ślinę. Piekło ją gardło. Facet trzymał jej włosy, kiedy rzygała. Na dodatek był to Dustin, który zleciał się do niej jakby się paliło. Kiedy upadła tak nisko?




Komentarze

  1. ogolnie ten rozdzial jest kryzysowy dla bohaterki i narrator parodiuje jej uczucia . nie moge sie doczekac nastepnej czesci jak idzie pisanie ? wybacz jeszcze raz ze tak slabo z komentowaniem teraz wiem ze to duzo znaczy i nawet moja opinia sie liczy heh seria bardzo mi sie podoba i gdyby byla ksiazka to bym na pewno kupila i polecila znajomym wiec prosze w imieniu wszystkich nie zamykaj bloga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rae ma trochę problemów z otwartym okazywaniem uczuć. To żniwo ciężkiego dzieciństwa i lat nastoletnich, przez które przechodziła samotnie, chwytając się rzeczy, których choć nienawidziła, tak pozwoliły jej przeżyć. Kojarzy to teraz na zasadzie: uczucia = coś wstydliwego. Jestem na końcu 12 rozdziału, ale na razie robię sobie chwilę przerwy od WpS. Dziękuję! :D

      Usuń
  2. Myślę, że tak jak wyżej ktoś napisał, powinnaś spróbować jako osobny projekt napisać coś ironicznego albo przekoloryzowanego? Myślałaś o czarnych komediach/ groteskach? :D Rae jest w gruncie rzeczy chyba wrażliwa, ale tłumi to :/ Znowu mam problem z odczuciami do Dustina, czy go lubić, czy nie? :C Aj aj, ciężko stwierdzić :/ No ale obecnie zastanawiam się, czy on coś żywi w stosunku do niej, czy tylko okazuje litość i minimalną troskę? Aby nie spoilerować ujmę ten rozdział tak: Potrzebuję kolejnych :3 Historia jako całość jest ciekawa, dobrze się zapowiadają dalsze części tylko no właśnie, chciałabym mieć gwarancję następnych :D Proszę w imieniu wszystkich- pisz dużo ^ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubić Dustina, lubić! :C Coś jakby czarną komedię uosabia Mai z AOSN, kobieta-szatan XD (opowiadanie jeszcze nie wstawiane).

      Usuń

Prześlij komentarz