W piwnicy Sex Shopu – 1 – Sponsorzy (cz.2)

    Zasnęła wcześnie i przespała dobre dziesięć godzin, po których czuła się jak wybudzony z zimowego letargu miś. Przeciągnęła się aż chrupnęło jej w kościach, nawilżyła suche gardło i ruszyła do łazienki. Nie liczyła, jak długo w niej spędziła. Wciąż miała trochę czasu do wyjścia, a słońce już od świtu prażyło gorącymi, wściekłymi promieniami nie zważając na późną, październikową porę. Uwielbiała Florydę i jej całoroczną, słoneczną pogodę.
    Gdy z niej wyszła była prawie gotowa do wyjścia. Włosy upięła tym razem w niedbały kok, z którego na twarz elegancko opadało jej kilka cienkich, kręconych kosmyków, a subtelny makijaż nadawał twarzy delikatności.
    Wrzuciła kromki chleba do tostera, poczekała aż się przypieką, posmarowała cienko masłem i zarzuciła jeszcze plaster sera żółtego . Trzymając jedną z nich między zębami, prasowała cienką, bawełnianą koszulę, uważając żeby okruszki nie znalazły się pod żelaskiem. W między czasie zastanawiała się nad doborem spodni lub spódnicy. Dzień zapowiadał się równie upalnie co zwykle, ale też w środku sklepu dzięki klimatyzacji powinno być chłodniej... No i pracowała tylko do piętnastej przez jutrzejsze otwarcie piwniczego lokalu. Zamierzała wyjść potem do White Wolf Cafe  i zjeść obiad na tarasie. Nie ominie więc najgorętszej części dnia.
    Mogła zadzwonić do Danielle i zaprosić ją oraz Małego Max’a. Danielle była jej o sześć lat starszą przyjaciółką i również ex-striptizerką z tego samego klubu. Miała sześcioletniego syna Max’a i wciąż niespłacony dług u pewnego handlarza.
    Dotrzymałyby sobie wzajemnie towarzystwa; Amelia zajęłaby na chwilę zabawą czarnowłosego, rozbrykanego chłopca, postawiła rodzince obiad i deser, co z pewnością ucieszyłoby kobietę dając jej nieco wytchnienia. Upiekłaby dwie pieczenie na jednym ogniu. Dawno nie wychodziła na miasto i chociaż nie lubiła dzieci, była gotować poświecić się dla styranej przez pracę, przyjaciółki. Sama również tego potrzebowała, a Max bywał  uroczy, w tych momentach gdy jego buzia zajęta była jedzeniem.
Było to jedno z nielicznych popołudni, gdy miała wolne. I od jutra, o ile nie będzie odsypiać zbyt długo, ma go mieć przez dłuższy czas. Ostatecznie i tak będzie musiała zaplanować sobie jakoś ten czas.
    Noce spędzone w gwarnym klubie już dawno przestały ją pociągać i trochę się obawiała, czy da radę znowu się do tego przyzwyczaić.
    Z planu jaki przedstawił jej kilka dni wcześniej Vincent wynikało, że obowiązki klubowe miała zaczynać każdego, wtorkowego wieczora koło osiemnastej. Pierwszą godzinę wszyscy nowo zatrudnieni pracownicy, z wyłączeniem jej, mieli spędzać na ostatnich przygotowaniach. Następnie o dziewiętnastej przez trzy godziny Amelia będzie koczować razem z Dustinem przy tylnym wyjściu ze sklepu i frontowym do klubowej piwnicy, przy swojej nowej, prowizorycznej ladzie, gdzie będzie zajmowała się uiszczaniem nie małych opłat za wstęp.
     Wszystko to miało się odbywać przy legitymowaniu klienta, bowiem Vincent pragnął przyciągnąć przede wszystkim grube ryby mogące w przyszłości stać się głównymi sponsorami nakręcającymi jego przyszłe działalności, a nie młodzików, którzy mogliby zarzygać mu pół klubu. Wbrew pozorom ten biznes częściej kręcił się wokół starych dziadków niż młodych, traktując ich jak głupie, dojne krowy.
    Po spędzeniu za ladą wyznaczonego czasu zastąpi ją jeszcze nieznany jej zmiennik, a Amelia i Dustin przeniosą się na dół niczym para nierozłącznych gołąbeczków. Tak naprawdę wszystko było pestką w porównaniu do tego, co miało nastąpić o północy, a czego najbardziej się obawiała. Miała wtedy stać się atrakcją klubu, dając jeden występ za którego właściciel wyłoży jej sytą premię, a od uczestników widowiska z pewnością otrzyma hojne napiwki.
Występ ten jednak, pomimo finansowej korzyści, niestety przyciągnie część żądnego krwi, nieprzyjemnego jej towarzystwa. Otwieranie nowego klubu nigdy nie umykało Tym z Dołu. A jeśli nawet nikt nie wypatrzy jej jutro, tak za tydzień lub dwa już na pewno. Pokaz miała dawać raz w tygodniu, a po jutrzejszym Vincent nie będzie mógł liczyć na lepszą promocję nowo otwartego przybytku.
    Amelia nie była do końca przekonana, czy szybki zarobek jest wart wystawiania się na cel. Desperacki układ, jaki kilka lat temu zawarła żeby uratować własną dupę wciąż obowiązywał, ale niekoniecznie mógł ją uchronić przed wszystkim… Nawet z ochroną Pana „Góra-Lodowa”.
    Żołądek zwinął się jej w nerwowy supeł. Nie chciała wracać do starych nawyków i wielokrotnie popełnianych błędów, nawet jeśli oznaczało to jeden pół nagi taniec w tygodniu. Ale potrzebowała pieniędzy, a to była najszybsza i najprostsza, legalna droga ku temu.
    Dokończyła grzankę i z rzuciła z siebie miękki materiał szlafroka, odsłaniając specjalny, skomplikowany komplet seksownej, granatowej bielizny. W ekspresowym tempie naciągnęła na biodra jasnoniebieskie rybaczki i kremową koszulę, dokładnie zapinając każdy płaski guziczek.
    Minutę później przekręcała klucz w zamku na chłodnej klatce bloku, w którym wynajmowała mieszkanie.
*
    Do północnej części Millis dotarła po dwudziestu minutach niespiesznego spaceru. Słońce grzało ją prosto w twarz, sprawiając że co chwila czuła nieprzyjemną suchość w ustach, a pot skraplał jej się na czole. Gasiła upał popijając przez rurkę z niewielkiego, papierowego kubeczka swój mrożony koktajl owocowy kupiony w budce za rogiem u Becka.
    Beck, właściciel malutkiej budki był wdowcem wyglądającym równie staro co sam świat. Słyszała, że przejął interes po swojej zmarłej żonie cztery lata temu, nim jeszcze Amelia wynajęła swoje obecne mieszkanie, i doszedł do niemal równej wprawy w przyrządzaniu pysznych, mrożonych koktajli oraz dań na wynos co poprzednia, pierwotna właścicielka skromnej, lecz uwielbianej budki.
    Od trzech miesięcy wpadała tam codziennie, stając się jedną ze stałych klientek. W zamian za to Beck w podzięce dorzucał na wierzch jej koktajlu kilka drobnych, świeżych owoców i różne słodkie dodatki, jak wielbione przez nią kokosowe wiórki dla dzieci. Właściwie od tego orzeźwiającego pierwszego łyku zaczynał się dzień Amelii Rouz. Bez ulubionego napoju nic nie było takie samo i robiło jej się przykro za każdym razem, gdy myślała o wieku mężczyzny. Odgoniła szybko od siebie kłopotliwe myśli i skupiła na smaku napoju. Wyczuwała na języku subtelną nutę mięty i innych ziół, które idealnie wkomponowywały się w całość. Pychotka.
    Zostało jej jeszcze kilka metrów do przebycia, a tymczasem już z daleka zauważyła wielką postać opierającą się bokiem, w jej stronę, o bordową ścianę sklepu. Pomiędzy krótkie, postawione na sztorc blond włosy przemykały ciepłe, złote promienie. Siorbnęła głośno przez rurkę, mrużąc oczy.
   Dustin. On również szybko ją dostrzegł i zdawał się przewiercać całą jej postać ciemnymi oczami. Wyprostowała się i zmusiła usta do lekkiego, swobodnego uśmiechu. Już wczoraj przemyślała całą sprawę i zdecydowała się zmienić do niego stosunek. Nawet jeżeli będzie to wyłącznie dobra gra aktorska.
    Stanie się milutka i przyjazna. Jak głupie, młode dziewczę, którym już od dawna nie była. W końcu zbliżała się do trzydziestki i lubiła zjeść więcej niż dwa pączki. Mimo to miała nadzieję, że to trochę ugasi zapał Dustina. Że przestanie patrzeć na nią jak ciekawy obiekt pod szkiełkiem powiększenia mikroskopu. W końcu im bardziej niedostępne tym większa chęć zdobycia? Więc będzie dostępna. Może nawet trochę z nim poflirtuje…
    Zdusiła wewnętrzny warkot. Flirtować? Z Dustinem? Kąciki ust zadrgały jej niebezpiecznie, chcąc wykrzywić się z irytacją. W zamian za to zacisnęła usta, wciąż z udawanym, uroczym uśmiechem. Stanęła tuż przed nim, pospiesznie lustrując silne ciało odziane w ciemno zieloną koszulkę i krótkie, dżinsowe spodenki. Zamrugała i zmarszczyła brwi z konsternacją, zatrzymując się na świeżym, zaognionym zadrapaniu na żuchwie i sporym plastrze nad łukiem brwiowym, na którego nie zwróciła początkowo uwagi, unikając bezpośredniego kontaktu wzrokowego.
   Uchyliła głupio usta z lekkim zdziwieniem, wbijając wzrok w opaloną, surową twarz mężczyzny. Dostrzegła zaciśniętą szczękę i oczekujące na jej reakcje, uważne spojrzenie. Wyglądał na… zirytowanego? Powstrzymała się od nerwowego podrobienia nogami w miejscu. Czy Vincent tak szybko załatwił sprawę? Na pewno nie, przemknęła jej przez truskawkowo blond głowę, błyskawiczna myśl. Chyba była troszkę, ale naprawdę tylko troszeczkę ciekawa, co się stało. Racjonalnie rozumując, gdyby to było między nim a Vincentem, to ten drugi pewnie już by nie żył, a ona nie miałaby pracy, prawda?
– Cześć – powiedziała ostrożnie. – Co ci się stało? – spytała starając się nadać twarzy jak najniewinniejszy wyraz, zadzierając głowę do góry do jego pełnej wysokości i mrużąc oczy od słońca. Jednocześnie macała jedną dłonią po kieszeni w poszukiwaniu klucza, drugą zaciskając palce nerwowo na papierowym kubku. Pierwszy raz widziała, żeby Dustin był uszkodzony. Zwykle to on… Uszkadzał innych.
– Siema. Spadłem ze schodów. – stanęła jak wryta, mimowolnie robiąc oczy wielkie jak spodki i wodząc wzrokiem od jego zadrapań po poważną minę i niewzruszone spojrzenie piwnych oczu. Nie powstrzymała rosnącego w niej, nerwowego śmiechu na to wytłumaczenie. Żartował i był to naprawdę mierny żart, przy którym też wcale się nie uśmiechał.
– Żartujesz, prawda? – upewniła się po chwili, z już znacznie szczerszym, nieco ogłupiałym i rozbawionym wyrazem twarzy. To był naprawdę słaby żart, bardziej niepokojący niźli śmieszny, ale przez jego sytuacyjną absurdalność sprawiający, że pierwszy raz doceniła Dustina jako… Cóż, człowieka.
– Taaak, drobne problemy na mieście. – mruknął zlewczo, a ona przez chwilę wcale nie słyszała tego charakterystycznego dla jego barwy głosu, ostrego i nieprzyjemnego dźwięku. – Nie wiedziałem, że drobna ranka na czole może tak krwawić… – przyznał, a Amelia zachichotała po raz ostatni, przenosząc uwagę na zamek od drzwi. Wcisnęła odpowiedni, malutki kluczyk i przekręciła.
– Czym dostałeś…? – spytała ostrożnie, nie chcąc być nadmiernie ciekawska i pchnęła w końcu drzwi.
    Weszli do środka i powitało ich duszne, gorące powietrze. Amelia ruszyła od razu do niewielkiego okienka koło lady i uchyliła je. Kątem oka zauważyła, że mężczyzna się przeciąga. Stał dwa metry od lady unosząc ręce w górę i wyprężając ciało. Koszulka uniosła się nieznacznie odsłaniając jej ulubiony widok. Zagryzła lekko dolną wargę, spuszczając wzrok na swoje stopy i zmuszając się by nie patrzeć oraz przypomnieć sobie, iż jeszcze jej nie odpowiedział.
    Czekała, ale nim się odezwał wydał z siebie jeszcze ciche, zmęczone ziewnięcie. 
– Rączką. – odparł w końcu, ochryple.
– Hm? – zmarszczyła brwi z niezrozumieniem. – Rączką czego?
– Noża. – doprecyzował ze znudzeniem w głosie.
– Noża?! – uniosła głos zdumiona. Facet prawie dostał nożem w czachę, a zachowywał się jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem! Nie dowierzała.
    W Amelii rozkwitła niepokojąca myśl, co by było gdyby to była ta ostrzejsza strona i przeszedł ją zimny dreszcz. Vincent musiałby szukać jej nowego, jeszcze bardziej upierdliwego ochroniarza! A nowy prawdopodobnie by się nie powstrzymywał na wdzięki Amelii… Nagle doceniła całą, groźną postać towarzysza  – Nic ci nie jest? Bardzo krwawiło? Dobrze to opatrzyłeś? – Był też drugi powód, przez który jej serce zaczęło łomotać nerwowo, a głos stał się niemalże gorączkowy, wypuszczając z ust kolejne pytania niczym z armaty. Kiedyś będzie musiała przyznać przed samą sobą, że przyzwyczaiła się do jego osoby blisko niej, niczym warującego psa i tych krótkich, niezręcznych rozmów. Ale to później. Dustin miał własny świat w którym znikał bez śladu kiedy tylko mu się tak podobało, a ona nie zamierzała wkraczać na ten teren z własnej woli.
    Widząc uniesione brwi blondyna w odpowiedzi na jej niespodziewany, troskliwy wybuch, zacisnęła mocno szczęki. To było do niej nie podobne, prawda. 
– To tylko zadrapania. Tamten skończył gorzej – bagatelizuje i kąciki ust unoszą się nieznacznie ku górze w jej przekonaniu w złowieszczym, zadowolonym z siebie prawie-uśmiechu.
– Taaak, nie wątpię… – mruknęła – Siadaj na stołku, idę po apteczkę – rozkazała poważnym, surowym głosem, przygwożdżając go zielonymi oczami. Nie czekając na słowo protestu, sztywno wymaszerowała na zaplecze. Dopiero po wyjściu pozwoliła by policzki oblały ją szkarłatnym gorącem i zaczęła powtarzać sobie, że to jedynie egoistyczna troska o samą siebie. Jeśli coś stanie się Dustinowi, może stać się i jej. W końcu ma ją bronić. Zacisnęła usta w posępną, wąską linijkę, powtarzając tę myśl do znudzenia.
   Nie lubiła go, po prostu jest dobrym, empatycznym człowiekiem, co wcale nie wykluczało pewnej dozy egoizmu. A ponieważ była dobrym, egoistycznym człowiek, nie przeszła obojętnie wobec czyjeś krzywdy. Westchnęła. Jej plan zakładał bycie miłym, ale to… To przechodziło jej oczekiwania. I było niekomfortowe, jak jasna cholera, chociaż sama to na siebie sprowadziła impulsywną troską o… O Dustina. Oszalała!
    Gdy wróciła do głównego pomieszczenia, zamiast siedzieć tak jak mu kazała, na przekór stał ze skrzyżowanymi rękami oparty o zewnętrzny blat lady. Miał zamknięte oczy i rozluźnione ciało.
   Okrążyła niespecjalnie cicho ladę, stając przed nim. Chrząknęła, czując się niezręcznie, a on rozplótł ręce, opuszczając je wzdłuż ciała i dopuszczając ją do siebie, lecz wciąż ignorując. Postawiła otwarte pudełko apteczki obok niego, zmuszając się do maksymalnego zbliżenia.
   – Pochyl się trochę, dryblasie. – rzuciła z udawanym luzem. Chociaż nie chciała, mimowolnie wciągnęła jego zapach, a serce znowu zaczęło trzepotać jej w piersi, czując zaskakująco miłą i świeżą woń, która aż za bardzo przypadła jej do gustu. Gdy spełnił jej prośbę, spuściła wzrok na trzymaną w swoich szczupłych dłoniach buteleczkę z wodą utlenioną. Wylała na wacik grube krople i uniosła wzrok. Zastygła na sekundę.
    Miała przed oczami pełne, zaskakująco ładne, blado różowe usta i malutką, nic nie znaczącą bliznę w prawy kąciku i… Szybkim ruchem zdarła mu z czoła obszerny plaster. Syknął przez zęby, otwierając oczy i wbijając w nią pochmurne, oskarżycielskie spojrzenie. Dostrzegła zirytowane drgnięcie mięśni w szczęce.
– Sorry – mruknęła potulnie. Znacznie delikatniej i ostrożniej przemyła niewielką, lecz zakrzepniętą i zasinioną dookoła ranę, skupiając się już tylko na niej, a potem na zaklejeniu jej czystym opatrunkiem i oczyszczeniu zaczerwienionego zadrapania na żuchwie. Nie wydał już z siebie więcej żadnego odgłosu świadczącego o dyskomforcie, jaki mogła mu potencjalnie sprawić. Niczym prawdziwy macho. Do końca jednak studiował jej twarz ze spokojem, a gdy skończyła podziękował krótko.
   Opuszkami palców przyklepała jeszcze brzegi plastra, ocierając się palcami o zdrową i zadziwiająco gładką skórę. Czoło Dustina chyba właśnie dorobiło się pierwszej blizny.
    Potem odsunęli się od siebie w dziwnej ciszy, Dustin zaszył się w piwnicy nowego klubu, a ona ustawiła zawieszkę ”OPEN” na szybie drzwi. Pierwszy klient pojawił się jakiś czas później, a oni już więcej nie rozmawiali.
*
Godzinę przed zamknięciem zaczynała nudzić się jak mops. Przez cały dzień był słaby ruch, a ona z nudów zaczęła przeglądać strony internetowe na sklepowym laptopie. Siedziała tak już półtorej godziny. Znalazła strony dobrego salonu tatuatorskiego i kosmetycznego w mieście, obejrzała kilkadziesiąt przypadkowych memów i pozycje najnowszych książkowych bestsellerów.
    Jeszcze chwila i miała wołać Dustina koczującego w pracowniczej kanciapie z tyłu żeby umilić sobie choć trochę czas. Na szczęście nie musiała. Kilka minut po tej myśli do sklepu jak torpeda wpadł blady na twarzy i ze zmierzwionymi włosami, Vinc.
    Otwierała już usta, żeby się z nim przywitać, pomimo lekkiego zdziwienia jego obecnością dzisiaj o tak wczesnej porze. Nim jednak wydobyła z siebie głos, Vincent mało delikatnie zatrzasnął za sobą drzwi jakby ucinając cisnące się na usta Amelii, pytania. Odwrócił kartę na szybie i rzucił do niej grobowym głosem szefowskie polecenie, samemu udając się już na tył sklepu.
   – Do kanciapy, natychmiast.
   Podniosła się szybko ze stołka, ciekawa co się stało i ruszyła za nim. Rzadko się zdarzało aby był tak zdenerwowany.
   Kilka sekund zajęło im przejście długiego korytarza prowadzącego do małego, niezbyt schludnego pokoju nazywanego przez nich kanciapą. Vincent wparował tam i na wstępie, nawet nie przywitawszy się z siedzącym Dustinem, rzucił swoją marynarkę od drogiego garnituru na sfatygowany jak sama sofa, podłokietnik obok rosłego mężczyzny i poluzował krawat. Dustin zmarszczył grube brwi i wymienił z kobietą spojrzenia.
    – Siadaj, Amelio. – padł kolejny, chłodny rozkaz. Sytuacja była dla niej na tyle niecodzienna, że posłuchała bez słowa sprzeciwu. Zapadła się w skórze obok masywnej sylwetki ochroniarza. Vincent zaczął chodzić w tę i z powrotem po niewielkiej przestrzeni kanciapy, sprawiając że zżerała ją ciekawość. Potarł kark dłonią, a ona i blondyn w milczeniu wodzili za nim wzrokiem, czekając na wyraźnie niesprzyjające wieści.
   Żadne z nich nie odzywało się przez dłuższą chwilę, czekając aż ich szef zrobi pierwszy ruch. W końcu brunet chrząknął nienaturalnie głośno i wyrzucił z siebie jakby w przestrzeń:
   – Czy któreś z was zdaje sobie sprawę z okoliczności powstania klubu? – spytał i przyjrzał się siedzącej parze. Milczeli. – Amelio?
   Oblizała suche usta. Czego on chce?
– Chciałeś klub, otworzyłeś go. – odparła z prostotą, pierwsze co przyszło jej do głowy i od razu zaczerwieniła się na policzkach. Nie miała głowy do prowadzenia przedsiębiorstw.
– Taaak, ale jak myślisz… Stać mnie było na to? – drążył, a jego głos stopniowo ulegał zmianie. Wracał do spokojnego, monotonnego Vinca. A kobieta wciąż nie rozumiała, do czego zmierza. Mógł wziąć kredyt, kto mu zabroni?  
– Skoro go założyłeś, to najwyraźniej tak. – mruknęła niechętnie, kuląc się odruchowo w sobie, bowiem wiedząc że nie popisuje się wiedzą. Kurwa, była tylko kasjerką!
   Westchnął, jakby był belferem, który właśnie usłyszał od ucznia kompletną bzdurę na zadane mu pytanie, co tylko potwierdziło jej własną opinią.
   – Dustin?
   Zerknęła na ochroniarza kątem oka, lecz dojrzała jednie neutralny, znudzony wyraz twarzy. Pupilek Dustin zabłyśnie na tle klasy? 
   – Sponsorzy. – rzucił beznamiętnie, krzyżując ręce na masywnej piersi.
– Sponsorzy? – powtórzyła i poczuła, jak nad głową zapala jej się niewidzialna lampka. No tak! Drogie alkohole i dziwki mają swoją wygórowaną cenę. Vinc prowadził dwa sklepy w mieście, ale nie zarabiał na tym wystarczająco dużo by bez problemów otworzyć nowy, pochłaniający zdecydowanie więcej pieniędzy niż sklep, przybytek. Dobra, to było dość oczywiste...
   – Dokładnie, właśnie tak. – pochwalił. – Znalazłem sponsorów: grube ryby, które ufundowały pół klubu w zamian za specjalne przywilej w czasie, gdy będą go odwiedzać. – wyjaśnił i ciągnął dalej. – Na nasze nieszczęście, jednego z nich wczorajszej nocy zamordowano.

   Zamarła.

Komentarze

  1. fajnie doczekalismy sie hehe
    ogolem akcja toczy sie coraz ciekawiej

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Azusa!
    Czytałam tak rozdział, ale coś nie miałam za bardzo możliwości skomentować od razu, co może i wyszło na dobre, bo miałam czas na przemyślenia. Ale tak już przechodząc do krytyki i pochwały, zacznę od minusów. Po pierwsze primo- natknęłam się na błędy, momentami szyk zdań się plącze, a nieraz ciężko odczytać kto wypowiedział dane zdanie w dialogu, ale jak coś, mogę wskazać gdzie xD Po drugie: spodziewałam się jakiegoś szoku w trakcie czytania, ale zostało coś takiego podane dopiero na końcu, też może być, chociaż wprowadza jakiś taki niepokój o dalszy ciąg. Chociaż z drugiej strony... może i dobrze? Liczyłam, że jakieś postacie wykażą między sobą zależności, tylko, że wtedy by za szybko wszystko się toczyło, a przecież nie można podawać wszystkiego kawa na ławę, może moja wina, że jestem taka niecierpliwa ;__; A teraz plusy- większa dbałość o opisy niż kiedyś. Tytułowa piwnica zaczyna przywodzić różne domysły, a nawet zapowiada się, że będzie odgrywać ważny aspekt. Miło, że podzielone zostało na dwa posty, mogę na trzeźwo ocenić po dłuższym odstępie, a przede wszystkim można przeczytać na dwa razy bez zniechęcenia długością treści na raz i pogubieniem się w trakcie przerw. Możesz pomyśleć o tym też w innych dłuższych rozdziałach. Co do zakończenia, to napisałaś to dość niepozornie, wprowadziłaś jakiś element, gdzie w sielankowej scenie pada chaotyczne hasło, a treść się urywa. Nic tylko czekać na dalszą część :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, wybacz że jak zwykle jestem spóźniona z odpowiedzią. Aktualnie zdycham i zastanawiam, co zrobić z zaległościami szkolnymi. I piszę opowiadanie. Tak, ja w końcu coś po trochu piszę, niesamowite. Leżę owinięta jak gąsieniczka i stukam w klawiaturę.
      Anyway. Gdybyś mogła rozwinąć swój komentarz na emailu to byłabym bardzo wdzięczna. Dość się napracowałam nad tym rozdziałem, tak żeby wpleść w niego wątek główny i poboczny, jaki z czasem ma z tego wyniknąć więc tym bardziej trochę mnie godzą wymienione przez ciebie błędy (dlatego chciałabym żebym mi je dokładnie wskazała, przytoczyła fragment, szczególnie że nie jestem pewna gdzie dokładnie są, a nie mam siły wertować tego milimetr po milimetrze po raz kolejny. Możliwe że coś się zepsuło w stylistyce, gdy wstawiałam na Wattpada, bo tam musiałam od początku wszystko z edytować żeby wyglądało normalnie (ostatecznie ja piszę w Wordzie, a potem tylko wklejam na bloga, więc Wattpad tutaj wypada krucho. Ciągle wszystko po swojemu zmieniał doprowadzając mnie do białej gorączki. No i tam w trakcie jeszcze coś dopisałam… Ugh)
      A co do zależności. Idąc za innymi autorkami, które podziwiam (w internecie, of course) zacznę lać wodę. Będę robić wam długie rozdziały o drobnych sytuacjach z ich życia zanim się doczekacie czegoś naprawdę SZOKED żeby wam szczęki po spadały, haha-khu *głośny napad kaszlu* O ile wcześniej nie umrę.
      Nie dostrzegam sielankowej sceny. Chyba że chodzi ci o łatanie Dustina? Staram się teraz pisać na bieżąco, drugi rozdział nie zawiera na razie niczego ważnego a już liczy 2600 słów i powinnam to już urwać, gdybym miała zatrzymać zasadę dzielenia długiego rozdziału. Tu chyba zrezygnuję, muszę doprowadzić do dynamiczniejszej akcji, więc lanie wody jest w pewnym sensie konieczne. Wtedy myślę że zrozumiały stanie się zamysł tej opowieści i jego świata.

      Usuń
  3. Hej!
    Liczyłam na spokojną dalszą część i tak było po części, do czasu. Końcówka bardzo różna od całości, ale taki urok tego typu literatury.
    Myślę, że można śmiało wprowadzić poboczny wątek, może jakieś skomplikowane więzi emocjonalne między bohaterką, a mężczyznami? Może poboczne one-shoty? Sądzę, że przy tej serii to byłoby ciekawym dodatkiem, na przykład z okazji świąt.
    Jak sytuacja z Wattopadem? Czy wszystko, co będzie tam umieszczane, zostanie zamieszczone i tu?
    Jak do tej pory przyznaję, że "W piwnicy Sex Shopu" zdobywa największą sympatię u mnie, aczkolwiek, jeszcze nie przeczytałam "Senpai Dame", ale za to się zabiorę już za chwilę.
    Sama nie wiem, czy nie lepiej byłoby dzielić tak większość długich rozdziałów na części, ponieważ chyba to jak wyżej wspomniano pozwala spojrzeć na całość bardziej analitycznie.
    Całkiem ładnie napisane, ale gdzieś widać jakieś drobne błędy.
    Pozdrawiam
    /Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Ogromnie dziękuję za opinie i komentarz <3 W pewnym sensie jeden z takich one-shotów już istnieje, ale raczej wplotę go w historię jako wspomnienie, ponieważ stricte nawiązuje do postaci. Co do specjalnego one-shota... Myślę, że to całkiem ciekawy pomysł. Na pewno to przemyślę.
      Tak. I na odwrót - to co tutaj, będzie też i tam. Chwilowo nic z wattpadem nie robię, ale może jak już się zbiorę w sobie to napiszę coś nowego właśnie w tamtym polu tekstowym, co by się nie męczyć z późniejszym formatowaniem tekstu xD
      Bardzo mnie to cieszy, sama lubię kryminały połączone z wątkiem romansowym i najlepiej spędza mi się czas właśnie przy takich. Senpai to BL, jednak mam nadzieję, że ci się spodoba choć troszkę.
      Jeszcze raz dziękuję i - mimo wszystko zachęcam do wytykania mi błędów, jeśli byś gdzieś zobaczyła coś co bardzo poraziłoby cię w oczy, z przyjemnością przyjmę twoją uwagę :3

      Usuń
    2. Pisząc o one shocie, myślałam także o Halloween, ale teraz już za późno na to, czasem warto rozważyć, czy na brak weny nie byłoby dobrym rozwiązaniem napisanie historii pobocznej, o której wspomniałaś przy okazji AT.
      Muszę w końcu założyć Wattpada, bo o ile na blogu teraz rzadziej bywałam, to może na owej stronie będę częściej?
      Senpai wypadło ciekawie, ale opinię o tym już napisałam w komentarzu pod rozdziałem.
      Błędy postaram się następnym razem poznajdywać i od razu Ci je opisać.
      /A

      Usuń
    3. Na Halloween mógłby być spóźniony one-shot, ale nie wiem jak to by z tym było. Musiałabym coś podumać i zmieścić się w małej ilości wolnego czasu, wrócić do czasu akcji z rozdziałów i jakoś umieścić to w połowie, po albo wcześniej, co by nie robić zamieszania. Zwykle nie zwracam uwagi na żadne święta, więc cieszę się, że podzieliłaś się ze mną opinią i zwróciłaś na to uwagę.
      Wczoraj trochę tam siedziałam i w sumie całkiem miła stronka. Dość dobrze się czyta - można umieszczać komentarze do określonego fragmentu! Ogólnie atmosfera bardzo luźna. Dla mnie super.
      Będę wdzięczna, pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Wciąż czekam na rozwój akcji szczegolnie po zaończeniu xd
    (★^O^★) Idę do następnego rozdziału ;3
    /Sami

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz