W piwnicy Sex Shopu – 1 – Sponsorzy (cz.1)
Patrzyła
nieskrępowanie na grę mięśni pod skórą ładnie opalonego mężczyzny. Wąż o
srebrnych łuskach wił się wąskim pasem ku zagłębieniu pośladków, zastygnięty na
wieki. Czując jej natarczywą obserwację, mężczyzna odwrócił się ku niej i
spojrzał wprost w zdystansowane, zielone oczy, a całe zainteresowanie
wyparowało z Amelii. Mrugnęła i przesunęła wzrok trochę ponad jego metr dziewięćdziesiąt.
–
Co tam, Rae? – zagadał w swoim naturalnym, stalowym tonie, a po plecach
przeszedł ją dreszcz niepokoju. Nie cierpiała wyrazu jego twarzy,
nieodgadnionego spojrzenia oczu i głosu – twardych rysach twarzy pooranej gdzieniegdzie malutkimi bliznami od bójek, uśmiechu bardziej przypominającego grymas
złości, głębokiego spojrzenia tak ciemnobrązowych oczu, że prawie czarnych,
bacznie śledzących każdy, najmniejszy jej ruch i ostrego głosu przypominającego
dźwięk tłuczonego szkła. Ani tego, że nazywał ją „Rachelle”, pseudonimem
jeszcze z czasów, gdy pracowała w nocnym klubie.
Jedyne
co w nim uwielbiała to jego mocne, opalone i umięśnione ciało bez koszulki, i
ten dziwny tatuaż zaczynający się u podstawy szyi, a kończący za paskiem
dżinsów. Oczywiście, gdy patrzyła na niego z tyłu, a on tego nie dostrzegał.
Jednak dziwnym zrządzeniem losu on zawsze wiedział, że patrzy, nawet gdy robiła
to tylko ukradkowo. Że może się jej w pewien sposób podoba, ale przeważnie się
nim brzydzi i pęka w niewytłumaczalnym strachu, który stara się maskować. Amelia
jako ex-striptizerka widziała i odczuła na własnej skórze wiele, dlatego tym
bardziej nie rozumiała, skąd u niej taka awersja do tego przerośniętego faceta.
Naprawdę, spotykała gorszych.
Czy
była to świadomość tego, iż dwa tygodnie temu blondyn posłał na jej oczach
bardzo nachalnego klienta do szpitala ze złamaną ręką i obitą twarzą?
Charakterystyczny dźwięk chrupnięcia kości dotąd ją prześladował. W pewnym
sensie ją bronił, tak jak mu nakazano. Taką miał pracę, jednakże…
– O
czym tak myślisz? – zamrugała gwałtownie, i ledwo zahamowała odruch cofnięcia
się w tył, przez co omal nie spadła ze stołka przy wewnętrznej części lady, gdy
ujrzała go tuż przed sobą, w odległości metra, nachylającego się lekko w jej
stronę z tym samym zaciętym wyrazem twarzy, co zawsze.
O Tobie.
– O
niczym. – wypaliła sucho, z wewnętrzną złością na samą siebie, że pozwoliła
sobie tak bardzo odpłynąć i nie zauważyć zbliżającej się w jej stronę góry
lodowej, chcącej ją staranować niczym Titanica.
No
dobra, zdawała sobie sprawę, że mocno przesadziła z tym porównaniem, co nie
zmieniało faktu, że po prostu się go bała. I nic, kompletnie NIC nie potrafiła
na to poradzić. To był jakiś naturalny, pierwotny odruch. I w sumie całkiem Amelii
pasował. Nie chciała mieć z nim więcej wspólnego niż już ma… Praca, to tylko
część pracy.
– Masz
naturalnie kręcone włosy? – próbowała tego nie okazywać, ale po raz kolejny
poczuła się zaskoczona jego zainteresowaniem, jak zawsze zresztą przy nim.
–
Niestety nie. – odparła z wymuszonym, swobodnym tonem i drętwym, pół uśmiechem.
Odsuń się. Odsuń się. Błagam cię, daj mi
trochę przestrzeni. Po co codziennie kręci te durne włosy? – Dużo ci
jeszcze zostało? – pytanie niby niewinne, a zdziałało cud. Dustin odsunął się od
lady i odwrócił tyłem, patrząc na
kartony z materiałami renowacyjnymi. Miała teraz przed sobą widok idealnie
wyrzeźbionych pleców, jednak wcale nie poprawiło jej to humoru. Mimo to zerknęła
na nie, zdawało jej się, dyskretnie.
–
Jeśli mi pomożesz, zejdzie szybciej…
–
Niedługo otwieram. I lepiej żeby te kartony stąd zniknęły –fuknęła jak na dobrego
zarządcę przystało. – Spojrzenie jakie jej posłał w odpowiedzi było niejednoznaczne.
Mogło wskazywać złość, lub zniechęcenie jej nastawieniem. Dla Amelii prawdopodobnie
to pierwsze, ale pal licho wie, co siedzi mu w głowie. Przerażający.
Westchnęła
z wyraźnym cierpieniem.
– Co
teraz będziesz malował?
–
Skończyłem malować osobne boksy wczorajszej nocy, trzeba jeszcze wyposażyć bar
i przemeblować zaplecze, trochę
posprzątać. – dźwięk tłuczonego szkło wibrował w jej głowie, gdy kolejno
wymieniał co jeszcze należy zrobić przed otwarciem nowego przybytku. Czy jeśli
pomoże to da jej w końcu spokój?
–
Które? – okrążyła wąską ladę z ciemnego drewna i podeszła do piętrzących się
przy ciasnym wejściu do sklepu, dużych pudeł. Czuła, że jest tuż za nią –
wielki, ciężki i silny niczym czołg, ale zmusiła się do niespinania ciała i
zajrzała do jednego, w pół otwartego kartonu będącego najbliżej niej. Ze środka
wystawało kilka ładnych tkanin, papierów ozdobnych i pomniejszych elementów
dekoracji.
–
Ostatnie trzy. – mruknął. – Przesuń się, zniosę je.
–
No, dobrze. – z westchnieniem przykleiła się do wolnej od półek z seks
zabawkami, ścianie. Teraz miał chyba wystarczająco dużo miejsca? Żałowała, że
ma tak duże piersi będące w jej uprzedniej pracy wielkim atutem, a niewielkie pomieszczenie
główne sex-shopu wypełnione było po brzegi wszystkimi seks zabawkami, jakie
tylko istnieją. Ciasno, zbyt ciasno na
ich dwoje!
Zanim
zniknął na zapleczu z jednym z kartonów, rzucił jakby mimochodem:
–
Ładny sweter.
Pozwoliła
sobie warknąć dopiero, gdy usłyszała jego mocne stąpanie na schodach
prowadzących do piwnicy. Miała za duże cycki, a jej biały, dziergany sweterek w
kształcie litery V o krótkich rękawkach z logiem pingwinów z Madagaskaru, ciasno
przylegał do jej skóry. Biustu, wszystkiego! Ukazujący może jednak trochę za
dużo. Sarkastycznie przemknęło jej przez myśl, czy następnym razem spyta o
konkretny rozmiar stanika Amelii.
Nie
żeby była wstydliwa. Ale ostatnie czego pragnęła to żeby miała za wielbiciela
ochroniarza-urodzonego mordercę. Znała możliwości mężczyzn, nie potrzebowali
patrzeć na twarz aby dostać na punkcie kobiety pierdolca.
Westchnęła
po raz kolejny i poczłapała na dół, mijając się z Dustinem w przejściu. Nie
odezwała się do niego w czasie pospiesznego rozpakowywania i układania alkoholu
razem z zastawą. A gdy nadszedł czas na otwarcie o dziesiątej rano,
pomaszerowała za swoją ladę bez słowa.
*
Zamknęła
w pół do siódmej, gdy ostatni klient – chudy, zdenerwowany nastolatek kupił
fioletowe dildo za osiem dolarów. Stresował się tym zakupem tak bardzo, że
Amelia obawiała się jego potencjalnego, przedwczesnego zejścia z tego świata.
Nie obchodziło ją, do czego mu dildo. Czy będzie wpychał go w jakąś dziewczynę,
chłopaczka czy w siebie. Do licha, pracowała w sex-shopie! I jest ex-dziwką.
Dawno wyzbyła się tego rodzaju wstydu. Gdy je wybierał, ona myślała już nad kolacją. Była głodna jak wilk.
Czasem
zastanawiała się, czemu ludzie tego nie zauważają. Kupowanie seksualnych
zabaweczek w cale nie było gorsze od sprzedawania ich. Oba służyły w celu
zapewnienia przyjemności. Amelia była tylko pośrednikiem, ale pośrednikiem,
który często musiał się trochę wyprodukować podczas opisywania i wychwalania
niektórych przedmiotów z pomieszczenia. Kulki analne, pejcze, popularne futrzaste
kajdanki, dilda, żele intymne, najróżniejsze zabawne prezerwatywy… A to tylko
kilka z całego asortymentu sklepu. Mimo to niektórzy wciąż pocili się i
wyłamywali palce przy kasie. Amelia miała wtedy swoją zwyczajową, znudzoną
minę, pt. „Nic mnie nie obchodzi. Ja tylko tu kasuję” i przyglądała się swoim
paznokciom po raz setny. Wszystko dla klientów.
Ten dzień był męczący,
pomyślała siadając na czarnej, skórzanej kanapie w niewielkiej kanciapie na
tyłach sklepu. Oparła głowę o oparcie, a palce lewej dłoni mocniej zacisnęła na
uchu wysokiego kubka z gorącą czekoladą. Burczało jej w brzuchu. Zdążyła
przesiedzieć tak kilka minut nim spokój zagłuszył szczęk zamka w drzwiach
wejściowych. Nie zrobiło to na niej wrażenia. Vincent miał własny, główny klucz
i wpadał średnio trzy razy w tygodniu wieczorami. Dustin zaś wyszedł pół
godziny wcześniej, wymawiając się iż ma coś pilnego do zrobienia.
–
Amelio?
Westchnęła
ciężko. Kiedyś, gdy jeszcze pracowała jako striptizerka, a Vinc był jednym z
jej stałych klientów, próbowała go poderwać. Być może miałaby na to dużą
szansę, gdyby jakiś czas później brunet się nie ożenił. Przeważnie był świetnym
facetem i czasem wciąż zazdrościła Soley, iż udało jej się go w sobie rozkochać
tak bardzo. Vincent zachowywał się jak udomowiony pudel, wierny do bólu ile by
nie kusiła. I Soley jako latynoska miała mniejsze, bardziej estetycznie
wyglądające piersi.
–
Tu jesteś. – stwierdził przyjemnym, ciepłym głosem. – Jak tam? – Czuła jak
miejsce obok niej ugięło się pod ciężarem mężczyzny. Czarny neseser wypełniony
dokumentami stuknął o podłogę. Nie musiała patrzeć żeby wiedzieć, że właśnie
wygodnie rozparł się na kanapie i przyglądał jej z uwagą, w której plątał się
strzępek troski.
–
Cześć, Vincent. Musisz zatrudnić jeszcze jednego pracownika. – odparła ze
znużeniem.
–
Wiem, zatroszczyłem się już o to… Nie mniej, wciąż zależy mi żebyś czasem
wracała za ladę. Chcę abyś przede wszystkim skupiła się na nowym lokalu w
piwnicy, ale zobacz, jesteś dość znana. Musisz czasem posprzedawać jakieś
dildosy starym prychom śliniącym się na twój widok. – parsknął cichym śmiechem,
najprawdopodobniej wyobrażając sobie tego typu sytuację. – Ty za ladą i poza
nią to najlepsza reklama o jakiej mógłbym zamarzyć.
Drań. Zagryzając dolną
wargę, walczyła z oblewającym ją gorącem.
–
Musiałbyś wtedy bardzo pomęczyć się nad grafikiem, nikt nie wyrobi w tak
nieregularnych godzinach, nawet jeśli uchodzi za robota – rzuciła lekko
ochryple pół żartem.
Dźwięczny
śmiech mężczyzny otulił przyjemnie jej ciało. A, musiała mu jeszcze o czymś powiedzieć. Uchyliła powieki,
ukazując zmęczone, zielonookie spojrzenie leniwie prześlizgujące się po gładko ogolonej,
symetrycznej twarzy właściciela. Cichy szelest poprawianego, idealnie
skrojonego, ciemnego garnituru popieścił jej uszy.
–
Mam sprawę.
–
Tak? A jaką? – przeciągając ostatnie słowa, uśmiechnął się do niej w jej
mniemaniu nieco kpiąco i filuternie, ale cholera, to był naprawdę seksowny
uśmiech, ukazujący równe, białe zęby i dołeczek w prawym policzku. Wydęła usta
udając powagę.
–
To poważna sprawa, Vinc…
–
Nie wątpię. – Miała prawdziwą ochotę zetrzeć mu z twarzy ten uśmiech, ale nic
nie mogła, gdy jej samej drgały kąciki ust. Wszystko jednak wróciło do normy,
gdy przypomniała sobie srebrnołuskiego węża. Zdusiła kolejne już w tym dniu,
westchnięcie i wzięła duży łyk słodkiej czekolady.
Potrzymała płyn chwilę w ustach, zastanawiając się, jak powinna to wszystko
ubrać w słowa aby nie skończyło się na cichym osądzie, że zaczyna mieć paranoje
spowodowaną prowadzonym przez nią, nieregularnym trybem życiem. Przełknęła i w
niewielkim, opuszczonym pomieszczeniu zdało się jej to nagle strasznie głośne.
–
Martwi mnie twój ochroniarz.
– Chciałaś
chyba powiedzieć, że swój.
–
Nie, twój. Nie ja go sobie zatrudniałam. – odparła żwawo.
–
No dobrze, ale co z nim? – spytał z dobrze słyszalną rezygnacją. Wałkowali ten
temat już kilkanaście razy; Vinc przekonywał, że ochroniarz jest jej potrzebny,
ona upierała się, że nie. Ostatecznie zostało jak postanowił właściciel i
Amelia od początku dobrze wiedziała, że nic nie wskóra, ale lubiła się z nim
drażnić.
–
Przeraża mnie. – wyznała bez wahania. Z Vincentem już dawno przekroczyli pewną
granicę, mogła pełnoprawnie uznać go za kogoś w rodzaju „przyjaciela”. Po
upadku klubu w którym tańczyła i oferował jeszcze inne usługi, odnalazł ją i
zwerbował do własnej działalności. Truskawkowo blond striptizerkę pewnie
zatrudnili by gdzieś jeszcze, ale z każdym dniem nie stawała się młodsza,
chociaż obrosła w małą legendę w światku prostytutek i tańczących dziewcząt. Jednym
słowem ją uratował. – Mam niepokojące wrażenie za każdym razem, gdy mi się
przygląda i prawi kolejny, kłopotliwy komplement.
–
Komplement? – mruknął jakby jakoś smętnie i zaciął się na chwilę. Przyjrzała mu
się. Wbijał wzrok w swoje kolana niczym winny jakiejś zbrodni. Poczuła nerwowe ukłucie
w piersi. – A co jest złego w komplementowaniu pięknej kobiety?
Wiedziała,
że mówił szczerze, ale również iż ostatnie słowa wykorzystał jako osłonę dymną.
–
Dobra, mów. –fuknęła wbrew zamierzeniu. Czasem miała dość ciągnącej się za nią
przeszłości. Pół facetów których spotykała pamiętała ją z klubu, rojąc sobie w
swych pustych główkach, iż wykona dla nich jakiś specjalny, rozbierany taniec,
a potem jeszcze coś ekstra. To była jedyna rzecz, której od niej chciano. A
Amelię to niemiłosiernie wkurwiało. Dotarła do tego etapu życia, gdy powoli
chciała się „ustatkować”. To znaczy, znaleźć sobie jakiegoś normalnego faceta
na stałe. Nienawidziła dzieci.
–
Słucham? Co takiego? – Udawał greka, jednocześnie nerwowo stukając palcem o udo.
Zaczynała się denerwować. Bo Vincent bywał beznadziejnym kłamcą.
–
Jakich kryteriów używałeś, gdy przyjmowałeś na to stanowisko? – spytała ozięble,
biorąc coraz częściej kolejne łyki płynu. Chciała już stąd wyjść i coś zjeść.
–
Amelio… - zaczął z wyraźnie słyszalną prośbą. Dupek!
– A
więc jak wielu kandydatów przyciągnęła twoja wymarzona reklama? – Zmieniła
taktykę, upewniając się tylko, że miała rację. Obawiała się, że jej głos już od
dawna nie ociekał takim jadem. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, więc wstała
i wstawiła kubek do malutkiego zlewu. Jutro umyje. Jak zaraz stąd nie wyjdzie
to rozpaprze Vincenta o którąś ze ścian jego cudownego lokalu. Świetny facet, co? Pomyślała cierpko.
–
Skończyłam już. Pa. – nie zdążyła przekroczyć progu, gdy silna dłoń odrobinę za
mocno zacisnęła się na jej nadgarstku. Uderzył w jej słaby punkt, działając tym
samym na nią jak płachta na byka. Tego typu dotyk rozjuszył ją tylko bardziej,
jednak opanowany głos tuż przy jej ucho trochę utemperował szalejącą się w niej
złość.
–
Pracujesz dla mnie. Dustin też. Macie się dogadać i wypełniać swoje obowiązki
zgodnie z umową. – Mówił wolno, dokładnie akcentując każde słowo – Bez afer.
Obiecał, że nie tknie cię nawet palcem, więc nie odstawiaj mi tutaj roli
skrzywdzonej kobiety wyprzedzając fakty. – Dmuchnął jej prowokacyjnie w ucho,
pokazując kto stoi wyżej w hierarchii. – Zrozumiałaś?
Zwlekała z odpowiedzią kilkanaście długich sekund, a nim w końcu się
odezwała, wpierw teatralnie przewróciła oczami.
–
Oczywiście. – mlasnęła z udawaną, głęboką niechęcią. No dobra, dotychczas
zdecydowanie idealizowała Vinca jako swoje wielkie zauroczenie. Ale nawet taka
wersja jego – stanowczego, ale spokojnego, była seksowna. Na wyrost co prawda, nic
nie mogła na to poradzić.
Szczupłe,
blade palce pogłaskały skórę na jej nadgarstku.
– Dustin
jest tu dla ciebie, właśnie dlatego, iż bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że z
tamtego światka niektórzy jeszcze o tobie nie zapomnieli. – Miałam ochotę
nawrzeszczeć na samą siebie za łomoczące mi w piersi, podniecone słowami
bruneta, serce. – Szanuję cię i traktuję wyjątkowo. Więc bądź grzeczna? –
zasugerował z delikatną kpiną, degradując ją jeszcze bardziej do roli
kapryśnego dziecka.
Nie przełykaj śliny, nie przełykaj śliny...
On ma żonę!
–
Wiem. Ale wygląda jak świeżo po odsiadce i jego zainteresowanie mnie nie
cieszy, kiedy nie wiem, co roi sobie w głowie. Na Boga, on wygląda jak
morderca. Vincent, no. Dwa tygodnie temu złamał jakiemuś zboczonemu dziadkowi
rękę. – mruknęła zrezygnowana. – A to był tylko mało szkodliwy dziadek… Wracam
do domu.
Odsunął
się na bezpieczną odległość i poczuła na plecach chłód.
– Zrobił
to dla twojego dobra, ale jeśli cię to uspokoi to porozmawiam z nim. – Obiecał.
– Połóż się wcześniej, blado wyglądasz. – Musnął na pożegnanie kosmyk jej
rozpuszczonych włosów, wygrzebał z nesesera plik druków i przysiadł z nimi na
kolanach z powrotem na kanapie.
Pięć
minut dla ulubionego pupilka minął. Ubrała swoją czarną ramoneskę ze złotymi
akcentami i wyszła w ulewny wieczór.
*
Nigdy
w jej nowym życiu rzucenie się na łóżko nie było tak przyjemne jak teraz.
Piętnaście minut spacerkiem do jej mieszkania i duży hot dog o obfitym w
dodatkach składzie, wystarczyło żeby poukładała sobie w głowie większość
kwestii z dzisiejszego dnia i zabiła dokuczliwy głód. Więc jej „ochroniarz”
mógł ją znać. No więc może sam zgłosił się do Vincenta. Czy raczej skorzystał z
okazji? Może faktycznie potrzebował łatwej, dobrze płatnej fuchy. M o ż e.
Westchnęła, skopując zsunięte do kolan spodnie i zostając w samych majtkach i
biustonoszu. Sweterek porzuciła już na progu i czuła, że dostała z zimna gęsiej
skórki.
Powinna iść wziąć ciepłą, relaksującą kąpiel, ale nie miała siły aby się
podnieść. Mruknęła coś pod nosem, wygięła się i rozpięła haftki krępującego jej
piersi koronkowego, blado różowego biustonosza. Opadła z powrotem na zaścielone
łóżko i wyrwało jej się z ust westchnienie ulgi. Do diabła z tym. Do diabła z
Dustinem. Jedno jej słowo, a powinien wylecieć na zbity pysk. Vinc zrobiłby to
dla niej. Dla swojej żywej reklamy. Zawinęła się poziomo w pozycji embrionalnej
w pachnącej, puchatej kołdrze i przymknęła powieki.
Nie
pamiętała momentu, kiedy zasnęła twardym, przyjemnym snem w którym to roznegliżowany
Vincent tańczył przed nią, zamiast niej.
Czy to będzie sie rozwijac romans między Dustinem a bohaterką? :D Powiem że miałem inne oczekiwania po tytule ale powinno sie ułożyć wszystko na całość zwłaszcza że to część pierwsza xD Ogólnie moge powiedzieć że jest jakiś zarys historii ale to dopiero da sie ocenić przy następnej części. Puki co podoba mi sie takie 8 na 10 xD
OdpowiedzUsuńsuper opowiadanie milo sie czyta i sadze ze w 2 cz sie rozwinie akcja
OdpowiedzUsuńCiekawe, rozbudowane, całkiem przystępnie napisane. Mam nadzieję, że następna część pojawi się w niedługim czasie, tak, by móc połączyć fakty z pierwszej. Ogólnie rzecz biorąc, to jest luźne, miłe do czytania. A i nie powiem, mam nadzieję na jakieś nawiązanie do tytułu ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę miłych wakacji!
Pozdrawiam
/A
Ładnie napisany rozdział, ale widzę drobne błędy, nie rażą w oczy, głównie interpunkcja. Mamy tutaj wstęp do historii, która zapowiada się na długą, oczywiście, nie wiemy, co stanie się później... Mam już jakieś domysły, czy dojdzie do chemii między ochroniarzem, a Amelią, ale może być też coś między Vincentem a nią ;) Poczekać do następnej części jestem w stanie, bo chyba bardzo ciężko by się czytało, ze świadomością, że jest tego sporo jak na jeden post :D Fajne również są opisy przeszłości, coś jest napomknięte i dobrze, później będę mogła łączyć fakty :D Zastanawiam się, czy ta tytułowa piwnica odegra większą rolę, czy tylko tytuł nawiązuje do początkowej treści. Ale to się okaże jeszcze :D Ślę pozdrowienia i życzę odpoczynku przez wakacje ^ ^
OdpowiedzUsuńŚwietne wprowadzenie! Fajnie się czyta, czasem nie wiem o co kaman ale jest dobre jak na poczatek histori
OdpowiedzUsuńZauwarzyłam nowe rozdziały i postanowiłam że przeczytam od początku :DD
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawie się zaczyna, jak reszta czekam na romans i pikantne sceny ∩( ・ω・)∩ Może już są? Okarze sie po tym rozdziale
/Sami